Łączna liczba wyświetleń

sobota, 22 sierpnia 2009

nie szata, a człowiek

widziałem dziś na przystanku autobusowym vlepkę Legii Warszawa. nie zwróciłbym na nią żadnej uwagi, gdyby nie dziwny napis pod herbem Warszawy. "oderint, dum metuant". ki diabeł, pomyślałem. no cóż, wrócę do domu to sprawdzę. no i sprawdziłem. "niech nienawidzą, byle się bali". z tragedii "Atreusz" Lucjusza Akcjusza (170-104 p.n.e.). według Swetoniusza (wódz rzymski za czasów Klaudiusza i Nerona) ulubione powiedzenie Kaliguli.
no proszę, a mówią, że kibice to głąby i nieuki. jaki ten świat dziwny. wydawałoby się, że niczego dobrego nie można od nich wziąć, a tu klasyka teatru rzymskiego się kłania.
zdarzenie niby nieważne, ale zastanawiające. nie oceniajmy nikogo tylko na tej podstawie, że jego szyję zdobi klubowy szalik. nie szata zdobi człowieka. o czym powiadamiam ze wszech miar zaskoczony.

sobota, 15 sierpnia 2009

unikajcie tych co... (no właśnie, co?)

jednak dłuższe pisanie pozytywnych rzeczy o katolikach jest zwyczajnie niemożliwe. okazywanie im miłości to jednak jedna z najtrudniejszych rzeczy jaka zapewne istnieje. mimo często szczerych i autentycznych chęci z naszej strony niektóre ich zagrywki mogą nas raz na zawsze oduczyć pozytywnego stosunku do katolickiej społeczności naszego kraju.
temat bardzo stary i wielokrotnie już wałkowany. mamy ich kochać bez względu na okoliczności. to nasi bliźni. oni także zostali stworzeni przez Boga, a Jego słowu powinniśmy być wierni w każdej sytuacji.
wszystko to znamy. jednak kiedy w czasie zażartej dyskusji internetowej jeden z najbardziej aktywnych i rozpoznawalnych katolików w sieci rzuca "Biblia nakazuje stronienie od tych, którzy odrzucają katolicyzm" to najbardziej nawet spokojnego, miłosiernego i otwartego chrześcijanina szlag jasny w trzy i pół sekundy na miejscu trafić może.
jak to traktować? co to jest? celowa prowokacja czy przypadkowe ujawnienie prawdziwego światopoglądu? być może jest to efekt wieloletniej indoktrynacji przedstawiającej katolików jako stojących ponad wszystkimi innymi, a niekatolików jako osoby drugiej kategorii. przecież wiecie o czym mówię. katolickie media od wielu lat używają języka, w którym "chrześcijański" znaczy "katolicki", a samo "chrześcijaństwo" to po prostu katolicyzm. trudno się czasem dziwić, że wiele osób ulega tej presji świadomie bądź nieświadomie. przypadki, w których mówi się, że w Polsce "żyją chrześcijanie, prawosławni, luteranie" nie należą do rzadkości i nie są to zdania wypowiadane przez margines społeczny tylko przez wykształconych ludzi. mój kuzyn, człowiek po studiach z porządną pracą, obyty wśród ludzi również często zadaje mi pytanie "czym wy, zielonoświątkowcy różnicie się od chrześcijan?". zawsze go poprawiam, on przyznaje mi rację, a za jakiś czas znów jest to samo. to już mnie nawet nie śmieszy, nie denerwuje.
zastanawiam się, w którym to miejscu Biblia mówi, że należy stronić od odrzucających katolicyzm. mam jej kilka wydań i nigdzie czegoś takiego nie znalazłem. oczywiście wiem, co miał na myśli. znany fragment, w którym apostoł Paweł mówi o unikaniu odrzucających tradycję. ale żeby tradycja równała się katolicyzmowi to już pierwszy raz słyszę.
nie wiem jak ich traktować. nie wiem jak reagować na podobne zachowania. brak reakcji uznają za znak, że się z nimi zgadzamy. jakakolwiek reakcja będzie w ich oczach "atakiem na katolicyzm". tak to sobie wykombinowali.
a nam pozostaje jedynie uparte trzymanie się Biblii i naszej ewangelicznej tradycji.

