Łączna liczba wyświetleń

środa, 28 stycznia 2009

wojna polsko-polska pod katolicko-ewangeliczną flagą

stosunki katolicko-ewangeliczne w naszym kraju nie należą do najłatwiejszych. właściwie przypominają one pierwszą wojnę światową. obie strony okopały się głęboko na swoich pozycjach i co jakiś czas obrzucają się obelgami i oskarżeniami. takie zachowania nic nie dają poza powiększaniem liczby ofiar. coraz więcej osób po obu stronach staje się zgorzkniałych, pełnych bólu i zniechęcenia
czemu to robimy?. czemu za wszelką cenę staramy się udowodnić, że to ta druga strona nie ma racji?. zamiast skupić się na sobie, na swoich relacjach z Bogiem wyszukujemy u naszych "wrogów" wszystko co możemy później wykorzystać przeciwko nim.
smutne to jest. niestety zawinione z obu stron. jako protestanci lubimy podkreślać, że niemal zawsze stroną atakującą jest strona katolicka nie potrafiąca zrozumieć prostego faktu, że w Polsce jest miejsce dla różnych odmian chrześcijaństwa,a nie tylko dla tej "jedynie słusznej". jest to niestety prawda, ale zauważmy jak często później sami przystępujemy do "kontrataku" mającego na celu wykazanie złych intencji tej drugiej strony. jednocześnie sami wchodzimy w skórę tych, których zachowania za wszelką cenę chcielibyśmy uniknąć.
zgadzam się, jesteśmy tylko grzesznymi ludźmi, którzy nie zawsze są w stanie panować nad swoim zachowaniem. niemniej jednak mamy Jezusa, który powinien dawać nam siłę do zaniechania takich zachowań.
wszystko jeszcze obija się wokół Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. wiadomo, impreza ta odbywa się wśród Kościołów skupionych w Polskiej Radzie Ekumenicznej. wyklucza to raczej wyznania ewangeliczne, przez wiele z Kościołów członkowskich uważane za sekciarskie. powinniśmy jednak dawać tu dobry przykład nie wchodząc w żadne sporne sytuacje. po prostu powinniśmy nadstawić drugi policzek. sam wiem jakie to trudne, ale czy jest inne wyjście?. czy można uważać się za ucznia Jezusa, a jednocześnie tak traktować innych ludzi?
myślę, że jeszcze dużo czasu upłynie zanim ewangeliczni chrześcijanie w pełni zaakceptują zasadę niestosowania przemocy (oczywiście werbalnej) we wzajemnych kontaktach. dużo jest krzywdy i niesprawiedliwości jaka nas spotkała.
może najwyższa pora wybaczyć?

sobota, 24 stycznia 2009

o ekumenizmie raz jeszcze

a ja znów o ekumenizmie. jeszcze trwa Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan toteż temat jeszcze nie jest 'nieświeży".
bardzo znanym ekumenicznym środowiskiem jest "Gazeta Wyborcza". piórem swojego publicysty Jana Turnaua wielokrotnie dawała przejaw swojej tolerancyjnej i pozytywnej postawie wobec wszelkiej maści innowierców. zachowanie to ze wszech miar godne jest pochwały i naśladowania. niemniej nie byłbym sobą gdybym nie znalazł kilku punktów do których mógłbym się przyczepił.
co sobota GW prezentuje cykl Arka Noego. cotygodniowe eseje, wywiady, artykuły o kondycji współczesnego katolicyzmu. "a gdyby tak zmienić zasady gry" jak śpiewała Kasia Nosowska? gdyby co jakiś czas (np raz w miesiącu) rubryka Arka Noego stała się miejscem prezentacji innych niż katolickie poglądów? gdyby tak choć raz na miesiąc czytelnicy GW (a to w końcu setki tysięcy ludzi) mogli zapoznać się z opinią luterańskiego czy adwentystycznego pastora. z opinią zielonoświątkowego teologa czy baptystycznego katechety. czyż postawa taka nie byłaby godna pochwały i naśladowania, że powtórzę swoje słowa sprzed kilku linijek?. czy redakcji GW nie byłoby stać na prezentowanie pełnego obrazu polskiej tożsamości wyznaniowej?
przecież to o czym piszę nie jest ani złe, ani niewykonalne. wystarczy dobra wola kolegium redakcyjnego. wystarczy pozytywne podejście do problemu.
przecież ani Agora ani Gazeta Wyborcza nic na tym nie stracą. mogą tylko zyskać. co w dzisiejszych czasach może się okazać nieocenioną inwestycją.

