Łączna liczba wyświetleń

sobota, 26 marca 2011

rozdwojenie jaźni.

czytając polskie media ma się dziwne wrażenie, że na Bliskim Wschodzie dzieją się rzeczy nie przymierzając dość dziwne. oto bojownicy (lub jak każą nam czytać "terroryści") palestyńscy non stop atakują Izrael. cały czas ze Strefy Gazy spadają pociski rakietowe. na ulicach izraelskich miast niemal dzień w dzień wysadzają się zamachowcy-samobójcy. ludzie biegną do schronów. telewizje pokazują te przerażone osoby jak w panice chowają się pod ziemią.
a Izrael siedzi i nic nie robi. nie broni się. nie reaguje. tak przynajmniej wynika z relacji prasowych. ten kraj daje się bezkarnie atakować, nie robiąc niczego dla własnej obrony. dziwne, nie? pytanie czemu nie ma żadnych relacji o reakcjach zbrojnych Izraela? przecież musiano by pokazać spalone wsie, zniszczone domy, zrujnowane gaje oliwne. czyli wszystko to, czego nie ma. co jest tylko palestyńską, antysemicką propagandą. wiadomo przecież, że Izrael jako kraj ze wszech miar miłujący pokój i szanujący ludność cywilną nigdy nie posuwa się do takich czynów niegodnych cywilizowanego człowieka.
rzeczywiście żyjemy w rozdwojeniu jaźni. zachodnie media pokazują co innego, polskie co innego. pytanie tylko komu wierzyć. bo wynika z tego, że albo można wierzyć kłamstwu, albo zostać obwołanym antysemitą.

wtorek, 22 marca 2011

genetyczna polskość?

zastanawialiście się kiedyś, co to właściwie jest polskość? jak można to zjawisko zdefiniować, opisać? przecież nie ma tu jednej odpowiedzi, a mimo to różne środowiska domagają się, by jedynie ich definicja polskości była ta jedyną i prawdziwą, oczywistą i słuszną.
Polakiem może się czuć inteligent z warszawskiego Żoliborza. z domu otwartego, o tradycji niepodległościowej, PPS-owskiej, kalwińskiej, tolerancyjnej i pozytywistycznej. Polakiem może się też czuć chłop ze wsi pod Lublinem, który ledwo skończył podstawówkę (i to też tylko dlatego, że rodzicom groziło więzienie jeśli nie skończy). jest nieuleczalnie skażony prostackim, neopogańskim katolicyzmem jaki niepodzielnie panuje na polskiej wsi. genetyczny antysemita, szczerze nienawidzący każdego obcego, który choć w minimalnym stopniu odbiega od jego obrazu "prawdziwego Polaka", jaki ten chłop posiada zakodowany od pokoleń. obrazu dodajmy, który w jego mniemaniu jest obrazem jedynie słusznym i obowiązującym.
ludzie ci mogą się spotkać w studiu telewizyjnym, ale przecież jedyna rzecz jaka będzie ich ze sobą łączyć to rozmowa prowadzona w języku polskim. tylko, że oni najprawdopodobniej nie doszli by ze sobą do porozumienia. inteligent z Żoliborza powiedziałby chłopu spod Lublina, że akceptuje go jako Polaka, jako członka społeczności. bo choć nie do końca zgadza się z jego poglądami to uważa, że idea pluralistycznego społeczeństwa dopuszcza także istnienie takich skrajnych poglądów.
natomiast chłop spod Lublina zadałby raczej tylko dwa pytania, które w jego opinii identyfikują członka jego społeczności. czy jesteś katolikiem i czy nienawidzisz Żydów. po uzyskaniu na oba odpowiedzi przeczącej, prawdopodobnie uznałby, że ma do czynienia z wrogiem i odmówiłby dalszej rozmowy.
mimo to obcy bezsprzecznie są Polakami. odrzucani, nieakceptowani, napiętnowani, ale jednak mimo takich przeciwności noszący dumne miano Polaków. żadne zapewnienia, żadne zaklęcia lokalnych szamanów rzeczywistości tu nie pomogą. to już tak jest, że im bardziej ktoś chce decydować, kto ma prawo nazywać się Polakiem tym mniej samemu na to miano zasługuje.
jak najwięcej inteligentów z Żoliborza. jak najmniej chłopów spod Lublina. wtedy ten kraj byłby wreszcie normalny. a tak... ech, szkoda gadać.

