Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 7 grudnia 2010

świątynia nasza czy boża?

posłuchałem ostatnio "Lover, lover, lover" Leonarda Cohena. zainteresowany sięgnąłem po tekst. okazał się on modlitwą, lub raczej rozmową z Bogiem, błaganiem jakie skruszony wierny zanosi przed boże oblicze.
Bóg mu odpowiedział "sam zasłoniłeś moją twarz/sam wzniosłeś tę świątynię". bardzo fajne słowa. niekiedy bardzo prawdziwe, odpowiadające niestety rzeczywistości. to my zasłaniamy Bogu twarz. to my powodujemy, że nie tyle odwraca się od nas, co nas po prostu nie widzi. ktoś powie, że Bóg jest wszechmogący. owszem jest. ale nasz grzech odgradza nas od Niego. osobom wierzącym nie muszę tego przecież tłumaczyć. tzw. "wierzący niepraktykujący" rzeczywiście mogą mieć z tym pewien problem.
widzę tu jednak dwie opcje. w pierwszej człowiek w pełni świadomie "stawia sobie świątynię". jak wiemy podstawowym zakazem w Starym Testamencie jest zakaz bałwochwalstwa. Bóg niemal w każdym miejscu krzyczy "uciekajcie od bałwochwalstwa, nie stawiajcie sobie posągów odlewanych, nie czyńcie sobie innych ołtarzy". jednak czasem człowiek dochodzi do wniosku, że potrzebuje być samemu "sterem, żaglem i okrętem". że musi poszukać sobie swojej drogi i swoich wierzeń, które zaspokoją jego potrzeby. w tym momencie z własnej woli "zasłania Bogu twarz", dobrowolnie staje się bałwochwalcą i odstępuje od tronu Boga. tu sytuacja przynajmniej jest jasna i klarowna.
gorzej jest w sytuacji, gdy człowiek tak desperacko szuka Boga, że buduje jakąś świątynię, którą w swoim mniemaniu bierze za prawdziwą. nie dostrzega niestety swojego błędu i nieświadomie dryfuje w stronę herezji. co jeśli nikt nie wskaże mu błędnej drogi? czy szczere chęci szukania Boga wystarczą w starciu z błędami w jakie się ten człowiek pakuje? czy zbudowanie w dobrej wierze błędnej teologii i uznanie jej za swoją własną jest wystarczającym powodem do potępienia? tym miłym pytaniem żegnam się z czytelnikami

poniedziałek, 6 grudnia 2010

dyskretny urok bałwochwalstwa

miałem unikać uderzania w katolików. niektórzy mówili, przyjmij postawę ekumeniczną, przebaczaj, rozumiej. ja rozumiem, ale czasem kilka słów napisać muszę. taki już jestem. po prostu.
ja rozumiem, że katolicy mają te swoje obrazy z Jezusem, Marią, świętymi. niech mają. widocznie do czegoś są im potrzebne choć ja za chińskiego boga nie jestem w stanie zrozumieć do czego. problem zaczyna się, gdy widzę obrazy z ludźmi. Ratzinger, Wojtyła, Glemp, ojciec Pio. to już przestaje mi się podobać. kwestia oddawania czci, często jak najbardziej żyjącym ludziom przestaje być zabawna, a staje się całkiem poważnym problemem teologicznym. co pcha ich do dekorowania ścian swoich mieszkań takim np Józefem Glempem? nie wiem, a i prawdę mówiąc a bardzo wiedzieć nie chcę. wiedza ta nie jest mi do niczego potrzebna. zastanawia mnie jednak co innego. tak często hierarchowie kościoła katolickiego potępiali np komunistów za oddawanie wręcz boskiej czci swoim przywódcą. tylko ja się pytam. czy różni się portret przywódcy partyjnego wiszący w siedzibie jego partii od portretu przywódcy danego Kościoła wiszącego na plebanii. to także uwielbienie dla człowieka.
czy wyobrażacie sobie, że wchodzicie do gabinetu swojego pastora, a tam na ścianie portret biskupa Marka Kamińskiego? ja sobie nie wyobrażam. i wolę sobie nie wyobrażać. mam nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie. mam nadzieję, że większość Kościołów będzie odporna na tego typu nowości.

nasi w Sejmie

nigdy nie byłem i mam nadzieję, że nigdy nie będę wielbicielem Platformy Obywatelskiej. jednak gdybym był mieszkańcem Łodzi prawdopodobnie oddałbym głos na kandydatkę PO w wyborach na prezydenta miasta. przyczyna takiego zachowania jest bardzo prosta. chciałbym po prostu, by posłem na Sejm został John Godson.
dziś już wiemy, że kandydatka PO wygrała wybory i że John Godson będzie pierwszym w historii czarnoskórym posłem. dla nas jest to tym ważniejsze, że John jest świadomie wierzącym chrześcijaninem, członkiem Kościoła Bożego w Chrystusie. ma swoje zasady, trzyma się ich w każdej sytuacji. ze swojej wiary nie robi sensacji, ale też nie trzyma tego w tajemnicy. opowiada o niej zawsze chętnie każdemu kto pyta. ludzi takich jak on potrzeba nam jak najwięcej. jako chrześcijanie również mamy prawo ( a myślę, że niedługo stanie się to wręcz obowiązkiem) uczestniczyć w życiu publicznym naszego kraju. potraktujmy go jako tego, który przeciera nam szlaki i nie bójmy się iść tam, gdzie on już doszedł.

powrót?

coraz więcej osób zwraca mi uwagę, że za mało piszę. powinienem dbać o swoich czytelników. czy ja wiem? powoli dochodzę do wniosku, że bloga prowadzi się dla siebie nie dla innych. że to ja mam być zadowolony z ostatecznego efektu, a nie ktoś inny. i może od dnia dzisiejszego tak będzie. blog będzie jedynie moja własnością. może będę częściej na nim pisał. chciałbym wrócić do sytuacji sprzed pół roku, kiedy to pisałem tekst co parę dni. kto wie, może się uda.

wtorek, 26 października 2010

potrafisz rozsądnie oddać głos?

wybory samorządowe niemal za pasem. pytanie tylko co to zmieni. odpowiedź, nic. wszystko będzie po staremu. ludzie zagłosują bezmyślnie, czyli tak jak głosują w wyborach parlamentarnych na te same partie i będą zadowoleni, że spełnią swój obowiązek. w żadnym razie nie zainteresują się żadnymi kandydatami, tym co mają oni do zaoferowania. jedynym kryterium głosu będzie tylko i wyłącznie legitymacja partyjna.
a przecież w wyborach samorządowych chodzi o zupełnie co innego. to są nasze, lokalne sprawy i problemy. rzeczy na których ktoś się zna, a ktoś inny już nie za bardzo. przecież tu chodzi o drogę, szkołę, studnie oligoceńską. o coś, co jest ważne dla nas wszystkich, bez względu na poglądy polityczne. ale do ludzi to nie dociera. myślą, że tylko ich partia potrafi wszystko załatwić.
oczywiście czasem głosowanie to jest czysto pragmatyczne. no bo moja siostra pracuje w urzędzie i jak się zmieni koalicja to ona tę robotę straci. bo mój ojciec podpisał umowę z ratuszem na opiekę nad gminną zielenią. a nowa ekipa zatrudni swoich ludzi. ale takie przypadki są jednak w zdecydowanej mniejszości. zwykli, przeciętni ludzie nie mają takich znajomości w urzędzie. mogą całkowicie uczciwie głosować według potrzeb swojego środowiska. a głosują wg potrzeb partii politycznej na którą głosują. a potem się dziwią, że nic się nie udaje. że nic nie wychodzi, a wszystko jest po startemu. parkingu nie ma, placu zabaw nie ma. menele na murkach jak siedzieli tak siedzą.
może czasem warto ruszyć w teren. pogadać z ludźmi. poznać ich oraz programy jakie mają do zaproponowania. pomyśleć, co do tej pory zrobiła ekipa na którą zwykle oddaję głos. pomyśleć czy nie warto czegoś zmienić. może choć raz na jakiś czas warto poczuć się gospodarzem na swoim terenie.

piątek, 22 października 2010

mozna budować taniej? możńa, ale nie dla przyjaciół

Stadion piłkarski na 15 tyś. miejsc, hala sportowa na 5 tyś, basen olimpijski, parking podziemny na 900 miejsc. planowany koszt inwestycji ok 250 mln złotych.
o czym piszę? o kompleksie sportowym na terenie Polonii. jakoś to dziwnie wygląda. duży stadion, hala sportowa, basen, parking. wszystko za kwotę ponad 2x mniejszą niż ta, która poszła na stadion Legii. czy ktoś potrafi logicznie wytłumaczyć tak potężną różnicę? czy ktoś w ie czemu Legia, a właściwie ITI dostało tak gigantyczną dotację, zarówno z budżetu miasta jak i z Unii? wyjaśnienie jest znane tylko posługiwanie się nim spowoduje ryzyko zrównania takiej osoby z oszołomami spod Pałacu Prezydenckiego. oczywiście całą propaganda pójdzie w TVN, która jako najbardziej uczciwa, obiektywna i rzetelna stacja w tym kraju zaraz przedstawi sprawę w jedynie słusznym świetle.
chciałbym wierzyć, że w tych wyborach zmieni się prezydent Warszawy. niestety jest to mało prawdopodobne. a szkoda, bo w takim razie wszelka działalność ITI będzie dalej uprzywilejowana względem innych podmiotów.
i tylko chciałbym by kiedyś Hanna Gronkiewicz-Waltz została rozliczona z tych setek milionów złotych, które całkowicie niepotrzebnie trafiły na budowę stadionu Legii. boi za tę kwotę można by było postawić i Legię i Polonię. i dorzucić na Olimpię na Hutnika i na Ursus na przykład.

czwartek, 21 października 2010

kto sieje wiatr ten zbiera burzę.

PiS zbiera teraz burzę z wiatru, który siał przez wiele lat. niech nikomu nie wmawiają, że są tu niewinną ofiarą. że są poszkodowani przez Platformę Obywatelską. nie bronię PO. ludzie, którzy mnie znają doskonale widzą, że partii Donalda Tuska nie lubię tak samo mocno jak partii Jarosława Kaczyńskiego. jednak zauważam olbrzymie różnice jakie między nimi istnieją i nie traktuję ich na takim samym poziomie.
wszystko zaczęło się pięć lat temu. wtedy to jedna parszywa poselska szmata z Pomorza, której nazwiska nawet nie wymienię (prędzej przez usta przejdzie mi "pedofil" niż to nazwisko) powiedziała, że dziadek Donalda Tuska służył w Wehrmachcie. potem poszło już gładko. ciągłe obrażanie i obrzucanie wyzwiskami wszystkich przeciwników. wyciąganie ludzi z domów o 6 rano pod okiem kamer. grożenie strajkującym lekarzom poborem do wojska. ogólna pogarda dla wszystkich, którzy mają inne zdanie niż oni. to buczenie zwolenników PiSu na Donalda Tuska czy Władysława Bartoszewskiego na Cmentarzu Powązkowskim w żadnym wypadku nie skrytykowane przez władze tej partyjki
no i ostatnie wybryki. demonstracyjne lekceważenie demokratycznie wybranego prezydenta. moralne opluwanie go na każdym kroku.sugerowanie, że został wybrany przypadkowo przez pomyłkę. że wybraliśmy jako naród niegodnego prezydenta. sugerowanie, że Platforma Obywatelska ma krew na rękach, że brała udział w zamachu na Lecha Kaczyńskiego.
winnym wtorkowego zabójstwa w Łodzi jest tylko i wyłącznie środowisko PiSu. nikt inny. to oni od wielu miesięcy podpalają Polskę. to oni hołdują anarchii i bezhołowiu. to oni przy każdej nawołują prezydenta Komorowskiego do dymisji. to oni sugerują, że Polska przestaje być państwem demokratycznym choć tylko oni ponoszą za to odpowiedzialność.
to Jarosław Kaczyński powinien udać się do rodziny ofiary, paść przed nimi na kolana i powidzieć "moja wina. to przeze mnie, przez moją partię i jej bandyckie zagrywki straciliście ojca, męża, dziadka, brata". ale nigdy tego nie zrobi. w jego móżdżku nawet nie zakiełkuje myśl, że to on może być za coś odpowiedzialny.
wszyscy tylko nie on.

poniedziałek, 4 października 2010

jest wyjście. zawsze. tylko wierz.

czasem mam wrażenie, że Bóg dopuszcza do zaistnienia grzechu w naszym życiu, by pokazać nam jak bardzo słabi i bezbronni jesteśmy bez Niego. jak upadamy o wiele szybciej i o wiele bardziej boleśnie niż mogłoby nam się wydawać.
może czasem rzeczywiście trzeba upaść na pysk, na samo dno (lub na coś, co tym dnem może nam się tyko wydawać), by się odbić i doznać całej siły oraz mocy bożej, która raz na zawsze odmieni całe nasze życie. pozwoli naprawić to, co do tej pory wydawało się nie do naprawienia. to, co niszczyło dotychczas nasze życie i którym żadną miarą nie byliśmy sobie w stanie dać rady.

z drugiej strony może to diabeł uderza w pewnym momencie z całej swojej siły licząc, że to już koniec. że już się nie podniesiemy, że właśnie dostaliśmy dwa lub trzy decydujące ciosy. i początkowo może się tak wydawać, a tu niespodzianka. pojawia się Bóg z całą swoją mocą i miłością i nagle to, co miało nas ostatecznie wbić w asfalt tylko nas wzmacnia.