czwartek, 22 stycznia 2009

ekumenizm na pokaz

trwa Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. inicjatywa sama w sobie niewtpliwie dobra i pozyteczna niemniej jak zwykle wykorzystywna jest do aktualnej nie chcę powiedziec walki politycznej, ale na pewno do czegoś w tym stylu. robi sie wielkie halo z tego, że istnieją w tym kraju inne niż katolickie świąetynie. pokazuje się jak to duchowni rzymskokatoliccy (bo nie udawajmy, że chodzi tylko o nich) wchodzą do świątyń "braci odłączonych" jak to Watykan raczy pięknie nazywać ludzi, którzy jeszcze 50 lat temu byli zwykłymi heretykami. mówi się, że w naszym kraju są jeszcze inne tradycje chrześcijańskie poza tą jedną właściwa.
to jest tylko tydzień. jak wiadomo rok ma ich całe 52. zamiast patrzeć na te 7 dni pokazówki dla mediów patrzmy na pozostałe 358 dni normalnego życia. a tu już tak wesoło nie będzie. tu już będzie lokalna walka z każdym niekatolickim przejawem duchowości, szczególnie na terenach nie mających silnej tradycji luterańskiej czy też prawosławnej. będziemy mieli do czynienia z odmową wydania przez kuratorium zgody na rozwój szkoły bo niekatolicka. z zamiarem niedopuszczenia dzieci do pierwszej komunii bo rodzicie ośmielili się je posłać do ewangelicznej szkoły, która przecież nie respektuje "katolickiego systemu wartości". wiadomo, dzieci mają chodzić do publicznej (czyli państwowej) szkoły, która katolicki system wartości jak najbardziej reprezentuje.
śmieszą mnie takie zachowania. śmieszy mnie to ciągłe zapewnianie o równości wobec prawa. o wolności wyznania. ludzie, którzy tak mówią albo świadomie kłamią, albo nie wiedzą w jakim kraju żyją. ale zapewne to pierwsze. gdyż 99% osób przemawiających publicznie w tym kraju zwyczajnie kłamie. najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że my o tym dobrze wiemy, a mimo to i tak ich wybierzemy na kolejną kadencję. dla mnie niezrozumiały paradoks.
dobrze przynajmniej, że 11 listopada na uroczystościach (ale tylko wojskowych) widziałem wszystkich trzech Biskupów Polowych Wojska Polskiego. na uroczystościach państwowych sytuacja wróciła do normy. był tylko jedynie słuszny biskup
dziś mija rok od katastrofy CASY. zginęło dwudziestu wojskowych. nie wszyscy byli katolikami. z jakim trudem przyszło wymówić wielu dziennikarzom, że uroczystości będą ekumeniczne. jakby dotąd nie słyszeli takiego słowa. może i rzeczywiście nie słyszeli. skoro żyje się w kraju w którym można usłyszeć, że luteranie przecież nie są chrześcijanami, bo nie uznają papieża.
na inauguracji Baracka Obamy modlitwę odmówił pastor Rick Warren. i co zobaczyliśmy w telewizji? "Inwokacja dr Ricka Warrena". tak brzmiał napis na dole ekranu. dziwne, że w rzekomo tak katolicki mkraju nie może komus przejść przez usta słowo "pastor" ani tym bardziej słowo 'modlitwa'. ale o tym już chyba pisałem.
dajmy sobie spokój z tym Tygodniem Modlitw. tak zwyczajnie z uczciwości. po co ciągnąć coś, co i tak nie istnieje? by pokazać innym, że potrafimy się modlić na pokaz? w to nikt nie wątpi. pytanie tylko czy przynosi nam to jakikolwiek zaszczyt.
jak zwykle jesteśmy mistrzami świata w Nikomu Niepotrzebnych Rzeczach. szalenie inspirujące.

środa, 21 stycznia 2009

pamiętnik terrorysty

poniedziałek

porwaliśmy samolot na lotnisku w Moskwie. pasażerowie w charakterze zakładników. żądamy dwóch milionów dolarów okupu i lotu do Meksyku

wtorek

czekamy na reakcję władz. napiliśmy się z pilotami. pasażerowie wyciągnęli swoje zapasy. napiliśmy się z pasażerami. piloci napili się z pasażerami.

środa

przyjechał negocjator. przywiózł gorzałę. napiliśmy się z negocjatorem, pilotami i pasażerami. negocjator prosił byśmy wypuścili połowę pasażerów. wypuściliśmy, a co tam

czwartek

pasażerowie wrócili z zapasami wódki. balanga do rana. wypuściliśmy drugą połowę pasażerów i pilotów.

piątek

druga polowa pasażerów i piloci wrócili z gorzałą. przyprowadzili masę znajomych. impreza do rana. łeb pęka, ale trzeba trzymać fason.

sobota

do samolotu wpada specnaz. z gorzałą. impreza do poniedziałku.

poniedziałek

do samolotu pakują się coraz to nowi ludzi z wódką. nie mamy pojęcia skąd się biorą. jest milicja, są desantowcy z Riazania, strażacy, podwodniacy z Archangielska, nawet wycieczka zakonnic z Gabonu (fajne laski, nie ma co ukrywać).

wtorek

nie mamy już siły. chcemy się poddać i uwolnić samolot. specnaz się nie zgadza. zostało im jeszcze masę wódki. do pilotów przyleciała z wizytą rodzina z Irkucka. wódka po uszy.