świadectwo autentyczności

kiedy wychodziłem z kawiarni Nowy Świat po spotkaniu z Janem Tomaszem Grossem, któryś z demonstrujących na ulicy "prawdziwych Polaków" krzyknął do mnie, że nie jestem Polakiem, skoro byłem na spotkaniu z "tym kłamcą, Żydem". nic mu nie odpowiedziałem. moim skromnym zdaniem fanatyków się wiesza, a nie się z nimi rozmawia. skoro jednak tak kulturalnie mnie pytał, to może chociaż tu mu odpowiem.
nie jestem Polakiem. tzn formalnie jestem. w dowodzie i paszporcie mam wpisaną narodowość polską. jednak człowiek nie jest tym, za kogo biorą go dokumenty, ale tym za kogo sam się uważa. jestem człowiekiem oraz chrześcijaninem. tylko takie etykietki mnie interesują. wszelka narodowość wywołuje podziały, a podział to pierwszy krok do konfliktu. ludzie mają żyć ze sobą w pokoju i zrozumieniu. a podkreślanie własnej odrębności, że ja jestem Francuz, a ty Japończyk nigdy do niczego dobrego nie doprowadzi.
a tak zupełnie na marginesie. gdybym miał być takim Polakiem jak ten, który do mnie krzyczał to wolałbym nim nigdy nie być. tak z czystej, ludzkiej przyzwoitości.

poniedziałek, 7 marca 2011

chrześcijanin, a życie społeczne.