Bóg jest wielki!

poniedziałek, 27 września 2010

niech nie będzie wsród was rozłamów.

to nie było mądre. rzekłbym nawet, że było to głupie, cholernie głupie. opuszczanie szeregów Aliansu Ewangelicznego z takiego powodu nie jest rzeczą, którą można byłoby się chwalić.
podobno władze Kościoła Zielonoświątkowego nie przepadają za krytyka. jestem w stanie to zrozumieć. to takie ludzkie. każdy woli być chwalony, nawet gdy na to nie zasługuje niż słuchać krytycznych uwag pod swoim adresem. poza tym jak każda władza lubi następujący schemat. my prezentujemy ustalony przez punkt widzenia i oczekujemy pełnej akceptacji. nie pogardzimy również owacją na stojąco. natomiast dyskusja nie jest tym, co lubimy. dyskusja prędzej czy później zacznie owocować krytyką. a co jeśli nie znajdziemy nic na swoją obronę?
jakiś pastor ma podobno poważne zarzuty (są dwie wersje albo zarzuty prokuratorskie, albo natury moralnej). i pastor ten przechodzi z całym swoim zborem do innego Kościoła członkowskiego AE. wolno mu? oczywiście, że wolno. pytanie tylko co to za społeczność, która tak bezkrytycznie podąża za swoim pastorem, nie wnikając w motywy jego postępowania? to lekko zakrawa na sektę. tak więc może i dobrze, że się wyniósł niezależnie od powodów jakie nim kierowały.
ale wracając do meritum. Rada Naczelna KZ zwróciła się do władz owego Kościoła z prośbą o wyjaśnienia. nie otrzymawszy ich postanowiła opuścić szeregi Aliansu, by nie być łączonym z postacią owego pastora i zarzutami kierowanymi wobec niego (ciągle nie wiemy jakiego typu). czy to dobry ruch? ewangelicznych chrześcijan jest u nas tak mało, że każde osłabianie naszej jedności wygląda na świadomy sabotaż. chcecie wiedzieć jak nas jest mało? dla unaocznienia problemu wystarczy podać, że ilość kibiców na przykład na derbach Barcelony (FC Barcelona - Espanyol Barcelona) mniej więcej trzykrotnie przekracza ilość ewangelicznych chrześcijan w Polsce. myślę, że nawet osoby nie interesujące się piłką nożną rozumieją w tym momencie wagę problemu. jeden mecz, a liczba ludzi dla nas nie do osiągnięcia.
tylko razem jesteśmy silni. tylko razem możemy pokazać, że istniejemy, że warto się nami przejmować, warto na nas zwracać uwagę. każde działanie na przekór tej jedności to całkiem niezrozumiały ruch, który w przyszłości może mieć bardzo poważne konsekwencje. i tylko czy ktoś będzie wtedy pamiętał o szczegółach? nie. ale wszyscy będą pamiętać, że ileś tam lat wcześniej Kościół Zielonoświątkowy opuścił szeregi Aliansu Ewangelicznego, co skutkuje takimi, a nie innymi konsekwencjami.
można zadać pytanie. jeżeli w domu dziecka troje wychowanków okaże się złodziejami lub podpalaczami to czy od razu wpakujemy wszystkie dzieciaki z tego domu do poprawczaka? bardzo kusząca propozycja, ale nikt normalny jej nie przetestuje.
kolejna sprawa. na łamach magazynu "Cel" ukazywały się teksty krytykujące KZ za odmowę lustracji w swoich szeregach. to był kolejny powód opuszczenia Aliansu. Naczelna Rada Kościoła uznała bowiem, że jeden podmiot członkowski atakuje inny podmiot członkowski, a władze Aliansu nie robią nic, by temu zapobiec. i to jest kolejny powód, by opuścić szeregi Aliansu. pytam w tym momencie wprost. czy jest na sali lekarz? bo to co się dzieje normalne nie jest. przecież spory, dyskusje to normalna rzecz w każdej społeczności. na tym polega idea wspólnej grupy. mamy do siebie uwagi, pretensje, żale. staramy się je wyjaśniać, neutralizować. staramy się zachowywać jedność, nawet w trudnych warunkach. nie żyjemy w przyjaznym nam kraju. chciałbym tu przypomnieć, iż bardzo wielu Polaków nie chciałoby nas widzieć w tym kraju. jesteśmy dla nich jakimiś sekciarzami, kociarzami, zaprzańcami, którzy zdradzili katolicką ojczyznę. doznajemy różnych przykrości. w pracy, w szkole, o domu rodzinnym nie wspominając. czasem nawet lokalne władze są przeciw nam. powinniśmy trzymać się razem. razem za wszelką cenę, gdyż tylko w ten sposób możemy przetrwać. tylko w ten sposób możemy być realnym partnerem dla władzy czy mediów.
nie podcinajmy gałęzi na której siedzimy. innej rady nie mogę w tym momencie dać.

środa, 22 września 2010

zgorszenie wspólnego zamieszkiwania

dzwonek do drzwi. otwiera chłopak w samych spodniach od dresu. z łazienki w tym czasie wychodzi dziewczyna zawiązując szlafrok i odgarniając schnące włosy.
-Nie wierzyłem jak mówili. no nie wierzyłem. myślałem, że kłamią, że chcą was oczernić, że was nie lubią. ale jak widzę to prawda! jak możecie mieszkać razem? nie macie ślubu, nie jesteście nawet parą! stanowicie zagrożenie dla moralności zboru! jesteście jak zgniłe śliwki w koszu! muszę wystąpić o skreślenie was z listy członków zboru!
chłopak widząc takie zachowanie trochę się cofnął. po chwili próbuje się bronić
-ależ pastorze. to nie jest tak jak myślisz. nic między nami nie ma. naprawdę. bo jak ma być skoro ja jestem gejem, a Marzena lesbijką?

wtorek, 31 sierpnia 2010

Bieszczady

czerwiec 2010, Uniwersytet Warszawski, egzamin wstępny na wydział nauk politycznych.
profesor pyta kandydatkę.
-jakie zna pani partie polityczne działające w Polsce?
cisza. profesor nie rezygnuje.
-czy coś mówi pani nazwisko Donald Tusk?
cisza. profesor dalej nie zrażony.
-czy w Polsce mamy Sejm lub Senat?
cisza. profesor postanawia dać jej ostatnią szansę.
-czy głosowała pani w tegorocznych wyborach prezydenckich?
cisza. profesor nie wytrzymuje.
-skąd pani w ogóle jest?
-z Bieszczad - mówi cicho dziewczyna.
profesor wstaje, podchodzi do okna. patrzy w dal i po chwili w jego głowie pojawia się myśl.
-kurwa... a może by tak to wszystko pierdolnąć i wyjechać w Bieszczady?

sobota, 21 sierpnia 2010

katolicka nadinterpretacja faktów

"komu odpuścicie będzie odpuszczone, a komu zatrzymacie będzie zatrzymane". to wolne przełożenie tekstu ewangelii jest pokazywane przez katolików jako dowód ma prawdziwość spowiedzi. że niby Jezus ustanowił tymi słowy "sakrament spowiedzi" i teraz duchowni jako (rzekomi) następcy Apostołów mają obowiązek wysłuchiwać i oceniać grzechy wiernych.
niestety katolicy są w wielkim błędzie. jak wiadomo sam Jezus odpuszczał ludziom grzechy za co ściągał na siebie przeogromny gniew faryzeuszów. ale nadszedł ten moment kiedy musiał wstąpić do nieba i siłą rzeczy nie mógł dalej odpuszczać grzechów. tak więc, by ludzie mogli mieć dalej odpuszczane grzechy scedował swoje prawo na Apostołów właśnie. powiedział im po prostu, że Jego Duch będzie razem z nimi i powie im co mogą odpuścić, a czego nie powinni. grzech formalnie odpuści Apostoł, a faktycznie Jezus będący w nim Duchem. tak też to tłumaczą katolicy, ale potrafią powiedzieć czemu różni księża różnie traktują te same grzechy. skoro w każdym z nich jest Duch, który mówi im co jest dobre, a co złe to rezultat spowiedzi powinien być wszędzie taki sam, a nie jest. ta sama spowiedź u różnych kapłanów katolickich skutkuje różnymi efektami.
a może "komu odpuścicie będzie odpuszczone, a komu zatrzymacie będzie zatrzymane" tyczy wszystkich chrześcijan? w końcu stoi jak byk namazane "wyznawajcie grzechy jedni drugim" a i coś o powszechnym kapłaństwie się w Nowym Testamencie znajdzie. to może nawzajem mamy sobie odpuszczać winy po ich wysłuchaniu i okazaniu żalu? skoro katolicy twierdzą, że "komu odpuścicie" tyczy wyłącznie kapłanów jako (rzekomo) następców Apostołów to może i "idźcie i nauczajcie" także tyczy wyłącznie kapłanów? przecież te słowa Jezus powiedział także do Apostołów. ale nie, tu katolicy twierdzą (całkiem zresztą słusznie) że ten zapis tyczy wszystkich. zdaje się, że nie widzą sprzeczności w tym co twierdzą. dwa nakazy wypowiedziane w tych samych okolicznościach do tej samej grupy ludzi (bezpośrednio do Apostołów) , a tak różna interpretacja. tzn różna wg nich. zupełnie jakby twierdzili, ze raz 2 x 2 = 4, a raz 5.
mogliby się w końcu raz zdecydować na jednoznaczną interpretację biblijnych tekstów. na taki numer kościół katolicki to jednak nigdy nie pójdzie. nie od dziś wiadomo, że traktuje on Biblię bardzo wybiórczo tak jak aktualne potrzeby teologiczne tego wymagają.

niedziela, 15 sierpnia 2010

spokój na Placu Piłsudskiego.

znowu Jarusia nie było. Święto Wojska Polskiego, a jego nie ma. oczywiście nie mógł się pojawić na Placu Piłsudskiego. musiałby oglądać tego, który nie jest godzien bycia prezydentem. bo tylko Jaruś jest godzien. każdy inny to uzurpator, kłamca, renegat i agent KGB. bo tylko Jaruś jest godzien, by być prezydentem. o tym "przypadkowym" jak zwykł określać obecnego można się co najwyżej wyrazić "pan Komorowski".
ja to się cieszę, że Jarusia nie było. trzoda ma być trzymana w chlewie, a nie w reprezentacyjnym punkcie miasta. skoro istota ta nie jest w stanie uszanować nikogo i niczego to nie powinna pokazywać się publicznie. w żadnym miejscu i o żadnej porze. mam nadzieję, że tę fizjonomię oglądać będę jak najrzadziej.
dzisiejsze zdarzenie to kolejny dowód na śmieszność tego małego człowieczka. człowieczka, który jest gotów poświęcić wszystko, łącznie z Polską, która podobno "jest najważniejsza" byleby tylko dorwać się do władzy. i nigdy jej nie oddać. to kolejny obraz człowieczka, który nie jest zdolny do niczego poza chamstwem, prostactwem i pieniactwem.
cieszę się, że nie został wybrany prezydentem. i cieszę się, że swoją obecnością nie zaśmiecił dzisiejszej, jakże ważnej uroczystości. oby w ten sposób uszanował powagę wszystkich kolejnych uroczystości. zostając w domu. z kotkiem.

piątek, 13 sierpnia 2010

Niedorzecznik Praw Obywatelskich

mamy nową rzeczniczkę praw obywatelskich. wraz z jej wyborem dla wszystkich prawdziwych obrońców praw człowieka zacznie się bardzo trudny okres walki o właściwe rozumienie tychże praw. pani rzecznik kilkakrotnie dała już do zrozumienia, że jej rozumienie praw człowieka diametralnie różni się od tego ogólnie uznawanego.
nie będzie się zajmować prześladowaniami gejów i lesbijek, bo "ich nie rozumiem". czyli osoby homoseksualne nie mogą liczyć na pomoc pani rzecznik. w tym momencie zostały zakwalifikowane jako obywatele drugiej kategorii niemalże poza prawem. ale pani rzecznik nie bardzo się tym przejmuje. ona tego "nie czuje" więc jest zwolniona z dbania o prawa osób homoseksualnych.
pani rzecznik nie będzie podnosić kwestii braku lekcji etyki w szkołach bo "podręczniki etyki są już konsultowane z kościołem katolickim". pani rzecznik nie widzi w tym niczego złego ani nieodpowiedniego. a ja się pytam jakim prawem instytucja państwa konsultuje się w sprawach edukacji szkolnej z jakimkolwiek Kościołem? i dlaczego tylko z tym jednym, rzekomo najważniejszym? jak widać "państwo neutralne światopoglądowo" jest tylko fasadą za którą można schować swój brak działania w obronie tych, którzy w jakiś tam sposób czują się dyskryminowani właśnie przez kościół katolicki. w pracy, w szkole, w środowisku społecznym. takich ludzi jest wielu. ale pomóc im pani rzecznik nie pomoże, bo "państwo jest neutralne światopoglądowo" i nie może się angażować w spory tyczące religii. ale może pozwolić, by o treści państwowego podręcznika szkolnego współdecydował, a właściwie decydował kościół katolicki. to już zasady "neutralności światopoglądowej" nie narusza.
priorytetem kadencji będą prawa osób starszych i niepełnosprawnych. czyli całkiem bezpieczne, neutralne problemy nie budzące żadnych społecznych emocji. przecież nikt rozsądny w naszym kraju nie nawołuje do dyskryminacji ze względu na wiek czy niepełnosprawność. natomiast nawołuje się do dyskryminacji z uwagi na rasę, narodowość, wyznanie, orientację seksualną. ale to dla pani rzecznik priorytetem nie jest. bo po co? bo jeszcze trzeba będzie poważnie wziąć się do pracy a i może narazić się swoim politycznym czy kościelnym mocodawcom? nie, to nie dla mnie, za duże ryzyko. mam ciepłą, spokojną posadkę, chcę bez nerwów dotrwać do końca kadencji.
pani rzecznik mówi, że ma stać na straży prawa. oczywiście, nie powinna jednak zapominać, że ma być motorem zmian, a nie stagnacji. jej działania nie mają być ukierunkowane na przyklepywanie aktualnie obowiązującego prawa, a raczej na przystosowywaniu go do coraz to nowszych potrzeb. często RPO ma dążyć właśnie do zmiany prawa tak, by eliminować pojawiające się czasem nowe zagrożenia dla różnego rodzaju mniejszości. w tym również dla tych, których pani rzecznik "nie czuje". niestety, wpakowała się w taką, a nie inną formę i musi w niej trwać. skoro nie chce to może warto zrezygnować z urzędu, którego nie jest się w stanie zrozumieć. jak to mówią prawnicy "dla dobra wspólnego.

wtorek, 3 sierpnia 2010

republika bananowa

w tym kraju nie ma prawa. rządzi motłoch, ulica. grupa agresywnych emerytów tupnęła nóżką i odstąpiono od wyegzekwowania prawa. krzyż miał być przeniesiony, a dalej stoi. motłoch tryumfuje, a państwo okrywa się hańbą. wystarczy wyprowadzić ludzi na ulicę i już można być pewnym, że uzyska się określone cele. a potem można się państwu śmiać prosto w oczy. bo mam was za nic. liczy się tylko to co ja chcę, to co ja uważam za słuszne.
dzisiejszy dzień pokazał straszną słabość naszego państwa. mam nadzieję, że to ostatni taki dzień. choć żyjąc w tym kraju wiem, że niczego nie można być tu pewnym.

piątek, 30 lipca 2010

ten kraj jest niewierzący.