postawa porządnego człowieka

w moim przypadku pochwała katolickiego duchownego brzmi tak nieprawdopodobnie, że niektórzy potraktują to pewnie jako żart. niestety jest to prawda. piszę "niestety" z myślą o tych wszystkich, którzy każdorazowo wylewają na mnie kubły pomyj, bo ośmielam się źle pisać o "nietykalnej kaście". a tu proszę, taka niespodzianka. i co z tym teraz zrobić?
sięgnijmy do ostatniego numeru "Tygodnika Powszechnego". zacne to pismo (choć katolickie) prezentuje zwykle teksty na najwyższym poziomie, będące zarazem kwintesencją dobrego dziennikarstwa jak i kultury. interesujący nas tekst to wywiad z ks. Andrzejem Szostkiem, byłym rektorem KULu. jak widać szkoła ta jest siedliskiem nie tylko religijnego i politycznego robactwa, ale również ludzi mądrych, uczciwych i wykształconych.
spójrzmy na pytanie "czy za taki wyjątek można uznać fakt, że w danym kraju większość to wyznawcy jednej religii i dlatego w >szczególny sposób< należy dbać o ich uczucia religijne?". pytanie to jest oczywiście wyraźną aluzją do Polski, gdzie większość to wyznawcy owej "jednej religii". i to niestety wyznawcy, którzy w dość chamski i agresywny sposób domagają się wszędzie "respektowania swoich praw" bez oglądania się na prawa innych. spójrzmy na odpowiedź księdza profesora. "to właśnie jest nadużycie. preferowanie uczuć religijnych niektórych ludzi tylko dlatego, że stanowią w danej społeczności większość jest po prostu nieuczciwe". odważne słowa jak na katolickiego księdza. odważne, bo to właśnie katolicki kler nadaje ton takim postawom i poglądom. ludzie nie biorą tego sami z siebie. oni chodzą do kościoła katolickiego, czytają katolicką prasę, słuchają katolickich stacji radiowych. i tam słyszą, tam czytają, że są lepsi, że stanowią większość, że mają z tej racji jakieś "szczególne prawa". to kler w ten sposób nastawia ludzi. i to on ponosi odpowiedzialność za takie postawy i wynikające z nich konsekwencje. np za napaść na ludzi innego wyznania czy innej rasy dokonaną właśnie z "pobudek religijnych" w celu "zaznaczenia swojej obecności" na terenie kraju.
i nagle pojawia się katolicki ksiądz, który neguje taką postawę. który wbrew stanowisku swoich kolegów twierdzi, że nie wolno domagać się dla siebie dodatkowych praw tylko dlatego, że jest się w większości. jest to postawa wyraźnie antykatolicka, bo katolicyzm w swojej istocie nie dopuszcza tolerancji dla innych. uważa sam siebie za jedyną prawdziwą i objawioną religię, a wszystkich innych co najwyżej za "błądzących". i nagle pojawia się katolicki kapłan, który zaprzecza takiej postawie. rzecz godna szacunku. zarówno dla niego osobiście jak i dla gazety, która wywiad opublikowała.
jak widać można. można być tolerancyjnym wbrew swojemu środowisku. można nawoływać do poszanowania innych także wbrew swojemu środowisku. postawa godna porządnego człowieka.