czy chrześcijanin ma prawo angażować się w życie społeczno-polityczne społeczeństwa wśród którego żyje?czy raczej wręcz przeciwnie? ma trzymać się od tego obszaru jak najdalej? wbrew pozorom pytanie to jest dość istotne.zdecydowanie się na którąś z odpowiedzi może determinować spory kawałek naszej egzystencji.
jedni mówią, że nie możemy. że jesteśmy dziećmi bożymi i mamy dbać tylko i wyłącznie o sprawy królestwa bożego. również o ewangelizację, o głoszenie Słowa, pozyskiwanie nowych, niezbawionych osób i te działania mają wypełniać nam całe życie oczywiście poza rodziną i pracą zawodową.
inni natomiast absolutnie nie wykluczają takiej możliwości. nie będę ukrywał, że zaliczam się do tej właśnie grupy. nie widzę żadnej sprzeczności między byciem chrześcijaninem, a działalnością społeczno-polityczną. jesteśmy posłani, by dbać o ziemię na której przyszło nam żyć. może nie chodzi tu o jakiś hurra patriotyzm, zwłaszcza, że w tym kraju patriotyzm kojarzy się z jedynie słuszną religią. w dzisiejszych realiach możemy się skupić na lokalnej społeczności, lub grupie społecznej, której jesteśmy członkami. (dla niezorientowanych - grupa wyznaniowa nie jest jedyną grupą społeczną do której należymy) mamy dbać o miejsce, w którym nas postawiono. a to znaczy, że mamy je po prostu zostawić lepszym. mamy się również organizować, tworzyć realne podstawy działania, tak by nasze osiedle/dzielnica/gmina stawały się nam coraz bardziej przyjazne. brakuje placu zabaw, parkingu, ujęcia wody oligoceńskiej? naciskajmy na radnych tak długo, aż się te rzeczy znajdą. chcemy przedszkola, domu kultury, basenu? załóżmy stowarzyszenie, walczmy o to na sesjach gminy. ale zaraz... po co naprzykrzać się radnym? nie lepiej zostać jednym z nich? już widzę jak niektórzy chrześcijanie mówią "nigdy w życiu. nie będziemy się babrać w brudach tego świata". babrać się nie chcemy, ale narzekać to już jak najbardziej? a od czego jest samoorganizacja, demokracja oddolna? od działania i zmiany rzeczywistości na lepszą.
osoby, które nie chcą się angażować w życie społeczne popełniają błąd oddawania pola przeciwnikowi. wiemy kto nim jest. ludzie, którzy chcą spełniać pewne światowe standardy, chcą się przypodobać otoczeniu w rzeczywistości są od diabła. mają nas uśpić, że niby wszystko jest w porządku, a tak naprawdę realizują plan, który jest skierowany przeciwko nam. wiem, że brzmi to trochę jakbym był lekko nawiedzony, ale wielu z chrześcijan może potwierdzić, że widziało różne rzeczy w swoim życiu. jeśli nic nie zrobimy pewnego dnia obudzimy się w sytuacji, w której wszystko będzie uporządkowane, ułożone i przyklepane i tylko jedna rzecz będzie trochę nietypowa. nie będzie tam miejsca dla nas.a już na pewno nie dla chrześcijaństwa. jest ono przecież bytem demokratycznym, antytotalitarnym (pomijam tu rzymski katolicyzm) i jako taki jest solą w oku bardzo wielu środowisk. nie wszyscy nawet w krajach tzw "demokratycznych" chcą wolności dla człowieka. dziś jest to raczej tendencja, która mówi, że ta wolność ma być reglamentowana, w pewnych granicach, o których będą decydować lokalne władze. oczywiście nie chodzi tu o granice typu moralnego "nie kradnij", "nie oszukuj", "nie zabijaj", a o granice wyznaczane przez tzw "poprawność polityczną". wyobrażacie sobie, że gdzieś nie wydaje się pozwolenia na budowę kościoła? czy kogokolwiek by to oburzyło? nie sądzę. ale wyobraźcie sobie, że odmawia się prawa zbudowania meczetu. dopiero zobaczycie co to prawdziwy Meksyk.
w tym porządku nie ma miejsc na bunt przeciw żadnym posunięciom i decyzjom władz. nie wolno w życiu kierować się własnymi zasadami, bo wtedy jest się nietolerancyjnym dla otoczenia i stanowi się zagrożenie dla innych. należy za to bezkrytycznie przyjmować wszystkie nakazy i normy jakie władza nam serwuje.
myślę, że jako chrześcijanie nie powinniśmy godzić się na taki stan rzeczy. mamy swoje zasady zapisane w Biblii i pełne prawo do ich stosowania w swoim życiu. oczywiście niektórzy popełniają błąd polegający na próbie narzucania otoczeniu swoich zasad. robią dokładnie to samo przeciw czemu występuję w tym tekście. bo co nam przeszkadza jak inni żyją, jeśli oczywiście nie przeszkadzają otoczeniu.
nie bójmy się wchodzenia w życie społeczne. to naprawdę nam nie zaszkodzi, a otoczeniu może jak najbardziej pomóc.

piątek, 4 marca 2011

podpalić Gazę.