krzyż jest świętością dla każdego chrześcijanina. przynajmniej powinien nią być. niestety życie jak zwykle bardzo rozmija się z teorią. dzisiaj ludzie, którzy tylko uważają się za chrześcijan wykorzystują ten znak do walki politycznej. do zdobywania pola i odbierania przeciwnikom głosu. bo przecież krzyż to argument ostateczny. można pod jego ochroną głosić wszelkie brednie i głupstwa, a na każde słowo krytyki wyjechać z oskarżeniem o "obrazę uczuć religijnych", gdyż jakiekolwiek treści głoszone pod krzyżem podlegają takiej samej ochronie jak wszelkie prawdy religijne.
smutne to wszystko jest. harcerze postawili krzyż w dobrej wierze jako znak pamięci wobec zmarłych pod Smoleńskiem. trudno tego gestu nie docenić. a potem przyszła taka banda fanatyków i powiedziała, że krzyż jest ich i ma tu stać do końca świata i jeden dzień dłużej. a kto jest za jego przeniesieniem nie jest Polakiem, nie jest katolikiem i w ogóle chyba nie jest człowiekiem.
co my tam mamy? bandę krzykliwych antysemitów, wygrażających wszystkim swoim prawdziwym i urojonym wrogom, zaciągających warty w celu obrony tego pomnika polskości.
ile się tam człowiek wyzwisk nasłucha, ile teorii spiskowych. wcale bym się nie zdziwił gdyby wśród stałych bywalców tego miejsca był jakiś pisarz. materiał na książkę jak znalazł.
ci ludzie nie rozumieją jednego. to co robią to zwykła profanacja krzyża. wystawianie na pośmiewisko najświętszego dla wszystkich chrześcijan znaku. robienie cyrku na użytek jednej partyjki i jednego radia. to hańba dla chrześcijan, że na ich oczach dokonuje się takiego pomiatania krzyżem. to hańba dla tego narodu. Bóg nie puszcza płazem takich zachowań. nie daje z siebie kpić.
ten naród jest religijny, ale niewierzący. czci Boga ustami, ale nie sercem. kpi sobie z Jego Słowa, z Jego zasad. poniża i prześladuje tych, którzy chcą głosić Jego Słowo i żyć według Jego zasad. to tak długo nie potrwa. Bóg nie da się z siebie naśmiewać. obecne zamieszanie wokół krzyża to kolejny przykład upadku wszelkich obyczajów w naszym kraju. to dowód na stałe i regularne oddalanie się od Boga.
źle się żyje w takim kraju. w kraju, gdzie religia jest na pokaz, a nie do codziennego życia. w kraju, gdzie można poniżać symbole religijne, będąc święcie przekonanym, że się ich broni. w kraju, gdzie wszelka inność jest traktowana jako atak na "święte wartości", które są niczym innym jak połączeniem pogańskich zwyczajów i skrzywionej ewangelii zakładającej spełnianie dobrych uczynków i posłuszeństwo władzy kościelnej w celu dostania się do nieba.
mam nadzieję, że krzyż zostanie szybko i kulturalnie przeniesiony w inne miejsce. myślę też, że władze nie dopuszczą do jakiejkolwiek eskalacji emocji. choć "obrońcy krzyża" niewątpliwie dążyć będą do jak największej agresji wobec wszelkich "wrogów" próbujących zabrać im ich skarb.

moźns jeszcze liczyć na sprawiedliwość

Roman Polański nie zostanie wydany USA. wiem, że temat już nieco przebrzmiały, ale zauważyliście pewnie dużą przerwę w pisaniu bloga. tym samym nadrabiam zaległości.
jestem jak najbardziej za. Szwajcaria skorzystała ze swojego suwerennego prawa i odmówiła wydania Stanom Zjednoczonym człowieka, który w żaden sposób nie mógłby liczyć na uczciwy proces w tej "kolebce wolności i demokracji" jak współczesna propaganda zwykła określać to państewko po drugiej stronie Wielkiej Kałuży.
skupimy się tu na reakcjach jakie decyzja ta wywołała w USA. jak wiadomo jest to kraj, który nie uznaje prawa innych do własnego zdania. jest to też kraj święcie przekonany o swojej ponadczasowej misji i słuszności każdego działania jakie podejmie. jest to też kraj, który uważa za całkowicie naturalne i normalne, że wszyscy inni są na jego pasku i skaczą wokół niego jak pieski wokół swojego pana.
toteż zapewne ani przez moment nie brano tam pod uwagę innej decyzji jak tylko tej zgodnej z wolą Imperatora. takie można było odnieść wrażenie z komentarzy jakie docierały do nas zza Oceanu. i nagle spadł grom z jasnego nieba. małe, europejskie państwo postawiło się Wielkiemu Przywódcy świata. stwierdziło, że nie wyda Romana Polańskiego. i zaczęło się. wielki płacz, wielkie biadolenie. jakim prawem tak nas potraktowano? jakim prawem już się nas nie słucha? dlaczego nie jesteśmy panem i władcą przed którym pada się na kolana?
myślę, że niewiele państw zdecydowałoby się na taki krok jak przeciwstawienie się woli USA. tym bardziej wielkie słowa uznania dla Szwajcarii. może na świecie jest jeszcze normalność.

piątek, 2 lipca 2010

skreśl ich obu, część druga.

dzwoni do mnie wielu znajomych i próbuje namawiać do głosowania na jednego K. lub na drugiego K. naprawdę myślą, że to takie proste? nie zdają sobie sprawy z tego, że jeden i drugi to tragedia dla tego kraju? nie wiem, może nie.
bo na kogo głosować? wiem, że pisałem już o tym wcześniej, ale może jednak warto powtórzyć. skoro wiele osób nie zrozumiało, że nie mam na kogo głosować i dalej próbuje mnie namawiać do oddania głosu to może warto spróbować jeszcze raz.
Komorowski. dwa sztandarowe projekty, które Platforma musi przepchnąć za wszelką cenę. maksymalne cięcie wszystkich wydatków socjalnych ponieważ to biedni mają płacić za kryzys, a nie bogaci, którzy go wywołali i finansowania partii przez firmy, gdyż liberałom jak zawsze za mało pieniędzy na kampanię.
zastanówmy się nad tymi projektami.
obcinanie wydatków socjalnych. wiadomo, że za kryzys ktoś musi zapłacić. komu zabrać najłatwiej? wiadomo. tym najbardziej bezbronnym, najbiedniejszym, którzy nie mają się komu poskarżyć, nie mają nikogo, kto ich obroni. przecież za kryzys nie mogą płacić ci, którzy go wywołali. bogaci koledzy polityków Platformy. nigdy się na nic takiego nie zgodzą i zaraz zakręcą kurki z dotacjami na następne wybory.
i tu dochodzimy do drugiej kwestii. finansowanie kampanii wyborczych przez firmy (w domyśle duże koncerny). wiadomo coś za coś. my wam damy kasę, a wy nam ustawy, które (nomem omen) ustawią rynek według naszych reguł. dadzą nam pełną wolność i dodatkowo żadnej kontroli ze strony organów państwa. oto wolność gospodarcza w rozumieniu dzisiejszych neoliberałów. my możemy wszystko, pracownik i państwo nie mogą nic. bo przecież nie zapominajmy o tym, że prawo pracy i prawa pracownicze staną się czymś na kształt dinozaurów. tzn wymrą śmiercią nagłą i gwałtowną. pracownik będzie tylko dodatkiem do maszyny, a jak coś mu się nie będzie podobało to...brama otwarta.
teraz Kaczyński. będzie próbował maksymalnie powiększyć sferę wpływów kościoła katolickiego. oczywiście jako prezydent ma niewielkie pole manewru, ale zawsze może wetować obyczajowe ustawy. będzie popierał każdy ruch którym kościół katolicki będzie chciał zawłaszczyć jeszcze więcej terenu dla siebie. będzie dzielił Polaków na tych "swoich" i tych "od ZOMO". będzie pamiętał tylko o swoich. i sparaliżuje jak tylko będzie mógł życie naszego kraju, gdyż niemal każda ustawa uchwalona przez PO będzie przez niego wetowana.
nie wiem, który jest gorszy. na wszelki wypadek nie zagłosuję na żadnego. pierwszy raz skreślając obu będę miał czyste sumienie.

środa, 30 czerwca 2010

wzmocnienia? chyba na 3 ligę litewską.

nie ma nas na Mundialu. i bardzo dobrze. nie zasługujemy, by się znaleźć na takiej imprezie. nie jesteśmy w stanie wychować kilkunastu piłkarzy (na trzydzieści osiem milionów ludności), którzy byliby w stanie nawiązać równorzędną walkę choćby z przeciętnymi drużynami Europy.
mistrz Polski gra w eliminacjach Ligii Mistrzów z mistrzem Azerbejdżanu Interem Baku. oczywiście nie mam nic do Azerbejdżanu, nie bierzcie mnie za żadnego rasistę, ale chyba nie o takich przeciwnikach myślimy w kontekście gry o Ligę Mistrzów. chciałoby się zagrać z kimś z Czech, Serbii, Ukrainy, Norwegii. niestety, ekipy z tych krajów rozpoczynają eliminacje od znacznie wyższego etapu. i nie wszystkie z nich są ekipami mistrzowskimi.
wracając do aktualnego mistrza Polski. ekipa Lecha wzmocniła się Arturem Wichniarkiem. transfer ten został określony mianem "hitu". ja nazwałem go absurdem. pierwsza drużyna Polski sprowadza zawodnika z ostatniej drużyny Niemiec. Wichniarek nie potrafił uchronić Herthy Berlin przed spadkiem z ligi, a pomoże Lechowi dostać się do Ligii Mistrzów? wolne żarty. Wisła sprowadziła kolejnego piłkarskiego emeryta, któremu nie powiodły się zagraniczne wojaże. Żurawski może na polska ligę jest jeszcze dobry, ale w awansie do Ligii Europejskiej Wiśle już raczej nie pomoże. jeśli polskie zespoły będą przyjmować upadłe gwiazdy wracające z podkulonym ogonem z zagranicy nigdy się nie podniesiemy. i zawsze nasz mistrz będzie grać w eliminacjach z mistrzem Azerbejdżanu. i może nawet kiedyś wygra. choć pewnie nie za często.

pójdź, skreśl ich obu

nie mogę zagłosować na Bronisława Komorowskiego. nie jestem liberalnym konserwatystą. nie jestem zwolennikiem prywatyzowania wszystkiego, co się da i za tyle ile dadzą. nie jestem zwolennikiem obciążania biednych rachunkami za błędy bogatych. nie mogę sobie wyobrazić, że korporacje mają decydować o obliczu kraju, w którym władza i ludzie są już tylko pasażerami ma tylnym siedzeniu.
nie mogę zagłosować na człowieka, który reprezentuje całkowicie obce mi wartości. który jest reprezentantem kapitału i tylko jego interesy będą go interesować. dla którego zwykli ludzie są niczym, bo tylko przeszkadzają w interesach. bo taka jest Platforma. jest partią biznesu, a nie ludzi. dlatego jej kandydat (kimkolwiek by był) nie może znaleźć mojego uznania.

nie mogę zagłosować na Jarosława Kaczyńskiego. nie jestem katolickim konserwatystą. nie uznaję prymatu partii nad państwem ani walki o władzę za wszelką cenę. całkiem obce mi jest pohukiwanie w katolicko-patriotycznym stylu, gdzie każdy inny jest automatycznie obcym przeznaczonym do odstrzału intruzem.
nie mogę sobie wyobrazić głosowania na człowieka, który każdą ważną sprawę państwową czy publiczną uzgodni najpierw z przedstawicielami dominującego w naszym kraju kościoła. który za nic ma zasadę świeckości państwa i równości wszystkich obywateli wobec prawa. który popierał, a i zapewne inspirował polityczne nagonki na przeciwników jak i też wyprowadzanie ich w kajdankach w blsku fleszy. nie mogę w końcu zagłosować na kogoś, kto jeszcze parę lat temu chciał delegalizacji SLD, a dziś mizdrzy się jak niechciana dziewica, że "zawsze był trochę lewicowcem". nie mogę również zagłosować na człowieka, który nie pojawił się na ślubie bratanicy bo wyszła za człowieka wywodzącego się z innego (czyli wrogiego) obozu politycznego.

ale oddać głos pójdę. pobiorę kartkę, wejdę do kabiny. skreślę oba nazwiska, dorysuję trzecią kratkę. dopiszę obok "Miś Uszatek", "Kubuś Puchatek", "Miś Yogi" czy jakoś tak.
i z czystym sumieniem, ze świadomością dobrze spełnionego obowiązku zakreślę tę trzecią kratkę. odetchnę i spokojnie wyjdę na ciepłe, niedzielne słońce.

niedziela, 20 czerwca 2010

przed wyborami burdel, po wyborach jeszcze większy.

jasne, że nie miałem złudzeń. Morawiecki nie mógł niemal na nic liczyć, choć prawdę mówiąc liczyłem na nieco więcej. na jakieś 0.5%. nie udało się. trudno. widać ludzie z chęcią głosują zawsze na tych, którzy ich zawsze doją. znowu nie wyszło budowanie koalicji przeciwników mainstreamu. znowu ludzie zagłosowali na propagandę.
ciekawy wynik Napieralskiego. nie myślałem, że przekroczy 10%, że jednak ludzie zagłosują na Komorowskiego, a tu taka niespodzianka.Grzesiek startował z bardzo niskiego pułapu i wydawało się, że nie poszybuje zbyt wysoko. a tu takie 13-14%.
nieco za wcześnie, by pisać komentarze. zresztą kto zechce te moje czytać. chcę napisać tylko parę słów tak na gorąco. wybór między Kaczyńskim, a Komorowskim to naprawdę nic specjalnego. Smoleń określił to jako wybór między Polską więzień, a Polską korporacji. na razie najcelniejszy komentarz jaki słyszałem. czyli jak zwykle nie ma na kogo głosować.
witajcie w Polsce.