wtorek, 11 sierpnia 2009

Afganistan to nie safari

w Afganistanie zginął kolejny polski żołnierz. w kraju kolejna żałoba i niedowierzanie. jak to? nasz żołnierz nie żyje? jakim prawem? dlaczego? wszyscy widocznie zapomnieli, że to nie piknik na skraju drogi, by zacytować klasykę światowego sci-fi, a najprawdziwsza wojna. że tu nie ma kolorowych kulek paintballu tylko ostra amunicja, która zabija, a trafiony nie ma ośmiu żyć tylko jedno, które właśnie stracił.
słuchając wielu komentarzy i opinii w mediach zarówno papierowych jak elektronicznych odnoszę wrażenie, że Polacy pojechali do Afganistanu na safari na którym bezpiecznie ukrycie będą po kolei strzelać do wszystkich nie mających na sobie żadnego munduru. każde zdarzenie nie odpowiadające naszemu poglądowi wywołuje zdumienie i złość. jakim prawem zwierzyna, która powinna spokojnie i bez problemu dać się zastrzelić nagle stała się myśliwym. jakim prawem ten brudny talib ośmielił się złamać zasady gry, w której to on miał być zastrzelonym. dalsze komentarze, które pojawiają się w prasie są jeszcze bardziej żenujące. "zasadzka", "snajper". doprawdy czytać tego nie można. to jest wojna palanty, wojna w którą wepchnęliście nasz kraj bez jakiejkolwiek społecznej zgody. na wojnie są zasadzki, są snajperzy. użalanie się nad sytuacją, w której talibowie zamiast spokojnie dać się zabić sami zabijają agresorów i okupantów jest poniżej wszelkiej krytyki. a jeszcze słyszę, że ma tam jechać kolejnych dwustu żołnierzy. czyli co? kolejne zasadzki, kolejni snajperzy. i tak do czasu sromotnej rejterady jak Amerykanie z Wietnamu 35 lat temu.
niestety taka jest wojna. nie ma co rozpaczać nad kolejnym ciałem tylko należy się zastanowić nad dalszym sensem naszego pobytu w Afganistanie. słyszę jakieś głupoty o naszych "zobowiązaniach sojuszniczych" wobec NATO. o co tu chodzi? czy nasi żołnierze mają walczyć o amerykański przyczółek na terenie Azji Środkowej. mają ginąć bo w dalekosiężnej geopolityce USA chcą okrążyć Rosję, odciąć ją od wielu sojuszników i pozbawić znaczenia w tej części świata? zagarnięcie Afganistanu jest przecież częścią tej gry. nasze dzieci mają być sierotami tylko dlatego, że Amerykanom zachciewa się dominacji nad światem? co powiemy córce naszego kapitana, gdy osiągnie wiek pozwalający co nieco zrozumieć "twój ojciec zginął bo Amerykanie uwikłali nas w wojnę, której nie można wygrać"? już widzę jak przyklejają mi łatkę "populisty". w tym systemie populistą jest każdy, kto zadaje niewygodne pytanie. trudno, jakoś to przeżyję. dla mnie liczy się fakt, że nasi żołnierze giną w zupełnie obcej nam sprawie. że znów jesteśmy jak w 1938 i 1968 po złej stronie. i znów za kogoś dostajemy po dupie.

koncert Madonny a histeria polityczna

katoliccy "obrońcy moralności" w swojej walce ze złem tego świata objawiającym się koncertem Madonny w Święto Wojska Polskiego (15 sierpnia) postanowili wspomóc się bandytami mieniącymi się "kibicami" warszawskiej Legii. to znaczy jest to podobno "oddolna inicjatywa" tych bandytów, ale tak chce mi się w to wierzyć jak w zamachy bombowe w Warszawie w przeddzień wyborów prezydenckich w 2005 roku.
organizatorzy protestów nie odcięli się od zapowiedzi bandytów w szalikach na twarzach. cóż to może znaczyć? boją się ich tak bardzo, że nawet nie chcą odrzucić oferowanej "pomocy"? czy po prostu po cichu akceptują ten stan rzeczy licząc na jakąś zadymę. już zapowiedzieli, że "nie biorą odpowiedzialności". za jakiekolwiek naruszenia prawa przez tych dzielnych młodzieńców, albowiem cała wina spadnie na władze Warszawy, które zgodziły się na ten obrazoburczy koncert w rzeczonym Dniu Wojska Polskiego (co ma jedno z drugim wspólnego doprawdy nie wiem).
oczywiście fakt, że władze Warszawy są z PO, a protestujący z PiS nie ma tu żadnego znaczenia. to tylko dbanie o godne obchodzenie Dnia Wojska Polskiego nie zakłóconego żadnym koncertem jakiejś tam Madonny. nawet nie śmiem przypuszczać, że protesty odbywają się z tak niskich pobudek moralnych jak chęć zbicia kapitału politycznego. wszak PiS to partia nieskazitelnej moralności, bielsza niż koszula pięć razy wyprana w Vizirze i nie posuwa się się do tak podłej działalności jak robienie polityki za pomocą ulicznych burd.
mam nadzieję, że bandyci w szalikach Legii, którzy oczywiście całkowicie spontanicznie i dobrowolnie staną w obronie moralności miasta Warszawy zostaną wyłapani i przykładnie (lecz zgodnie z prawem) ukarani. mam również nadzieję, że wówczas PiS nie stanie w ich obronie wyjc jak zbity pies o zamachu na wolność i demokrację, o kneblowaniu niepokornych ust i tym podobnych głupotach na które każdorazowo daje się złapać nie do końca inteligentny elektorat. ale nie mam również co do tego wątpliwości. tak jak w przypadku kupców z KDT będzie to czysto polityczna rozgrywka, w której wszystkie chwyty dozwolone, a prawo i sprawiedliwość to dwa najmniej popularne wyrazy.