wydawnictwo WAB sporo zaryzykowało. podpalić Gazę nie przysporzy im zbyt wielu przyjaciół. książka o zbrodniach wojennych Izraela to w Polsce temat równie fantastyczny jak w Japonii wspomnienia Chińczyków na których japońscy okupanci wykonywali eksperymenty medyczne.
książka jest od dwóch tygodni na rynku, ale spróbujcie ją kupić. podobno parę osób gdzieś ją widziało. w każdym razie w głównych warszawskich księgarniach jej nie ma.
książkę czytamy jak reportaż z linii frontu. bo to jest reportaż z linii frontu. tylko, że na froncie obie strony mają broń, co daje jakieś wrażenie równości szans. tu broń ma tylko jedna strona. i używa jej cały czas, strzelając do wszystkiego, co się rusza. nie wyłączając zwierząt domowych.
Polska jest największym europejskim przyjacielem Izraela. prawdopodobnie nawet jedynym przyjacielem. jakakolwiek krytyka Izraela jest w naszym kraju utożsamiana z antysemityzmem. każda osoba publicznie krytykująca Izrael i jego działania w Palestynie musi się liczyć ze stekiem wyzwisk, obelg, czasem gróźb. a już na pewno z publicznym ostracyzmem.
dlatego szanuję i doceniam odwagę wydawnictwa WAB za publikację książki Jasiewicz. w kraju bezkrytycznie wpatrzonym w Izrael to naprawdę duża odwaga.
wiem, że wielu moich znajomych może się ode mnie odwrócić. w środowisku chrześcijańskim jakiekolwiek popieranie Palestyny jest odbierane jako zdrada. wiecie co? mam was w dupie.ws i te wszystkie wasze chore idee, którymi staracie się zatruwać wszystkich naokoło. skoro chcesz lubić Żydów, musisz nienawidzić Palestyńczyków. takie kwiatki również słyszałem. zaraz, zaraz, jak to nienawidzić? czemu ja mam nienawidzić kogokolwiek?
oho, trochę skręciłem w bok. mam przecież pisać o książce. wiecie jak się ją czyta? jak reportaż z linii frontu to już pisałem. również jak relację z powstania w warszawskim getcie. w taki sam sposób, z taką samą nienawiścią i zaciekłością Niemcy tropili i zabijali Żydów w Warszawie jak obecnie Żydzi tropią i zabijają Palestyńczyków. widać czegoś się nauczyli. sami mało co całkiem nie wyginęli. może dotarło do nich, że tylko całkowita zagłada ich wrogów będzie zwycięstwem. bo gdy przeżyje choćby garstka to się odrodzą i będą chcieli zemsty. a do tego dopuścić nie można. opis walk, zbrodni i przemocy jaki mamy w tej książce jest tak porażający, że przypomina on oblężenie Leningradu czy Powstanie Warszawskie.
zajrzyjcie do książki Ewy Jasiewicz. tylko w wielu miejscach nie możecie się przyznawać, że ją czytaliście. bo nagle się okaże, że jesteście pariasami. jak Palestyńczycy w swoim własnym kraju.

środa, 2 marca 2011

Przeciwnik cały czas aktywny

w każdą środę wieczorem na warszawskiej Patelni (wtajemniczeni wiedzą o co chodzi) gromadzi się Kościół Uliczny. modlą się, śpiewają, rozdają bezdomnym żywność, głoszą Ewangelię. bez dwóch zdań wykonują naprawdę dobrą robotę.
ale mają towarzystwo. od samego początku towarzyszy im pewna kobieta. naprawdę trudno mi określić jej wiek. trzyma w ręku transparenty, które na ogół wychwalają kościół rzymskokatolicki i pogardzają wszystkimi innymi. pisze, że papież jest głową kościoła, że wszyscy chrześcijanie są mu winni posłuszeństwo, że tylko kościół katolicki ma prawo interpretacji Biblii i tego typu rzeczy. jakakolwiek próba rozmowy z nią nie ma najmniejszego sensu. kobieta ta jest jak zaprogramowana. jedyne, co potrafi powiedzieć to to, że tylko kościół katolicki ma rację, a wszyscy inni się mylą.
zastanawia mnie ona. naprawdę zastanawia. marnuje tyle swojego czasu, by przekazać ludziom swoje poglądy. czasem ktoś się koło niej zatrzyma. wtedy jest naprawdę bardzo szczęśliwa. nie słychać oczywiście o czym wtedy rozmawiają, ale można się domyśleć, że tłumaczy ona zawile każdemu zainteresowanemu czemu tylko katolicy mają rację, a ci protestanci to zwykli heretycy. dziś np trzymała napis "nie możecie służyć Jezusowi Chrystusowi herezją Lutra".
nie jest oczywiście na tyle odważna, by stanąć przed synagogą lub meczetem i tam głosić nauki o nieomylności kościoła rzymskokatolickiego. taka rzecz skończyłaby się dla niej przynajmniej bardzo ciężkimi obrażeniami ciała, o ile nie czymś znacznie gorszym. dlatego pewnie wybrała grupę głoszącą Ewangelię. wie, że oni jej krzywdy nie zrobią.
żal mi jej. naprawdę marnuje swój czas i wystawia się na pośmiewisko. poza tym powinna pamiętać, że wg Biblii nie powinna z nimi walczyć. bo jeśli to jest od Boga to polegnie z kretesem, a jeśli jest to od diabła to upadnie samo.
jestem jednak dziwnie przekonany, że ona polegnie. i to z takim hukiem, że nigdy już o niej nie usłyszymy.