sobota, 12 czerwca 2010

wrzut kartki do urny

idą wybory. prezydenckie. przypominam tak na wszelki wypadek jakby ktoś jeszcze nie załapał. a, że tacy ludzie mogą istnieć wcale mnie to nie zdziwi. nie opadły jeszcze emocje po 10 kwietnia, nie opadła jeszcze woda po powodzi. kto w takich momentach miałby głowę do wyborów prezydenckich. ale one są. nadchodzą. już w następną niedzielę. a jak wybory to wypadałoby na kogoś oddać głos. na tym przecież polega ta zabawa. toteż i ja udam się do odpowiedniego lokalu celem wrzutu kartki do urny.
swój głos oddam na Kornela Morawieckiego. wiem, że wg wszelkich sondaży może on liczyć na poparcie mniej niż 1% wyborców jednak wcale mnie to nie zniechęca. nie widzę po prostu nikogo inengo na którego mógłbym zagłosować. głos na Kornela jest przynajmniej głosem przeciwko tej całej zakłamanej rzeczywistości, przeciwko robaczywym "elytom" szkodzącym od lat naszemu krajowi. jest głosem przeciwko tym, którzy tylko udają zatroskanych o nasz los, a w rzeczywistości są jedynie bandą złodziei i furiatów.
jest to również głos przeciw blokadzie informacyjne. wiadomo, że najwięcej czasu mają ci, których partie są w Sejmie. potem ci, którzy mają choć trochę kasy. inni kandydaci są n samym końcu. często tak daleko, że media jedynie napomkną o ich istnieniu. jeśli w gabinetach prezesów wszystkich telewizji ustala się listę tych, którzy pobiegną na przodzie peletonu to inni od razu zostają w blokach startowych.
mam dziwne wrażenie, że im więcej głosów na tych niechcianych kandydatów to tym bardziej pokaże to, że istnieje również inna Polska. ta o której nie słychać każdego dnia w Wiadomościach, Wydarzeniach bądź Faktach. ta, która wie, że nie jest to wybór pomiędzy jedynie dwoma słusznymi kandydatami. i to mi chodzi. tylko o to.

czwartek, 3 czerwca 2010

jeśli taka ma być lewica to ja wysiadam.

ostatnie zdarzenie na bazarze przy PKS Warszawa Stadion jest dla radykalnej lewicy prezentem niemal z nieba. nie przesadzam pisząc w ten sposób. strasznie trudno byłoby im bronić polskiego przedstawiciela kapitalizmu. wyznawca wolnego rynku, biorący sprawy w swoje ręce, na pewno głosujący na PO, nie lubiący anarchistów, gejów i feministek. i co najgorsze biały. a tu, proszę bardzo, sprawa jak marzenie. i jeszcze można wyskoczyć z zarzutem rasizmu. jakby zastrzelono białego odpadłby jeden antypolicyjny argument no i demonstracja miałaby mniejszy efekt.
na lewica.pl Andrzej Żebrowski dopuścił się paru nieprawdopodobnych rzeczy. wiem, że dla ludzi jego pokroju liczy się tylko wprowadzanie zamętu i anarchii w miejsce prawdziwej dyskusji.
do dziś pamiętam "występ" Pracowniczej Demokracji, gdy zaproszono nas do programu publicystycznego emitowanego na żywo. po drugiej stronie była zdaje się Młodzież Wszechpolska. w momencie rozpoczęcia emisji członkowie PD wyskoczyli na środek krzycząc, że nie zgadzają się na "udział faszystów w dyskusji". efektem tego był brak programu i możliwości zaprezentowania lewicowego punktu widzenia w czasie bardzo dużej oglądalności. kolejnym efektem było to, że już nigdy nie zaproszona nas do telewizji. w ten oto dość prosty sposób PD wyrzuciła wszystkie lewicowe z telewizji wychodząc pewnie z założenia, że lepszy jest brak grup lewicowych w ogóle niż prezentowanie innych grup lewicy razem z PD. bo przecież tylko oni są "prawdziwą lewicą".
no, ale odeszliśmy od głównego tematu. Maxwell Itoya nie był jak to pogardliwie się mówi "handlarzem". był obywatelem naszego kraju mającym tu legalną pracę, żonę oraz dzieci. na bazar przychodził odwiedzać znajomych, którzy z różnych przyczyn (również oczywiście z tych związanych z powszechnym w Polsce rasizmem) nie mogą znaleźć innej pracy. jak się o kimś pisze wypada sprawdzić kilka faktów, ale po co? przecież ważna, by błoto leciało zwłaszcza na policję.
i tu nasuwa się kolejne pytanie. ileż to razy Andy Ż. świadomie, bądź nieświadomie korzystał z ochrony policji? ile to razy policja uratowała Andy'emu zdrowie, a może i życie? ilość wrogów z jaką spotykają się uczestnicy lewicowych demonstracji w naszym kraju jest tak ogromna, że w pełni pozwala na zadanie takiego pytania. ale policja jest zła i okropna, inaczej nie można o niej pisać. tylko, że kiedyś policja się wkurzy i po prostu odpuści ochronę takiej demonstracji. i co wtedy? ano nic, spotkamy się na pogrzebie Andy'ego.
Andy zadał w tekście kilka istotnych pytań. postaram się na nie odpowiedzieć. dlaczego policja nie zezwala na handel podrobionymi ciuchami? odpowiedź jest prosta jak lufa czołgu "Rudy". ciuchy te produkują kilkunastoletnie dzieci, pracując po kilkanaście godzin dziennie w warunkach urągających nawet polskim więzieniom. w języku współczesnego świata takie działanie nazywa się niewolnictwem. a chyba niewolnicza praca ludzi, szczególnie dzieci powinna być przedmiotem troski organizacji lewicowych. jak widać nie zawsze jest. następnie przemyt jest śmiertelnym zagrożeniem dla małych polskich zakładów dziewiarskich i odzieżowych. zakłady te upadają i wysyłają pracowników na bezrobocie. znam odpowiedź Andy;ego i jemu podobnych. "nie będziemy bronić kapitalistów". niech Andy zamiast wystawać co tydzień pod bramą Uniwersytetu i chodzić na malutkie demonstracje i pochody pojedzie do takiego miasteczka, gdzie bezrobocie po upadku takiego zakładu wzrosło do 19%, stanie na rynku i tam to powie. zobaczymy czy wróci żywy i czy nie będzie szukał ratunku u "rasistowskiej" policji jak go wściekły tłum zechce ukamienować.
sprzedaż nielegalne odzieży stanowi przestępstwo, gdyż pierwsze primo przy jej produkcji niewolniczo pracują tysiące ludzi w tym wiele dzieci, drugie primo na jej przemycie zarabia międzynarodowa mafia, a trzecie primo wzrasta w Polsce bezrobocie. ale co to obchodzi wielkiego lidera Pracowniczej Demokracji, który tylko patrzy gdzie by się tu jeszcze wpieprzyć z debilnymi szturmówki swojej pojebanej sekty.
czy ktoś słyszał, by bogaci Polacy byli ścigani przez policję? ja słyszałem. może nie przez policję, ale przez urząd skarbowy wykorzystujący do tych celów policję to już tak. bo Polska to taki nienormalny kraj w którym odniesienie sukcesu oznacza bycie przestępcą jak to beztrosko obwieścił nam Andy. jasne, bo tylko przestępca może dorobić się majątku.
Andy nie zajął się innym dość istotnym faktem. nikt nie kwestionuje, że padł strzał. jednak policjant strzelał w nogi. w życiu nie słyszałem o kimś, kto chce kogoś zabić strzałami w nogi. korpus, głowa to są odpowiednie miejsca dla potencjalnego mordercy, ale nie nogi.
dlaczego policja nie reagowała na rasistowskie okrzyki? a czy kiedykolwiek reaguje? czy reaguje na okrzyki typu "rząd na bruk, bruk na rząd", "faszyści, burżuje wasz koniec się szykuje"? czy reaguje na faszystowski i rasistowskie okrzyki kiboli? nie reaguje. więc czemu miałaby reagować akurat tutaj? no i oczywiście dla Andy'ego reakcja policji na ewidentne wezwanie do przemocy na lewicowej manifestacji czyli na okrzyk "faszyści, burżuje wasz koniec się szykuje" byłaby represją polityczną, a nie reagowanie (czyli potraktowanie w ten sam sposób) na rasistowskie uwagi tłumu gapiów jest dowodem na rasizm policji. trudno o bardziej pokrętną argumentację.
nie lubię takich tekstów. to zwykła propagandówka, pisana na kolanie, pełna kłamstw i przeinaczeń. tekst napisany tylko po to, by jątrzyć, kłamać i niesłusznie oskarżać.
jeśli taka ma być lewica to ja nie chcę być jej członkiem.

piątek, 7 maja 2010

Kiedy Warszawa stanie się Atenami?

klasy wyzyskiwaczy dla niepoznaki zwaną "biznesmanami" w ogóle nie interesuje los ludzi. ich interesuje wyłącznie los kapitału. w danym kraju to kapitał ma się czuć dobrze. ludzie już nie muszą. są tylko dodatkiem do giełd, notowań i tym podobnych bandyckich wynalazków.
dla kapitału nie jest ważna demokracja tylko wolność przepływu pieniądza. demokracja jest dobra tylko wtedy kiedy służy kapitałowi. w przeciwnym razie natychmiast zorganizujemy jakiś "oddolny" zamach stanu oczywiście za pieniądze CIA i pokażemy kto tu tak naprawdę rządzi.
dlaczego dziś tak bardzo nienawidzi się Grecji? Grecy nie chcą ze swoich pieniędzy płacić za błędy ekipy rządzącej. to poprzednie rządy, zarówno prawicowe jak i lewicowe doprowadziły kraj do upadku,a teraz zrzucają odpowiedzialność na zwykłych ludzi domagając się, by pokryli deficyt ze swoich pieniędzy. w Grecji obcina się wydatki socjalne, edukacyjne, medyczne, podnosi się podatki dla biedniejszej części ludności. bogaci nie doświadczyli podniesienia podatków. przecież rządzący nie podniosą podatków sobie i swoim kolegom.
zamraża się również płace, emerytury. "ratowanie" kraju przerzuciło się na barki biedniejszej części społeczeństwa, a bogatym nie dzieje się nic strasznego. nie dość, że doprowadzili kraj do gospodarczego upadku to jeszcze teraz bezczelnie wyciągają ręce po państwowe dotacje na ratowanie swoich zbankrutowanych firm i przedsiębiorstw. sytuacja zupełnie jak w USA, gdzie banki odpowiedzialne za cały kryzys dostały wielomiliardowe, które natychmiast spożytkowały na premie dla zarządów.
tak jak w każdym innym kraju polskie pismaczyny na paskach wielkiego kapitału opluwają, lżą i wyszydzają Greków walczących o swoją godność. nazywają ich bandytami, nierobami, ani słowem nie wspominając o prawdziwych sprawcach tej sytuacji. Grecy, którzy ośmielają się o swoją własność to "bandyci". gdy kapitalista wyciąga łapę po nie swoje to sprawiedliwość dziejowa, a gdy zwykły człowiek chce tylko obronić swoją własność zaraz przylepia mu się łatkę "bandyty" i "złodzieja".
tak patrzę na Grecję i się zastanawiam jak długo Polacy wytrzymają. jakim my jesteśmy spokojnym, cierpliwym i ugodowym narodem. tyle lat okradania, oszukiwania, spychania na dno. i nic. żadnej reakcji. nie mówię tu przecież o tych kilku parotysięcznych demonstracjach. mówię o całkowitym braku oporu, o poddaniu się bierności i apatii, o zrezygnowanym przyjmowaniu wszystkiego, co nam fundują kolejne rządy. ta apatia staje się dla nich potwierdzeniem, że jako naród nie jesteśmy w stanie w żaden sposób zmobilizować się do obrony swoich interesów i można z nami robić wszystko to, na co ma się ochotę.
w telewizji widzimy jak Grecja płonie. pismaczyny wszelkiej maści zbolałymi głosikami informują nas o totalnej apokalipsie jaką rzekomo zafundowali swojemu krajowi protestujący. rzeczywistość jak zwykle w tych wypadkach bywa jest nieco bardziej skomplikowana. demonstranci palą wyłącznie zagraniczne instytucje. zagraniczne banki, centra handlowe. nic co jest grecką własnością. nie spłonął żaden sklepik należący do Greka. nie spłonął żaden prywatny (może poza sporadycznymi przypadkami) samochód. demonstranci doskonale wiedzieli co podpalać. to nie bezmyślna dzicz jak się ich przedstawia.
czy Polacy wezmą przykład z Greków? coś się mnie jednak wydaje, że jak się już na to zdecydują będzie to o wiele za późno.

środa, 5 maja 2010

muzułmanie nie są przyjaciółmi.

w ostatnich kilku latach obserwujemy ogromną fascynację radykalnej lewicy środowiskiem islamu. wynika to zapewne z radykalnie antyamerykańskiego kursy przyjętego przez to środowisko jak i przez większość muzułmanów.
nie będę niczego owijał w bawełnę twierdząc, że jest to sytuacja jak najbardziej nienaturalna, a towarzyszące temu zjawisko popierania muzułmanów jest całkowicie dziwne i niezrozumiałe. ten tor polityki jest jak najbardziej błędny. nie uwzględnia on jednej, zasadniczej kwestii. dla ruchów islamskich wrogiem jest cała cywilizacja, cała kultura świata zachodniego. wszystkie jego wartości, wszystkie osiągnięcia. w tym dokonania lewej strony strony politycznej. ich celem jest zniszczenie wszystkiego, co wiąże się z Zachodem. również tych, od których otrzymują obecnie tak duże poparcie. oni w żadnym wypadku nie uważają nas za jakichkolwiek partnerów czy przyjaciół. jesteśmy dla nich takimi samymi wrogami jak Barack Obama czy Nicholas Sarkozy.
trudno przypuszczać, by polityczni przywódcy islamistów, będący ludźmi niezwykle starannie wykształconymi nie wiedzieli o popierającej ich lewicy. doskonale o tym wiedzą. w przeciwieństwie do dołów społecznych w swoich krajach oni mają pełny dostęp do zachodniej telewizji, prasy czy internetu. na pewno czytali wszelkie odezwy, apele o stanięcie ramię w ramię z prześladowanymi muzułmanami w Europie. i na pewno zacierają ręce jakich to mają obrońców. a gdy przyjdzie co do czego potraktują nas tak samo jak wszystkich innych.
co mam na myśli pisząc "jak przyjdzie co do czego"? islam jest bardzo ekspansywny. jest również bardzo agresywny, nie uznający żadnej inności. nie muszę o tym nikomu przypominać. na terenach, gdzie zdobywają przewagę liczebną natychmiast wprowadzają prawo wyznaniowe. również niemal od razu zaczyna się "akcja misyjna" polegająca na propozycji nie do odrzucenia. "albo przyjmujesz islam, albo żegnasz się ze światem". stawanie w obronie muzułmanów w Europie jest niczym innym jak przygotowywaniem gruntu pod kolonizację. islam coraz bardziej będzie się rozwijał. ogromna emigracja, równie wielki przyrost naturalny w muzułmańskich rodzinach nie pozostaną bez efektu. jednocześnie od wielu lat ludność Europy systematycznie się zmniejsza. nasz kontynent bardzo powoli, ale konsekwentnie zmienia się w muzułmański.
dlatego nie jestem w stanie zrozumieć poparcia środowisk lewicowych dla rozwoju i ekspansji islamu. jeśli nie zrozumiemy, że to nasi wrogowie, a nie przyjaciele dalej będziemy ślepi na ewidentnie widoczne fakty.
i jeszcze jedna ważna rzecz. ekstremiści muzułmańscy nie są w stanie zrozumieć środowisk świeckich. dla nich Amerykanie są może i wrogami, ale przynajmniej poważnie eksponują wiarę w Boga. wprawdzie w innego niż muzułmanie, ale to zawsze jakaś Siła Wyższa. natomiast środowiska lewicowe w większości będące laickimi (pomimo tego, że wielu z nas wyznaje jakąś religię) są jeszcze większymi wrogami niż teokratyczni Amerykanie. muzułmanie nie mogą pojąć, że ktoś uznaje religię za sprawę całkowicie prywatną i uważa, że państwo nie powinno się wtrącać w system wierzeń jaki występuje na danym terenie.
wróg naszego wroga nie zawsze jest naszym przyjacielem. w tym przypadku to przysłowie sprawdza się idealnie. przestańmy popierać muzułmanów. nie możemy popierać systemu, który jest teokratyczny, feudalny i totalitarny. który spycha każdą społeczność do przysłowiowego średniowiecza.
muzułmanie są wrogami cywilizacji europejskiej. im prędzej lewica to zrozumie tym mniejsze będzie rozczarowanie jakie niewątpliwie przyjdzie.