piątek, 7 sierpnia 2009

nie zakazujmy niczego na siłę

zauważcie, że w dzisiejszych realiach od chrześcijan wymaga się wielu rzeczy. są rzeczy, które mamy robić. są też takie, których pod żadnym pozorem nie wolno nam robić.
nie wolno nam na przykład lubić nieakceptowanej muzyki. nie może być tak, że lubimy coś, co zostało obłożone współczesną anatemą. może to popsuć nasz wizerunek. może to popsuć wizerunek naszego Kościoła, gdy ktoś nas z nim skojarzy.
polska muzyka nigdy nie cieszyła się popularnością na świecie. sporadyczne przypadki takie jak Czerwone Gitary nie były w stanie wyrwać nas z tego marazmu. ostatnimi laty sytuację bardzo poprawiły kapele związane z rynkiem muzyki metalowej.
nie da się ukryć, że w chwili obecnej najbardziej znana, najbardziej rozpoznawalna polska kapela to gdański metalowy Behemoth. nie da się także ukryć, że twórczość jaką prezentują to najwyższy światowy poziom. ostatnia płyta "Evangelion" to arcydzieło kompletne. wczoraj przesłuchałem spore jej fragmenty i jestem zwyczajnie oczarowany. płyta jest potwornie ciężka, niewiarygodnie szybka. jest to zawodowa wirtuozeria dostępna bardzo nielicznym. warstwa muzyczna to niedościgniona perfekcja czyhająca w każdym takcie i w każdej nucie. ani jednego zbędnego dźwięku, ani jednej niepotrzebnej frazy. wszystko doszlifowane, dopracowane w najdrobniejszym szczególe. niemal każda recenzja to najwyższa nota. mimo iż płyty jeszcze na rynku nie ma (oficjalna premiera 10 sierpnia) już zbiera ona doskonałe recenzje i już porównywana jest z największymi dokonaniami gatunku.
i co? mam tej płyty nie lubić? ona mi się po prostu zaj...iście podoba. to muzyka z zupełnie innej planety. warstwa tekstowa rzeczywiście może być kontrowersyjna, ale sama muzyka sprawdzi się i obroni w każdej sytuacji.

sobota, 1 sierpnia 2009

po prostu okażmy pamięć...

nasze umiłowanie klęsk wszelakich graniczy wręcz z masochizmem. to nie jest normalne. nie znam żadnego kraju, który z każdej niemal narodowej klęski robiłby święto godne narodzin nowej cywilizacji.
tak odbieram niestety całe zamieszanie wokół kolejne rocznicy Powstania Warszawskiego. przepraszam bardzo, ale co tu świętować? masową rzeź mieszkańców zahaczającą wręcz o ludobójstwo? głupotę i krótkowzroczność ówczesnych polityków i wojskowych pragnących sławy choćby i za cenę utopienia Warszawy we krwi?
rozgraniczam dwie rzeczy. niezłomność, bohaterstwo zwykłych mieszkańców oraz bezgraniczny cynizm polityków dla których los mordowanego miasta był niczym. liczyło sie tylko to, by ugrać swoje. tacy ludzie powinni stanąć przed sądem, a nie być w glorii chwały traktowani jak bohaterowie narodowi.
wiem, dziś łatwo rozprawiać na temat Powstania. ktoś powie, że trzeba było tam być. czuć to wszystko, przeżyć pięć lat najgorszego piekła w historii Polski. pewnie ma rację. dzisiejsza dyskusja o Powstaniu przypomina dyskusję o sytuacji w 88 minucie finału Mundialu, w którym nasza drużyna przegrywała 0-1 i jeden z naszych przestrzelił z 12 metrów. powinien strzelać czy podać do tyłu nadbiegającemu koledze? tylko, że po pierwsze wcale nie musiał go widzieć, a po drugie o czym wszyscy zapominają miał 1,5 sek. na podjęcie decyzji. więc co miał zrobić? nie wiem. tak samo jak nie wiem czy Powstanie było decyzją słuszną czy też nie.
to tyle. dziś jest 1 sierpnia. nie czas na rozpamiętywanie, kłótnie czy przepychanki. zamiast zwykłej pyskówki, która jak zawsze wychodzi nam najlepiej okażmy dzisiejszego dnia pamięć tym, którzy zginęli lub zostali zamordowani. tylko tyle. więcej niczego nie trzeba.