środa

pertraktujemy. pasażerowie zgadzają się nas wypuścić jeśli załatwimy gorzałę



to na małą poprawę humoru w tych coraz trudniejszych czasach.

nowa (bynajmniej nie) nadzieja?

nowa nadzieja, nowe otwarcie. nowa szansa. cały niemal świat w zachwycie pieje nad prezydenturą Baracka Obamy. oczywiście kraj, który chyba najwięcej zyskał na niewolnictwie zasługiwał na czarnoskórego prezydenta w charakterze sprawiedliwości dziejowej. i tylko to jest w tej prezydenturze pozytywne.
tak naprawdę nic się jednak nie zmieni. Stany Zjednoczone dalej będą najbardziej bandyckim krajem na świecie. dalej będą stanowiły największe zagrożenie dla światowego pokoju. dalej będą niszczyc kraje tylko dlaego, że ośmieliły się wybrac prezydenta nie po myśli Waszyngtonu lub wybrały "zły" (czytaj "antyamerykański") sojusz. nic się w tej kwestii nie zmieni. prezydent Barack Obama natychmiast wyśle wojska albo obłoży sankcjami kraj, który zechce obrać choćby nieco inną drogę rozwoju niż tę "wymarzoną" przez Waszyngton. dalej będziemy mieli do czynienia ze "sprawiedliwymi wojnami", "humanitarnymi bombardowaniami" czy też innymi formami zbrodni wojennych tak chętnie stosowanymi przez waszyngtońską administrację przez ostatnich kilkanaście lat. dalej wolny i demokratyczny wybór któregokolwiek z państw może zostać nazwany "zagrożeniem dla demokracji', gdyż nowo wybrany przywódca nie będzie spełniał "amerykańskich standardów" (tzn nie okaże się chętny do współpracy).
ludzie, którzy teraz tak chętnie popierają Obamę na zasadzie "odreagowania" po Bushu dość szybko się na nim przejadą. doskonale przecież pamiętamy jaką euforię po ośmiu latach rządów Busha seniora wywołał wybór Clintona. młody, charyzmatyczny gubernator małego stanu miał być dowodem nowych czasów w Waszyngtonie, a okazał się dość sprawnym kontynuatorem polityki (przynajmniej zagranicznej) poprzedniej ekipy. cel ten jest zawsze taki sam. wszelkimi możliwymi sposobami zapewnić dominację Stanów Zjednoczonych na arenie światowej. tylko o ile w 1992 USA nie miały konkurencji to dziś już tak pięknie nie jest. do gry i to całkiem na poważnie wraca Rosja, o swoje dopominają się Chiny, Indie, Brazylia. dzisiejsza polityka będzie się bardzo różnić od tej sprzed siedemnastu lat. dziś by utrzymać taki prymat będzie się trzeba w pewnym momencie uciec do użycia siły i to na poważną skalę. i Obama jako prezydent USA to zrobi. nawet kosztem ogromnego konfliktu na skalę światową
oczywiście bardzo dobrze, że George Dablju Bush odszedł w niebyt. znakomicie że już go nie ma. niemniej jednak nie można się cieszyć i liczyć na to, że USA zrezygnują z roli "psa łańcuchowego" świata. mają zbyt dużo do stracenia. a Obama jeszcze więcej. następną kadencję. żeby zostać wybranym po raz drugi zrobi wszystko choćby miał pół świata utopić we krwi. jak każdy amerykański prezydent. oni mają to w genach.

poniedziałek, 12 stycznia 2009

40 lat Led Zeppelin

coś nieco lżejszego kalibru. dziś ważna data dla historii muzyki rockowej. czterdzieści lat temu ukazał się debiut Led Zeppelin "I". płyta ta jest kamieniem milowym w historii gatunku. od niej zaczęło się wiele innych historii.
osobiście debiut Led Zepów był jedną z płyt na której się wychowałem. otworzył mi oczy na cały ocean wspaniałej muzyki wyrosłej z tradycji amerykańskiego bluesa. pozwolił mi, wtedy może ośmiolatkowi odkryć zupełnie inny świat muzycznych doznań i wrażeń. zaraz potem był debiut Black Sabbath, Sex Pistols, płyty The Clash, Iron Maiden czy Pink Floyd. i cały ten wspaniały muzyczny świat. bo bez dobrej muzyki naprawdę nie wyobrażam sobie życia