wtorek, 4 maja 2010

zniewaga dla katolicyzmu

w ubiegłym tygodniu przeprowadzono na terenie Unii Europejskiej sondaż na temat obecności krzyży w szkołach publicznych. wyniki były nawet zadowalające. podobno aż 63% mieszkańców Unii opowiada się za krzyżami w klasach o ile chcą tego uczniowie lub rodzice.
i wszystko byłoby w porządku gdyby nie kretyński komentarz baby robiącej nie wiadomo czemu za dziennikarkę w TVP Info. stwierdziła ona mniej więcej, że "zadziwiające jest, że o wiele więcej zwolenników krzyży jest w Wielkiej Brytanii, Danii czy Szwecji niż w tradycyjnie katolickich krajach takich jak Włochy, Francja czy Portugalia". był to zapewne komentarz prywatny lub redakcyjny bo przecież nie unijny.
nie do końca wiem o co chodzi. czyżby krzyż był wyłącznie symbolem katolickim? czy tylko katolicy mają do niego prawo? inni chrześcijanie nie mogą się już nim posługiwać? co jest dziwnego w tym, że kraje protestanckie chętniej widzą krzyż w miejscach publicznych niż kraje katolickie? czyżby świadomość tego faktu tak wstrząsnęła dziennikarką wyznania katolickiego zatrudnioną w TVP Info, że należało się tym podzielić z telewidzami? może gdyby na przyszłość robić takie sondaże wyłącznie w krajach katolickich to polscy dziennikarze byliby bardziej usatysfakcjonowani?
ktoś powie, że się czepiam. że powinien się już dawno przyzwyczaić, że jako niekatolik jestem w tym kraju obywatelem drugiej, a może i trzeciej kategorii. a czepiam się. bo to powoli przestaje być śmieszne. każda rzecz niezgodna z katolickim punktem widzenia od razu jest komentowana jako coś dziwnego i niepokojącego zarazem. no bo zobaczcie jaka tragedia się stała. w protestanckiej Danii jest (oczywiście procentowo) więcej zwolenników krzyży w szkołach niż w katolickich Włoszech. zniewaga dla katolickiej Polski nie do przełknięcia. to nie może być, by jacyś "kociarze" (którym to sympatycznym stwierdzeniem polscy super wierzący katolicy raczą określać niekatolików) byli religijnie lepsi właśnie od katolików. piszę "religijnie lepsi" gdyż obowiązkiem każdego wierzącego chrześcijanina jest popieranie prawa do (zgodnego z prawem) wieszania krzyży.
a potem są zdziwieni. potem są oburzeni. "jacy wy antykatoliccy" albo "antychrześcijańscy" gdyż "prawdziwy" katolik utożsamia swoje wyznanie z całym chrześcijaństwem. a jacy mamy być? jawnie, otwarcie odmawia nam się prawa do nazywania się chrześcijanami, spycha się nas na pozycje obcych kulturowo, a nawet narodowo (jakby bycie Polakiem było uzależnione od bycia katolikiem), nie zauważa się nas w żadnej sytuacji.
i wychodzą takie "kwiatki". w Danii jest więcej zwolenników krzyży niż w krajach katolickich. dla przeciętnego Polaka sytuacja nie do przyjęcia, nieprawdaż?

kaftan dla narodowców

poglądy narodowe jakoś tak kojarzą mi się z kaftanem bezpieczeństwa. natomiast głoszący je ludzie z tymi, których się do tych kaftanów ładuje. przykro mi, ale takie jest moje pierwsze skojarzenia, a jak wiadomo pierwsze z reguły bywa prawdziwe.
pogląd, że narodowość jest tą rzeczą, która ludzi od siebie odróżnia jest dla mnie równie obcy, co odrażający. człowiek jest człowiekiem, a nie Kenijczykiem, Łotyszem czy Kostarykańczykiem. wpychanie nas na siłę w jakieś kretyńskie, narodowe szufladki jest niczym innym jak tylko świadomym tworzeniem konfliktów.
ludzie tak naprawdę odczuwają wspólnotę interesów, a nie wspólnotę narodową. polski robotnik zawsze dogada się z robotnikiem choćby ten był z Indonezji. natomiast z fabrykantem nie będzie widział żadnej możliwości porozumienia choćby ten mieszkał na tej samej ulicy. dzieli ich różnica nie do przeskoczenia. jeden chce uczciwie i normalnie żyć za godziwą zapłatę, a drugi myśli tylko o tym jak go maksymalnie wydymać, a najlepiej zmusić choćby do części pracy za darmo. natomiast wmawianie robotnikowi z Polski, że jego wrogiem jest robotnik z Indii bo chce trzy razy mniejszą pensję, więc Polak musi pracować więcej i za mniejsze pieniądze, by uratować swoją posadę. wrogiem polskiego robotnika nie jest ten Hindus, a właściciel koncernu, który chce zapłacić jak najmniej za pracę dla siebie. i tu narodowcy dostają w dupę, bo sami nie wiedzą, co piszą.
poglądy narodowe są zarzewiem niemal wszystkich konfliktów wewnętrznych i wojen. przyjrzyjmy się, co obecnie dzieje się w Belgii. w zasadzie nie wiadomo jak długo ten kraj będzie trzymał się w jednym kawałku. kolejnym przykładem są uchodźcy. troglodyci, którzy sami siebie nazywają "narodowcami" uważają ich za źródło wszelkiego zła. nie biorą pod uwagę faktu, że w wielu krajach nie da się po prostu żyć, a obowiązkiem normalnych ludzi (do których ta hołota z sieczką zamiast mózgu oczywiście się nie zalicza) jest pomagać innym ludziom. bo jutro sam możesz potrzebować pomocy, ale kto ci ją da, skoro dziś protestowałeś przeciw innym. problemem są rządy, które nie potrafią lub nie chcą zapewnić ludziom normalnego życia, a nie uchodźcy. każdy kto ma choć gram mózgu jest w stanie to zrozumieć. natomiast ta "patriotyczna" swołocz nigdy tego nie ogarnie.
poglądy narodowe to pomyłka. ślepa uliczka będąca jedynie zarzewiem wszelkich wojen.

niedziela, 25 kwietnia 2010

od podstaw

lewica potrzebuje wstrząsu. może nie aż takiego jak pod Smoleńskiem, ale naprawdę niewiele mniejszego. potrzebuje całkowitego przewartościowania i zmiany kierunku działania.
zastanówmy się co jest głównym celem politycznym lewicy? dobrze myślisz. lewica ma walczyć o klasę robotniczą, o wyzyskiwanych przedstawicieli świata pracy. ma być po stronie zwalnianych z pracy, eksmitowanych, pracujących na czarno w systemie współczesnego niewolnictwa. ma walczyć o ludzką godność, o respektowanie podstawowych praw. prawa do pracy, prawa do mieszkania, prawa do wyrażania własnych poglądów.
homoseksualiści, lesbijki i aborcja to całkiem zła droga. to nie są ważne w tej chwili tematy. można zaryzykować stwierdzenie, że to całkiem nieważne tematy. to zwykłe problemy zastępcze.mają one pokazać jak bardzo lewica jest obecnie słaba. bo jeśli Parada Równości jest ważniejsza od eksmisji samotnej matki z trójką dzieci to coś tu stoi na głowie. te trzy rzeczy, które wymieniłem ciągną nas w dół. z dwóch powodów. z jednej strony prasa słusznie się naśmiewa, że lewica już dawno zatraciła swoje atrybuty i zdolność rozsądnego osądzania problemów, a z drugiej ludzie się od nas odwracają. bo jeśli widzą, że wspomniana Parada jest ważniejsza od poparcia strajku to wolą iść do PiSu, który ma program socjalny i nim przyciąga rozczarowanych, a jednocześnie zdesperowanych wyborców lewicy.
pora się otrząsnąć. stanąć na nogi, podnieść sztandar w górę i przypomnieć wszystkim po co jesteśmy. pora wrócić tam, gdzie nas potrzebują. do hipermarketów, do prywatnych zakładów, na budowy, do kopalń, hut. wszędzie tam, gdzie dzieje się ludzka krzywda. czyli niemal wszędzie.
musimy od podstaw budować zaufanie społeczne, które straciliśmy poprzez nieodpowiedzialne działanie wielu liderów. ludzie, którzy zawłaszczyli organizacje na rzecz swoich idei. zaufanie, które straciliśmy przez partie polityczne, które grają wyłącznie na sondaże i ewentualne mandaty parlamentarne. lewica ma być wśród ludzi, a nie na salonach. ma być tam, gdzie innych nie ma, bo "nie opłaca się". ma być wszędzie tam, gdzie ludzie nie mogą już na nikogo innego liczyć. i jeśli tam będziemy spełnimy zarazem nasze postulaty. nie będziemy musieli wstydzić się samych siebie.
jak co roku pokażemy się na pochodach 1majowych. pamiętajmy tylko, że poza 1maja są jeszcze 364 inne dni. w te 364 dni ludzie też nas potrzebują. naszej obecności, naszej pomocy. jeśli znów o nich zapomnimy nie dziwmy się jeśli za rok będzie nas jeszcze mniej. a w wyborach nawet nie wystartujemy, bo nie będziemy w stanie zebrać wymaganej liczby podpisów.

blokujmy dalej kanały.

nie dziwmy się, że Kościół w Polsce jest w poważnym dołku. że nie ma spektakularnych nawróceń, nie ma powstawania nowych, dużych zborów. do świadomości społecznej dalej bardzo trudno przedostaje się myśl, że istnieje coś poza katolikami i prawosławnymi. to nie okoliczności, to nie diabeł. to my. my sami jesteśmy odpowiedzialni za ten stan rzeczy.
nie wywołamy przebudzenia. to jest suwerenną decyzją Boga. ale możemy stworzyć warunki, by przebudzenie mogło się rozwinąć. wbrew pozorom to proste jak lufa czołgu "Rudy". trzeba być uczciwym. trzeba żyć w zgodzie z prawem. boskim i ludzkim. trzeba być otwartym na innych.
obecnie pracuję dorywczo. tak się oficjalnie nazywa pracę na czarno. zatrudnia mnie pastor. tak, pastor. oczywiście doskonale wie, że łamie prawo. i boskie i ludzkie. jednak perspektywa ponoszenia jakichkolwiek dodatkowych kosztów zatrudnienia jest dla niego tak przerażająca, że bezproblemowo przechodzi nad tym do porządku dziennego. a potem się dziwi, że modlitwy nie przynoszą efektu. że w jego zborze niewiele wychodzi. że się on nie rozwija i nie zmienia okolicy. a jak ma się rozwijać skoro osoba postawiona na straży boskiego porządku wykręca takie numery? to się nie może udać.
pastor dużego, warszawskiego zboru również nie pomyślał, by zalegalizować pracę ludzi remontujących budynek. oni pracują w piwnicach. kują ściany, podłogi. robią naprawdę dobrą robotę. jeśli to wyjdzie to będzie wyglądać naprawdę fajnie. ale co się stanie jak którego z nich na przykład porazi prąd? w czasie tego typu prac jest to możliwe. karetka przyjedzie, zabierze do szpitala, a potem co? szpital wystawi rachunek na 45 tyś. i kto zapłaci? zbór? aż tak silnej wiary to ja niestety nie posiadam.
oczywiście módlmy się o przebudzenie. o boże działanie. o zesłanie Ducha. módlmy się, ale dalej "róbmy swoje". przecież to tylko nie zapłacony podatek. nie zapłacony rachunek. parę złotych. nic takiego wartego uwagi.

każdy chce być szefem. każdy chce mieć swój Kościół. bo uważa, że potrafi go prowadzić. bo twierdzi, że ma ku temu powołanie. a taj naprawdę chodzi o prywatę. o zaspokojenie własnych ambicji. o pokazanie się w towarzystwie "ja też jestem pastorem". przynajmniej kilkanaście działających Kościołów niczym się od siebie nie różni. mają dokładnie takie same założenia teologiczne. głoszą i robią dokładnie to samo. ale są dumni, że mają "swoją gromadkę". bo to świadczy o nich jako o pastorach. taka samcza żądza posiadania. sama myśl o połączeniu się z innymi Kościołami, o utracie choćby części ze swojej dotychczasowej "władzy" (a jakąż oni mają "władzę"?) działa na nich jak Żyd na SS-mana. brutalne porównanie? sądzę, że adekwatne do sytuacji.
a mamy być jedno. mamy działać razem i być razem. mamy stanowić jedność Ciała Chrystusa w obliczu świata. a tak dajemy naszym wrogom broń do ręki. ile razy muszę wysłuchiwać naśmiewań katolików o "trzydziestu tysiącach sekt" w przeciwieństwie do "jednego, prawdziwego Kościoła" jakim oczywiście wg nich jest organizacja rzymskokatolicka. i co? nie mają racji? niestety mają.
a my dalej się dziwimy, że nie ma przebudzenia. i nie miejmy złudzeń. ono nie nastąpi. sami blokujemy kanały, którymi mogłoby nadejść. i jeszcze potrafimy się unosić jeśli ktoś wytknie nam ten fakt. bo przecież to my mamy rację, a nie ten, kto nas krytykuje. to my jesteśmy pastorami, a ten kim jest? a jeśli prorokiem?

nie będzie przebudzenia. ono zawsze wychodzi od nas samych. a my cały czas robimy wszystko, by je zdusić. tak sami z siebie. bez żadnego przymusu z zewnątrz.

piątek, 23 kwietnia 2010

1Maja

zbliża się kolejny 1Maja. ilu ludzi dziś pamięta czym jest ten dzień, skąd się wziął i dlaczego? kto dziś pamięta Chicago 1886 i masakrę robotników w dniu 1 maja? kto pamięta, że to dla uczczenia ich pamięci w 1890 ruszyły pierwsze pochody? nikt, paru pasjonatów historii, paru uczciwych ludzi, którzy nie dali się propagandzie, że to "komunistyczne święto". i nikt inny.
1Maja jest Dniem Walki. walki o godne życie, o godną przyszłość. jest dniem, w którym możemy pokazać, że jesteśmy. i ilu nas jest. wiem, że niewielu. ale jesteśmy. i jeśli komuś staniemy kością w gardle to o to właśnie nam chodzi. nasza obecność ma boleć. ma przypominać złodziejowi, że jest złodziejem. ma przypominać kamienicznikowi, że jest bandytą. ma przypominać kapitaliście, że jest wyzyskiwaczem. że już dawno zatracił cechy, dzięki którym można by go nazwać człowiekiem. ma przypominać policjantowi, że jest marionetką w rękach tych, którym służy. nasza obecność ma boleć. i będzie boleć.
znów pójdziemy ulicami miasta, które nas nie lubi. nie lubi, bo zawsze znajdziemy się tam, gdzie nie trzeba. na sesji Rady Miasta, na blokadzie eksmisji, w gabinecie burmistrza gminy. znajdujemy się tam w obronie tych, których już nikt nie broni. inwalida z niezdolnością do pracy, samotna matka z czwórką dzieci, zwolniony z pracy 60latek, którego przecież już nikt nie zatrudni. zawsze znajdujemy się tam, gdzie prywatne interesy są wyżej niż dobro społeczne. tam, gdzie człowiek nie znaczy nic, bo ktoś inny ma duże pieniądze i wydaje mu się, że dzięki temu stoi ponad prawem.
w sobotę 1Maja znów pójdziemy. pokazać, że jesteśmy i nie damy się łatwo zniszczyć, zepchnąć w niebyt. nie zrobimy nikomu prezentu i nie złożymy broni. nie wycofamy się bo tak chce klika rządząca tym krajem. nie zejdziemy nikomu z oczu bo takie ma marzenie.
jesteśmy tu i jak będzie potrzeba będziemy to zawsze. będziemy. bo tego wymaga przyzwoitość.

niedziela, 18 kwietnia 2010

samobójcy.

oczywiście, nie krępujmy się. zwalmy winę na pilotów. to ich wina. banda samobójców chciała zabić pana prezydenta. przecież to im najbardziej zależało, by lądować w warunkach nie nadających się do lądowania. oni byli najbardziej zainteresowani pobytem tego dnia w Katyniu. oni świadomie narazili życie tylu ludzi, by stanąć nad katyńskimi grobami.
pozostawmy wdowy i dzieci z odium krewnych morderców. niech ich wytykają palcami. niech mówią, że przez nich zginęło dziewięćdziesiąt sześć osób. a, że niesłusznie zniszczymy im życie? nieważne. ważne, że nasze "elyty" pozostaną nieskalane. bo muszą pozostać.
już się zaczyna propagandowe obarczanie winą pilotów. zresztą zawsze tak jest, gdy piloci giną. są martwi, więc nie mogą się bronić. a tu chodzi o polityków. że niby nie było nacisków na załogę. a skąd to wiadomo? i dlaczego załoga wywoływana przez wieżę milczała? przecież doskonale wiedzieli, że w rosyjskiej przestrzeni powietrznej istnieje obowiązek odpowiedzi. czyżby sami z kimś rozmawiali?
nieważne. ten tekst nie jest o tym. jest o zachowaniu dobrego imienia poległych pilotów, o spokojne życie ich rodzin, a nie zmaganie się z piętnem "rodziny morderców". bo w to, że polski naród może z ich życia uczynić piekło nie wątpię. akurat w tym jesteśmy najlepsi na świecie.

piątek, 16 kwietnia 2010

O jeden lot za późno.

do czasu zakończenia żałoby narodowej miałem się nie odzywać. w tego typu okolicznościach milczenie jest najwłaściwszą reakcją i jedynym możliwym rozwiązaniem. jednak pewne okoliczności absolutnie nie pozwalają milczeć.
ci ludzie nie powinni zginąć. mało tego, oni nie mieli prawa zginąć. głupota, fanatyzm, zaślepienie ideologiczne niektórych obecnych na pokładzie spowodowały niestety taki, a nie inny rozwój sytuacji. przeświadczenie, że trzeba lądować za wszelką cenę bo goście czekają, bo uroczystości muszą się odbyć to nic innego jak świadome i celowe narażenie załogi i pasażerów na niebezpieczeństwo utraty życia. zagrożenie, które w imię politycznych interesów części pasażerów zostało całkowicie zlekceważone. nie muszę chyba imiennie wskazywać tego środowiska.
dziewięćdziesiąt sześć osób poświęcono na ołtarzu politycznej głupoty. na ołtarzu najgorszych cech naszego narodu. nie ma możliwości, by z czymś takim można się było pogodzić. oczywiście środowisko polityczne przypuszczalnych sprawców katastrofy za wszelką cenę będzie dążyć do rozmycia odpowiedzialności lub skierowania jej na inne osoby, np na rosyjską obsługę naziemną lub na naszych pilotów. w przypadku niekorzystnych odczytów czarnych skrzynek zaczną podważać kompetencje ekspertów. nigdy nie przyjmą do wiadomości faktu, że ich koledzy mogą być odpowiedzialni za katastrofę.
jest jeszcze osoba Dowódcy Wojsk Lotniczych. jako bezpośredni przełożony pilotów miał obowiązek takiego wpłynięcia na nich, by podjęli decyzję dla wszystkich najlepszą. innymi słowy powinien kategorycznie zakazać lądowania w takich warunkach. pytanie czemu tego nie zrobił? facet mający na pagonach trzy generalskie gwiazdki miałby okazać strach przed prezydentem lub jego urzędnikiem? to na cholerę nam taki generał w ogóle potrzebny?
jakiś pozytywny skutek katastrofy pod Smoleńskiem? tak, jeden. teraz już nikt, nigdy na pokładzie rządowego samolotu nie odważy się słowem pisnąć, by cokolwiek nakazać pilotowi lub podważyć jego decyzję.
jednak będzie to o jeden lot za późno.

czwartek, 8 kwietnia 2010

wódka z przyjacielem.

wczoraj wieczorem napiłem się trochę z moim przyjacielem Rosjaninem. był późny wieczór, byliśmy w jednej z najpopularniejszych warszawskich knajpek. Igor oglądał relację z Katynia i w pewnym momencie mówi do mnie. "w czasie wojny Niemcy w niewoli zagłodzili i wymordowali 3 mln naszych - miał na myśli oczywiście radzieckich jeńców wojennych - i co? nic. dziś jesteśmy w bardzo dobrych stosunkach politycznych, robimy razem interesy, budujemy rurociąg i nic się nie dzieje. a wy co? straciliście 20 tyś. rozstrzelanych w Katyniu i ciągle macie pretensje, ciągle domagacie się przeprosin, ciągle się do nas rzucacie. zresztą w samym Katyniu stanowicie niewielki odsetek tych, którzy tam leżą. naprawdę, wy Polacy jesteście bardzo małostkowym narodem".
i co mu miałem powiedzieć? że nasze 20 tyś. inteligencji jest ważniejsze niż ich 3 mln. chłopów i robotników? przecież by mnie śmiechem zabił. a swoją drogą już bardzo dawno nie słyszałem tak zwięzłej i prawdziwej charakterystyki naszego narodu. 20 tysięcy rozstrzelanych, a rzucacie się jakby to było naprawdę coś poważnego.

przypomina mi to rozmowę z Holendrem czy Francuzem na temat "okropności" niemieckiej okupacji. niemal każde ich wspomnienie przyjmujemy z litościwym uśmiechem na twarzy. co oni wiedzą na ten temat? gdyby przyszło im w 1942 żyć w Polsce dopiero wtedy wiedzieliby co to takiego okupacja. tak samo mieszkaniec Białorusi czy Rosji może nieco "nerwowo" zareagować słysząc nasze opowieści o niemieckiej okupacji. z jego perspektywy zwyczajnie nie wiemy, co mówimy.
wiadomo, historia kształtuje poglądy. a to co jedni uważają za zbrodnie inni kwitują tylko wzruszeniem ramion. dawno nie miałem tak namacalnego dowodu jak wczoraj.

wtorek, 6 kwietnia 2010

nie te czasy.(niestety)

a jużem myślał, że stare dobre czasy wróciły. otwieram gazetę, a tam wielki tytuł "Bójka na meczu Górnik - Legia".ale po chwili myślę, że to przecież nie ta liga, więc skąd tu mecz. postanowiłem zwyczajnie przeczytać tekst. i przyszło Wielkie Rozczarowanie. chodziło o spotkanie Górnik Konin - Legia Chełmża. chwila nadziei, a potem gwałtowny spadek ciśnienia.
mimo wszystko miło takie notki przeczytać. człowiek może sobie to i owo przypomnieć.

sobota, 3 kwietnia 2010

dobra strategia obrony.

złapali złodzieja. postawili go przed sądem, a on mówi "ale sąsiad też kradnie. domagam się wzięcia tego pod uwagę jako okoliczności łagodzącej. poza tym mówmy o jego kradzieżach. dlaczego tylko o moich. on też jest złodziejem. to, że go jeszcze nie złapaliście niczego tu nie zmienia. jako, że on też kradnie domagam się, by było to dla mnie usprawiedliwieniem. żądam uniewinnienia, bo skoro nie możecie osądzić wszystkich złodziei nie możecie sądzić tylko jednego".

oczywiście nie piszę o złodzieju. ten nieco kryminalny wstęp ma pokazać istotę problemu, który jest w centrum mojego rozważania. postawa złodzieja jest opisem postawy kościoła rzymskokatolickiego, a konkretniej jego co bardziej fanatycznych funkcjonariuszy i wyznawców. jest to z drugiej strony znakomita strategia obrony. jak tylko pojawiają się kolejne doniesienia o pedofilii w szeregach tej organizacji zaraz podnosi się dziki wrzask "u innych jest to samo. czemu tylko nami chcecie się zajmować? czemu my, a nie oni?". zauważcie, że reakcją nigdy nie jest chęć wyjaśnienia sprawy, ukarania winnych, przeproszenia ofiar, a frontalny atak na wszystkich związanych z ujawnieniem afery. atak na ofiary, że ośmieliły się ujawnić, atak na dziennikarzy, że opublikowali, anie zajmują się innymi (konkurencyjnymi) Kościołami, na prawników, że uczestniczą w mistyfikacji i chcą wyłudzić odszkodowania od niewinnego kościoła katolickiego. zamiast chęci wyjaśnienia sprawy, oczyszczenia szeregów z seksualnych zboczeńców wściekły atak przeciwko "oszczercom" mówiącym o tym jak przez lata byli gwałceni lub w inny sposób molestowani seksualnie. zamiast wypłacania zasądzonych odszkodowań ogłaszanie bankructwa byle tylko uratować jak najwięcej kasy, która to jak wiadomo jest jedynym celem istnienia organizacji zwanej kościołem rzymskokatolickim. ewentualnie zwrócenie się z "prośbą" do wiernych o zrzutkę na te odszkodowania, gdyż "biedny kościół" nie ma pieniędzy. to ostatnie to już naprawdę bezczelność najwyższych lotów. to jasno wyartykułowany przekaz "może molestowaliśmy waszych rodziców, może wasze rodzeństwo, może was, a może wasze dzieci. ale teraz żądamy byście zapłacili za nas grzywnę nałożoną na nas przez bezbożny sąd. jesteśmy waszym kościołem i macie obowiązek wspierać nas finansowo".

kościół katolicki w zasadzie nie czuje się winny. nie uważa by to, co się stało było czymś złym. mało tego z wypowiedzi niektórych pracowników, bądź wyznawców tego kościoła można wywnioskować, że takie zachowania wg nich są całkowicie normalne. należą jakby do "kanonu" tego zawodu jakim jest ksiądz rzymskokatolicki. są to na szczęście bardzo rzadkie przypadki, niemniej istnieją i rzucają duży cień na tę organizację.
kościół rzymskokatolicki nie przyznaje się do winy.nie bierze również żadnej odpowiedzialności za swoich pracowników. mało tego odpowiedzialność zrzuca na ofiary, oburzony, że zamiast milczeć wywlekają na widok publiczny wszystko, co ich spotkało ze strony rzymskokatolickich księży. zapomina się jednak, że nie byłoby tego wszystkiego gdyby nie pełna ochrona i pomoc ze strony duchownych na znacznie wyższych stanowiskach. kościół rzymskokatolicki nie uważa również za stosowne w jakikolwiek sposób zadośćuczynić ofiarom czy to pod postacią przeprosin czy wypłaty odszkodowania, a zmuszony do nich przez państwowe sądy woli ogłosić na danym terenie bankructwo, byle by tylko nie tracić ani grosza ze swojego skarbca.
zresztą jakiekolwiek przeprosiny czy odszkodowania wymuszone drogą sądową są zwyczajnie sztuczne i nieszczere i jako takie nie mają żadnej wartości. ich celem nie jest przecież wyrażenie skruchy, przeprosin, ukorzenie się tylko "ratowanie twarzy" kościoła rzymskokatolickiego. jednak konfrontując to z postawą zaprezentowaną na początku "sąsiad też kradnie" nie ma na to zbyt wielkich szans

piąta rocznica.

dziś piąta rocznica mojego chrztu. wielu nazywa to urodzinami. tego dnia umarliśmy dla świata, a narodziliśmy się dla Boga. pamiętam. dlaczego miałbym nie pamiętać. byłem wprawdzie bardzo przejęty, co niestety mogło mieć wpływ na mój odbiór na zewnątrz, ale to nie byle jaki dzień. ludzie musieli mi wybaczyć.
to był 3 kwietnia 2005 r. poprzedniego wieczoru zmarł duchowy przywódca rzymskich katolików Karol Wojtyła. spyta ktoś, co to ma wspólnego z moim chrztem? ano ma. przecież na chrzest zaprasza się członków rodziny, przyjaciół, znajomych. no i poprzedniego wieczoru około 22 rozdzwoniły się telefony. "słuchaj, bardzo mi przykro, nie mogę przyjść, papież (ojciec święty) umarł, jestem w żałobie". do mnie wprawdzie nikt nie zadzwonił, bo zaprosiłem samych świadomie wierzących, ale większość ludzi z naszej gromadki poczuła się urażona i zasmucona takim, a nie innym zachowaniem. poczuli się może odrzuceni, może zdradzeni. liczyli na kogoś, chcieli się cieszyć razem z nim (nią), a tu taka przykra niespodzianka. szkoda, że zostali tak potraktowani.
co mogę powiedzieć o tych pięciu latach życia z Bogiem. nie był to czas stracony choć co chyba zrozumiałe były chwile lepsze, były chwile gorsze. jak mawia filmowy klasyk to był "początek pięknej przyjaźni". nauczyłem się bardzo dużo rzeczy, poznałem w wielu chwilach bożą wolę dla mojego życia. nie żałuje ani chwili z tych pięciu lat. gdybym dziś miał ponownie stanąć przed wyborem nie wahałbym się ani chwili. to jest piękny czas i każdemu życzyłbym, by kiedyś mógł dojrzeć do decyzji o osobistym pójściu za Bogiem. On czeka na każdego i nikogo nie odrzuci. pytanie tylko co później zrobisz z tym darem. ale to temat na zupełnie inną opowieść.

piątek, 2 kwietnia 2010

święta (jak zawsze) tylko rzymskokatolickie.

dziś Wielki Piątek. dzień śmierci naszego Zbawiciela. najważniejsze święto całego chrześcijaństwa. no właśnie. i tu dochodzimy do sedna sprawy. w Polsce jak wiadomo chrześcijanie to wyłącznie katolicy. w dodatku "jedynie słusznego" rzymskiego obrządku. nikt iny nie istnieje. ze tzw środków masowego przekazu nie dowiemy się niczego o obchodach Wielkiego Piątku w innych Kościołach. jedynie jak zawsze niezawodna radiowa "dwójka" o godz. 18 będzie retransmitować nabożeństwo Kościoła Ewangelicko-Reformowanego z parafii w Żychlinie. w zasadzie jak zawsze jedyni sprawiedliwi.
smutne jest, że jak w każde święta nie istnieje nikt inny poza rzymskimi katolikami. piszę to co roku i uparcie będę pisał. wiem, że to nie ma najmniejszego sensu, bo mediami (państwowymi i komercyjnymi) w tym kraju rządzą katolicy i zapewne nie bardzo mają ochotę wspominać o kimkolwiek innym albo co bardziej prawdopodobne po prostu nie wiedzą o naszym istnieniu. ale będę o tym pisał, bo milczenie w obliczu zła oznacza jego akceptację.

i jeszcze jedno. dziś Wielki Piątek. ale i tak w mediach najważniejsza wiadomość to kolejna rocznica śmierci Karola Wojtyły. przecież śmierć zwykłego człowieka jest ważniejsza niż wypełnianie się planu bożego zbawienia. i jak tu nie przyznać racji Henrykowi Sienkiewiczowi, który w "Krzyżakach" w usta komtura włożył prorocze słowa "pogański kraj, pogańskie obyczaje". czy pod tym względem cokolwiek się zmieniło?

niedziela, 28 marca 2010

nie mam nic przeciw parytetom, ale...

...nie mają one najmniejszego sensu. one nic nie zmienią. jeden układa listy, ale drugi głosuje. co z tego, że dam baby na pierwsze dwa miejsca jak konserwatywny wyborca (nawet lewicowej partii) zagłosuje na kandydata nr 3 bo to facet. zabierają się do tego od dupy strony jak mawia się na polskiej prowincji. najpierw trzeba przekonać społeczeństwo, że kobieta też coś potrafi, też jest do czegoś zdolna. bo póki to ludzie będą głosować istnieje duże prawdopodobieństwo, że większość wybranych to będą mężczyźni.
ale jest też druga strona medalu. dwukrotnie byłem mężem zaufania w komisji wyborczej. raz w wyborach prezydenckich, a raz w parlamentarnych. i co się okazało. ponad 80% głosów (i to na każdej liście) otrzymywali kandydaci z miejsca pierwszego. ludzie zwyczajnie nie wiedzą kogo wybierać i nie wiedzą kogo wybierają. po prostu otwierają książeczkę na stronie z kandydatami swojej partii i zakreślają numer jeden. po wyjściu z lokalu pewnie nawet nie byliby w stanie powiedzieć na kogo personalnie oddali głos. odpowiedź byłaby "na pierwszego z listy". i w tym pewnie twórcy parytetów upatrują szansę. że skoro na pierwszych miejscach list będą kobiety to nieświadomi niczego wyborcy skreślą je i w ten sposób zwiększy się ilość kobiet w parlamencie. niestety nie jest to najlepszy sposób na zwiększenie ich ilości w Sejmie. zamiast tego potrzebna jest praca od podstaw. promowanie uczestnictwa kobiet w życiu publicznym. tylko to zwiększy faktyczne, uczciwe głosowanie na nie.

sobota, 27 marca 2010

defilada z prezydentem Jaruzelskim

jak zwykle Moskwa chce Polsce napluć w twarz. tak przynajmniej odbieram debilne komentarze jakie pojawiają się w naszym kraju po zaproszeniu na defiladę zwycięstwa generała Wojciech Jaruzelskiego. zaproszenie wystosowane przez prezydenta Rosji zostało uznane za policzek wymierzony naszemu krajowi.
uwielbiam kundle ujadające w rytm tego, co im każą polityczni szefowie. naprawdę bardzo podbudowują mnie takie sytuacje gdyż cały czas każą wątpić w słabość polskiego systemu partyjnego. partie polityczne to teatr jednego aktora, a nie demokracja.
czy Moskwa nie ma prawa zapraszać na uroczystości kogo tylko ma ochotę? ma. czy polscy bojownicy o "czystość" obcych defilad postradali już do końca zmysły? postradali. ale to taka nasza polska specjalizacja. sami nie potrafimy żyć jak normalni ludzie, ale za to do pouczania innych jak mają żyć w swoim kraju to jesteśmy pierwsi.
na zdarowje!

niedziela, 21 marca 2010

a więc wraca stare

ale może to i lepiej. ważny watykański urzędnik następca Josepha Ratzingera na stanowisku szefa Kongregacji Nauki Wiary (mówiąc po ludzku inkwizycji) Joseph Levada oznajmił "przyjęcie wspólnot anglikanów do kościoła katolickiego jest zgodne z ekumenizmem bo celem ekumenizmu jest zjednoczenie z kościołem katolickim". koniec cytatu.
no to już wszystko wiadomo. dla organizacji mającej swoją siedzibę w Watykanie ekumenizm to po prostu kaperowanie innych w swoje szeregi. to już nie współpraca, wzajemne poszanowanie, równe traktowanie, kontakty międzyludzkie tylko stawianie sprawy na zasadzie "przyjaciel albo wróg". albo jesteście zjednoczeni z nami czyli musicie wyrzec się własnej odrębności i tożsamości, by nas zadowolić i sprawić, byśmy łaskawie przyjęli was do naszego grona, albo jesteście przeciw nam czyli jesteście dla nas sektą, z którą nie utrzymujemy żadnych kontaktów.
zawsze byłem przeciw ekumenicznym kontaktom z organizacją z Watykanu. zawsze uważałem ich za hipokrytów, którzy co innego mówią, co innego robią. okazało się, że miałem rację. trochę to smutna racja, gdyż naprawdę miałem nadzieję, że przyjdzie dzień w którym watykańscy urzędnicy pójdą po rozum głowy i uznają ,że wszyscy jesteśmy równi wobec Boga. jednak na ten dzień trzeba będzie czekać jeszcze bardzo długo. w Watykanie na nowo pojawił się szatan, który zaślepił umysłu światłych wydawałoby się ludzi i cofnął czas o kilkadziesiąt lat.
teraz przynajmniej są uczciwi. nie chcemy z wami rozmawiać. naszym jedynym celem jest sprowadzenie was w nasze szeregi.
tak więc drodzy rzymscy katolicy bawcie się dalej w te klocki, ale już sami. my, chrześcijanie będziemy rozwijać ekumenizm we własnym gronie. będziemy się wzajemnie poznawać, utrzymywać przyjazne kontakty, dzielić się doświadczeniem wiary, wymieniać poglądy i wspólnie chwalić naszego Boga. a wy będziecie gdzieś z boku, tak by was nikt nie widział. i w sumie o to będzie chodzić.

środa, 17 marca 2010

wiara bez uczynków...

list Jakuba 2,26 "a wiara bez uczynków jest martwa". niemal wszyscy znamy ten werset. jest on zarazem bardzo kontrowersyjny, wzbudza wiele uwag i polemik. jest też zapewne wersetem o jednej z największych ilości interpretacji.
a przecież to takie proste. z reguły to, co najtrudniejsze do odkrycia okazuje się najprostsze. powtórzmy raz jeszcze "wiara bez uczynków jest martwa". o jakie tu uczynki chodzi, spyta ktoś. o uczynki wiary czyli o cuda.żywa wiara wyraża sie tym, że za jej pośrednictwem, przyczyną jesteśmy w stanie uczynić rzeczy, których w tzw "normalnych warunkach" za chińskiego boga nie moglibyśmy dokonać.
wielu ludzi całkowicie myli sens tego wersu. najbardziej rozpowszechnioną interpretacją jest ta mówiąca, że wyraz naszej wierze dajemy za pomocą "ludzkich uczynków". czyli głodnego nakarmić, spragnionego napoić, nagiego przyodziać. niby wszystko się zgadza. te rzeczy oczywiście są dobre ale występują również w innych religiach (islam, buddyzm). takie zachowania praktykuje również ogromna ilość etycznie żyjących ateistów. a więc to nie to. Biblia nie może mówić o rzeczach, które są dostępne wszystkim bez względu na przekonania. inaczej chrześcijaństwo byłoby niczym nie wyróżniającą się z morza innych religią. można nie mieć w sobie ani grama wiary, a jednocześnie bez żadnego problemu głodnego nakarmić, spragnionego napoić, nagiego przyodziać. sam znam takie przypadki.
a przecież wiara ma na celu rozszerzanie bożego królestwa czyli czynienie uczniów. nie bądźmy naiwni. to, że nakarmimy, napoimy i ubierzemy bezdomnego nie sprawi, że ktokolwiek uwierzy w Jezusa. le jeżeli człowieka jeżdżącego na wózku postawimy na nogi, jeżeli modlitwą przywrócimy sprawność sparaliżowanej ręce,, jeżeli na nasze słowo ślepy odzyska wzrok to już zupełnie inna bajka. każdy bez wyjątku człowiek zatrzyma się i zastanowi co też właściwie zobaczył. nikt normalny nie uwierzy, ze dotknięciem ręki czy modlitwą uzdrowiłem. a więc jeśli nie ja to kto? czy przypadkiem nie Bóg w którego Imieniu to wszystko czynię?
kto z nas ma taka wiarę? przez kogo dzieją się takie rzezy? owszem, czasem o nich słyszymy, czsami jesteśmy ich świadkami, ale czy mam,y je na naszym koncie? w zdecydowanej większości przypadków niestety nie. ale to nie znaczy, ze z naszą wiarą jest coś nie tak. bycie chrześcijaninem to ciągłe dążenie do doskonałości. do ideału, którym jest Jezus Chrystus. z dnia na dzień z roku na rok mamy być lepszymi ludźmi, coraz bardziej podobnymi do Chrystusa. przyjdzie dzień, w którym dla pewnej części z nas uczynki wiary będą jak najbardziej możliwe. to jest trudne, ale na tym polega bycie chrześcijaninem. dasz radę.

sobota, 13 marca 2010

I have a dream...

"miałem sen. śniłem, że diabeł wślizgnął się do kościoła i zaciska ręce na szyjach wielu ludzi. wokół czuć było ogromny smród i swąd, ale ludzie nie chcieli zrezygnować, gdyż wiązało się to z porzuceniem zbyt wielu rzeczy. usłyszałem słowa, że tracimy duchowe życie i powoli umieramy zaduszeni odorem i mocą tego, czemu ulegamy"
to nie mój sen. miał go jeden z członków mojego zboru. ten sen to ostrzeżenie dla wszystkich wierzących. nie zasypiajcie. nie traćcie Boga z oczu. nie gubcie się w pośpiechu tego świata.
ale przecież diabeł nie może ot tak sobie wślizgnąć się do kościoła. bramy kościoła są dla niego zamknięte. to my go tam wpuszczamy. normalnie bierzemy go za rękę i mówimy "chodź stary ze mną do zboru". coś mi się widzi, że w życiu niemal każdego z nas jest obszar nad którym Jezus nie ma władzy. a jeśli Jezus nie ma tam władzy to kto ją ma? tak, tak dobrze myślicie. jeśli nie Jezus to diabeł. i on siedzi na tym skrawku naszego życia i chodzi wszędzie razem z nami. niesiemy go w swoim wnętrzu jak pasożyta. idziemy do sklepu, on razem wchodzi do tego sklepu. idziemy na plażę, wyleguje się razem z nami. idziemy do kościoła, sami otwieramy szeroko przed nim drzwi. z naszej przyczyny ma on dostęp do kościoła i może po nim hasać do woli. wchodząc z nieuporządkowanych życiem (czyli z obecnością w nim diabła) do kościoła to tak jakbyśmy wkładali zawirusowaną dyskietkę do komputera. nie najlepszy pomysł.
mamy swoich pastorów. mamy (lub przynajmniej powinniśmy mieć) przyjaciół w swoich zborach. wstawiajmy się za Kościołem, wołajmy o boże działanie w tej kwestii. proście, a będzie wam dane. tu nie chodzi tylko o materialne zabezpieczenie naszego bytu. możemy również prosić o nasz duchowy stan. o kondycję Kościoła, którym przecież jesteśmy.
nikt nie powiedział, że bycie chrześcijaninem jest łatwe. kto mówi, że przychodzi mu to bez trudu na 100% kłamie. to codzienna walka z samym sobą, swoim ciałem, swoimi pożądliwościami. niestety czasem przegrywamy i wpuszczamy diabła do swojego życia, do swojego zboru. a potem wychodzą takie kwiatki.
jeśli się nie opamiętamy nic z tego nie będzie. jeżeli ponownie nie zwrócimy swojego wzroku na Jezusa nic nie pomoże. pomrzemy nawet tego nie zauważywszy. zadusimy się mocą tego, co nas trzyma.
gdyby ten sen miał David Wilkerson dwa dni później cały chrześcijański świat by o tym trąbił. niestety sen przytrafił się szerzej nieznanemu bratu z jednego z warszawskich Kościołów. ten sen to ostrzeżenie, które sami musimy przekazać wszystkim dookoła. nie traćmy czasu.

niedziela, 7 marca 2010

presja, jak to łatwo powiedzieć.

dzisiaj Legia Warszawa przegrała kolejny mecz. ale nie o tym chcę pisać. trener Jan Urban powiedział później, że wini kibiców, bo to przez niech zawodnicy nie wytrzymali presji.
i tu dochodzimy do sedna sprawy. o czym tu w ogóle rozmawiać? jaka presja? co ten człowiek mówi? warunki życia jak na polski standard mają naprawdę rewelacyjne. wysoka, wypłacana w terminie pensja, pełna opieka zdrowotna, mieszkanie jak marzenie, samochód z wyższej półki. jaka presja? presję to odczuwają ludzie, którzy od miesięcy nie mają pracy a rachunki są do zapłacenia i dzieci do nakarmienia. to jest prawdziwa presja. skąd wziąć pieniądze w sytuacji, gdy nie ma żadnej pracy, a i nadziei na jakikolwiek zasiłek również. naprawdę żal człowieka ogarnia, gdy się patrzy na takie teksty. presja, której zawodnicy nie wytrzymali. tylko, że inni mają na sobie prawdziwe presje i jakoś je wytrzymują. czy naprawdę ludzie, którzy zarabiają kilkanaście razy więcej niż normalni Polacy mogliby nieco kulturalniej formułować swoje sądy?

nekrolog

na mojej klatce schodowej pojawił się nekrolog. "4 marca 2010 w wieku 52 lat zmarł XX. pogrążona w rozpaczy żona, córka i rodzina". niby standardowy tekst. przez wiele lat słyszałem tę miłość jaką się darzyli. ciągłe awantury, rzucanie talerzami, trzaskanie drzwiami, wyzwiska przy których kibolom czerwieniałyby uszy. córka z rozpaczą w oczach ciągle z psem na spacerze byleby tylko nie słyszeć tego wszystkiego. oni się nienawidzili jak tylko można. ale zdarzyło się nieszczęście i trzeba pokazać jaki to jest żal za mężem.
kiedyś kumpel opowiadał mi jak to w jego liceum wywieszono nekrolog dziewczyny, którą rozjechał samochód. był z niej straszna szuja. wszystkich obgadywała, kablowała nauczycielom, awanturowała się o byle co. w sumie u wszystkich miała przejebane. a tu nekrolog podpisano "nieutulona w żalu i rozpaczy IIIb". jak powiedział tego już było im za wiele. ktoś na tym nekrologu dopisał markerem "taki chuj". dym rozpętał się straszny. najśmieszniejsze było to, że nauczyciele dokładnie wiedzieli co z niej była za suka, ale nie wypadało inaczej się zachować jak potępić sprawcę i spróbować go znaleźć. ale go nie znaleziono.
zobaczcie jak to jest. faktycznie ludzie totalnie się nienawidzą. ale po pierwsze nigdy się do tego nie przyznają, a po drugie zawsze będą twierdzili, że bardzo się kochali i szanowali. taka mała obserwacja zachowań Polaków. niezbyt to sympatyczne. jak zresztą wszystko w tym kraju.

czwartek, 4 marca 2010

salon czy noclegownia?

"bardziej pociąga cię nieszczęście niż sukces". tak mówią ludzie, którzy mieli okazję czytać moją prozę. nic nie poradzę, że piszę o rzeczach, które nie są miłe. po prostu one są wdzięczniejsze do opisania. bardziej fotogeniczne jeśli tak się można wyrazić. bezdomna para w kanałach jest o wiele bardziej pasjonująca niż zblazowany miliarder i jego kolejny jacht. ich codzienna walka o przetrwanie, o ludzką godność jest czymś smutnym, ale i pasjonującym zarazem. prawdziwe życie zawsze jest w kanałach, na dworcach, w noclegowniach. ale nigdy go nie ma w domach z garażem, basenem, ogrodem wielkości boiska piłkarskiego. takie są realia.
noclegownia, areszt śledczy, śmierdzący tunel kolejowy. tak, to pociąga mnie bardziej niż salony nowobogackiej hołoty powstałe na złodziejstwie, kombinatorstwie, poniżeniu innych. i tak już będzie. każdego dnia.

wyrok w sprawie normalności

kolejny wyrok trybunału w Strasburgu. kolejny, który wywołuje wściekły atak. bo jak mawia legendarny polski klasyk filmowy "sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie".
nie ma co wchodzić w szczegóły. generalnie chodzi o prawa osób homoseksualnych. są to takie same prawa człowieka jak prawa prześladowanych muzułmanów, Żydów, Palestyńczyków. jeśli choć jedną grupę wyłączamy spod naszej ochrony to tak jakbyśmy w ogóle nie bronili żadnych praw człowieka.
prawa homoseksualistów to jak prawa wyborcze dla kobiet. to jak prawa obywatelskie dla Murzynów. był czas kiedy pomysły dopuszczenia kobiet do urn wyborczych lub nadania Murzynom praw obywatelskich były traktowane tak jak dzisiaj pomysł związków partnerskich. były awantury, demonstracje, interwencje wojska, policji. ludzie domagający sie tych praw byli aresztowani, bici, zabijani, wyrzucani z pracy, ze szkół. ale w końcu zwyciężyli. tu będzie tak samo.
tego nie da się powstrzymać. niezależnie od wszystkich dzisiejszych protestów w przyszłości ludzie o orientacji homoseksualnej będą mogli żyć jak wszyscy inni. będą mogli dziedziczyć po sobie, dowiadywać się o stan zdrowia w szpitalu, rozliczać się razem z fiskusem. im wcześniej zostanie to zrozumiane tym szybciej sytuacja wróci do normy.

środa, 3 marca 2010

chrześcijanie w Indiach

więc jednak ktoś czyta mojego bloga. to bardzo miła wiadomość. skoro Jarosław zostawił komentarz znaczy przeczytał tekst. wspaniale.
mógłbym oczywiście odpowiedzieć pod nim, ale treść jest na tyle ciekawa, że postanowiłem wysmażyć kolejny artykuł.
w tekście "i po co ten tydzień modlitwy" napisałem o pretensjach kleru rzymskokatolickiego do działań mniejszych grup chrześcijańskich, zwłaszcza zielonoświątkowych w Indiach. z wypowiedzi wynika, że chodzi tu o zwykłą zazdrość powodowaną chyba tym, że organizacja z Watykanu na terenie Indii zostaje daleko w tyle jeśli chodzi o sukcesy misyjne. skoro nie można z kimś wygrać poprzez własne działania można się przynajmniej poskarżyć do mediów. oto, co dostałem w odpowiedzi.

"Pytanie czy to Kościół katolicki postrzega głoszenie jako rywalizacje czy tez raczej wielu zielonoświątkowców. Nie znam sytuacji w Indii na tyle dobrze, by się wypowiadać, ale miałem okazje porozmawiać z chrześcijanami z Iraku. I ich zdanie było całkiem podobne. Chmary charyzmatycznych ewangelistów przybyły do ich kraju z USA i wzięły się do... nawracania. Kogo? Ano chrześcijan o korzeniach sięgających bezpośrednio czasów Chrystusowych. Ale w oczach dzielnych głosicieli nie byli oni 'narodzeni na nowo'... 'Jerzykami' tez nie mówili. Moi rozmówcy (chrześcijanin z Kościoła Syryjsko-Ortodoksyjnego, 'chaldejczyk w unii z Rzymem i zakonnica-dominikanka) podkreślali, ze działalność ewangelikalnych i zielonoświątkowych głosicieli na nowo polaryzuje społeczność chrześcijańską, która w ostatnich dziesięcioleciach bardzo się zintegrowała. Jeśli w Indiach jest choć trochę podobnie, nie dziwie się temu księdzu."

nie wiem czy sytuację w Iraku można porównywać do tej w Indiach. rzeczywiście nad Tygrysem i Eufratem są chrześcijańskie społeczności starsze niż możemy sobie wyobrazić. natomiast w Indiach taka sytuacja nie ma miejsca. tam teren jest niemalże "dziewiczy", gdyż chrześcijaństwo w Indiach zawsze było na uboczu. istniało wprawdzie już od starożytności, niemniej chrześcijanie zawsze "ginęli" w ogólnej masie wyznawców głównie hinduizmu, a także buddyzmu i islamu. sytuacja ta absolutnie nie da się porównać z tą w Indiach, gdyż chrześcijańscy misjonarze jadą na tereny, gdzie do tej pory chrześcijaństwo nie było znane. nawet dziś kiedy oficjalnie chrześcijan protestantów jest w Indiach ok 20 milionów stanowi to krople w morzu ludności (niecałe 2%). nie da się więc obronić tezy, że ewangeliczni misjonarze "nawracają" na swoją wiarę chrześcijan zasiedziałych w Indiach od wieków, gdyż jest to zwyczajnie nieprawda.

mogę się dalej domyślać, iż za wypowiedzią tego hinduskiego księdza katolickiego stoi jak zawsze w przypadku katolików spora niechęć do wszystkich innych chrześcijan. niechęć podyktowana tylko i wyłącznie względami dogmatycznymi. czyli dokładnie takimi z jakimi na każdym kroku spotykamy się w naszym kraju.

poniedziałek, 1 marca 2010

satyryk zawsze w formie

lubię czytać satyryków. dają jakąś rozrywkę, proponują nietypowy punkt widzenia. czasem bawią się w "co by było gdyby". ich prawo. natomiast jeśli biorą się za zbyt poważne treści wówczas może już nie być tak śmiesznie. zajrzałem do najnowszego numeru "nowego państwa". przeglądam pisma narodowe, prawicowe, konserwatywne. trzeba na bieżąco znać poglądy wroga by móc odpowiednio wcześnie reagować. większość głoszonych tam poglądów potrzebuje natychmiastowej, ostrej reakcji. chyba, że czasem potraktujemy coś jako tekst satyryczny.
chyba tak należy potraktować tekst Marcina Wolskiego. zawarł on we wspomnianej publikacji twierdzenie jakoby holocaust był dla Adolfa Hitlera jedynie przygrywką, takim poligonem do prowadzenia prawdziwej walki jaką Brunatny Adolf chciał wydać. do walki z Kościołem rzymskokatolickim jego "empatią, miłosierdziem i tolerancją". koniec cytatu.
prawdę mówiąc oniemiałem. do tej pory najwyraźniej tkwiłem w błogiej nieświadomości co do prawdziwych celów Małego Kaprala. zawsze wydawało się, że jego prawdziwymi celami jest pełna eksterminacja Żydów, Romów i Słowian jako elementów rasowo zbędnych. widocznie pan Wolski dysponuje jakimiś dokumentami nie znanymi dotąd historykom, a ukazującymi prawdziwy cel działalności Adolfa. w takim razie powinien się nimi natychmiast podzielić. świat powinien widzieć, że Słowianie, Żydzi, Romowie ginęli w szkoleniowym projekcie przyszłej zagłady Kościoła rzymskokatolickiego. tylko czemu Hitler miałby niszczyć Kościół w którym się urodził? tego doprawdy nie wiem.
skupmy się teraz na drugiej części zdania. wg pana Wolskiego Adolf H. nie mógł ścierpieć Kościoła rzymskokatolickiego z powodu jego "empatii, miłosierdzia i tolerancji". nie zapominajmy, że mówimy tu o sytuacji sprzed siedemdziesięciu lat. czyli zapewne mówimy o ówczesnej empatii, tolerancji i miłosierdziu owego kościoła.
nie chcę tu być niemiły, ale historia mówi nieco inaczej. w tamtych latach kościół rzymskokatolicki w każdym kraju, w którym notował dużą przewagę liczebną (w 1939 w Polsce było 65% rzymskich katolików) starał się "urządzić" taki kraj według własnego widzimisię. na porządku dziennym (a i zapewne też nocnym) były represje wobec mniejszości wyznaniowych. maksymalne utrudnianie lub wręcz uniemożliwianie działalności innych Kościołów chrześcijańskich. zakaz małżeństw międzywyznaniowych (chyba, że "zła" strona "nawróciła się" na rzymski katolicyzm). zarówno w Polsce jak i w innych krajach, gdzie notował znaczną przewagę liczebną dysponował ów Kościół dysponował znacznym aparatem propagandowym wymierzonym w inny niż rzymskokatolicki punkt widzenia, szczególnie jeśli chodzi o Kościoły chrześcijańskie. pojawiały sie broszury czy gazety w których mniejszości wyznaniowe oskarżano o wszelkiego rodzaju przestępstwa, komunizm czy nietypowe zachowania seksualne.
dochodziło również do fizycznych ataków na duchownych, wiernych oraz na budynki należące do Kościołów mniejszościowych. do bardziej znanych przypadków należy brutalne pobicie przez tłuszczę dwóch biskupów polskokatolickich Hodura i Farona. tłuszcza ta była wpierw podburzona przez lokalny kler rzymskokatolicki.
przez cały okres międzywojnia (a i długo potem) Kościół rzymskokatolicki traktował ekumenizm i wolność wyznania jako jedne z głównych herezji oraz zwalczał je w każdej możliwej formie i postaci. wszędzie tam, gdzie tylko mógł wymuszał na władzach państwowych prawne uznanie swojej organizacji za lepszą, ważniejszą niż wszystkie inne. dobrym przykładem jest tu konstytucja Polski z 1921 r.
przecież pan Wolski jest inteligentnym i oczytanym człowiekiem. nawet jeśli tego nie wiedział (w co mocno wątpię) łatwo może te fakty sprawdzić. czemu więc pisze takie, a nie inne rzeczy? że kościół katolicki siedemdziesiąt lat temu był pełen empatii, tolerancji i miłosierdzia? przecież była to instytucja wroga wobec wszystkich innych. wroga wszelkim przejawom demokracji, tolerancji, wolności słowa i wyznania. działała na zasadzie walk plemiennych lub bardziej zrozumiale walk pseudokibiców. w wielu krajach mając pewność całkowitej bezkarności instytucja ta dopuszczała się nawet przestępstw byle tylko zachować swoją pozycję i władzę.
skąd doprawdy pan Wolski powymyślał tę historyjkę jakoby główną intencją Adolfa Hitlera było zniszczenie kościoła rzymskokatolickiego (a innych Kościołów chrześcijańskich to już nie?) pozostanie nierozwiązaną zapewne zagadką. chociaż pisanie tak wielu kłamstw o Kościele rzymskokatolickim akurat wcale mnie nie dziwi. pan Wolski doskonale wie, co robi. nowe państwo to przecież prawicowa, katolicka gazeta o jasno określonej linii programowej. co nie zmienia faktu, że pisząc nawet w takiej gazecie trzeba używać mózgu nie tylko ręki.