Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 19 lutego 2013

wybór ważny również dla nas

czy jako polski zielonoświątkowiec powinienem interesować się wyborem nowego zwierzchnika Kościoła rzymskokatolickiego? pytanie wbrew pozorom dość istotne. niby nie podlegam władzy mieszczącej się w Watykanie, ale żyjąc w kraju, w którym zdecydowana większość mieszkańców tejże władzy podlega powinienem wiedzieć, kto może tymże zwierzchnikiem zostać.
od mojego informatora z wysokich kręgów polskiego Krk (to akurat nie jest żart) wiem, że tegoroczny wybór będzie raczej po bandzie. albo radykalny konserwatysta, który zakonserwuje swój Kościół jeszcze badziej niż JPII i B16, albo liberał, który dokona nowego otwarcia, porównywalnego z Soborem Watykańskim II. kandydat środka na tym konklawe większych szans raczej nie będzie mieć.
spytacie czemu się tym interesuję. ano dlatego, że ten wybór może mieć realny wpływ na sytuację mniejszości wyznaniowych w krajach, gdzie rzymscy katolicy są w większości. nie musi, ale może. może się nagle okazać, że zaczynamy być traktowani jak równi partnerzy, a nie jak dziwne "wspólnoty wyznaniowe". może się okazać, że nie krzyczy się już przeciw nam z ambon i nie wzywa do donoszenia do proboszczów na wszystkich, którzy mieszkają w okolicy, a nie pasują do standardowego wizerunku Polaka - rzymskokatolika.
ale może się też okazać, że propaganda przeciw mniejszością wyznaniowym nabierze tempa. że zaczną się jakieś dziwne rzeczy, które nie do końca będą przyjazne. że nagle życie wśród niemal samych wyznawców Kościoła Rzymskiego stanie się jeszcze trudniejsze.
mówi się o siedmiu poważnych kandydatach na szefa. włoski konserwatysta Tarciso Bertone. nie ukrywam, że on może mieć największe szanse. będzie prostą kontynuacją dotychczasowej linii. Włochów jest większość, jeśli solidarnie zagłosują na rodaka nikt inny nie ma szans. ale są podzieleni i podobno poważnie. do tego stopnia, że niektórzy są w stanie głosować na kogokolwiek, byle nie na Bertone. idziemy dalej. Ghańczyk Peter Turkson. wymieniany jako (nomen omen) czarny koń tych rozgrywek. jego wybór może spowodować przewrót porównywalny ze zniesieniem segregacji rasowej czy upadkiem bloku wschodniego. niektórzy mówią jednak, że na czarnego papieża to jeszcze zbyt wczesna. wolność i demokracja to jedno, ale przyzwyczajenia to drugie. nie wyklucza się papieża z Afryki, ale podobno nie teraz. Hondurańczyk Oscar Maradiaga. bardzo charyzmatyczny kardynał, mający spore poparcie i dużą liczbę przyjaciół. bardzo wysoko w notowaniach. jego wybór mógłby poważnie zmienić obraz kościoła rzymskokatolickiego na świecie. może nawet wzrosłaby ilość konwersji czy powołań kapłańskich. Filipińczyk Luis Tagle. najmłodszy kardynał i wielka nadzieja zwolenników radykalnych zmian i otwarcia się na współczesny świat. Dominikańczyk Nicolas Lopez Rodriquez. kolejny Latynos cieszący się ogromną charyzmą, choć tu wadą może być wiek. papież dobijający 80tki to zbytnie ryzyko szybkiego konklawe. Kanadyjczyk Marc Ouellet. o nim nie wiem niemal nic. nieznany mi jest również powód, który stawia go wśród kandydatów. Amerykanin Timothy Dolan. bardzo otwarty umysł, ciekawy świata i zachodzących w nim zmian. lubi media, nie ma oporów przed publicznymi wystąpieniami. jako mieszkaniec USA wie, co to jest wielość kultur i religii. może liczyć na poparcie Włochów, którzy nie zechcą głosować na Bertone. 
ale w tej kwestii nigdy nic nie wiadomo. może się nagle okazać, że wybiorą kogoś spoza tej listy. choć już sam jej skład jest sensacyjny. siedmiu ludzi, a tylko trzech białych i jeden z Europy. widać, że nawet Kościół rzymskokatolicki powoli otwiera się na nowe czasy. a one wyglądają tak, że serce katolicyzmu (jak zresztą innych wyznań chrześcijańskich) bije poza Europą. i może trzeba wybrać człowieka z terenów, które bardziej pokazują pozycję katolicyzmu na świecie.
a nam, protestantom życzę wyboru liberała. wtedy życie stanie się choć trochę łatwiejsze. może nie będziemy już "wspólnotami wyznaniowymi", "odstępcami", "braćmi odłączonymi", a po prostu chrześcijanami. wiem, że bez względu na opinię Watykanu jesteśmy nimi i nie ma ona dla nas żadnego znaczenia, ale takich rzeczy nie słuchało się miło.

poniedziałek, 18 lutego 2013

to jakaś wirtualna rzeczywistość

ostatnimi czasy mamy w naszym kraju ogromny festiwal hipokryzji. to oczywiście nihili novi, zachowania takie występują niemal nieprzerwanie od 1989. jednak dziś kiedy zaglądają nam w oczy realne zagrożenia, realne problemy, stawianie na sprawy nie mające wielkiego wpływu na losy obywateli zakrawa na zwykłą grandę.
bezrobocie wzrasta w tempie, które przeraża. każdego dnia ludzie tracą pracę. nie chodzi mi o jakieś pojedyńcze przypadki, jak to przedstawia rządowa propaganda, że ktoś coś ukradł w miejscu pracy czy stawił się do niej "pod wpływem" i dlatego już nie pracuje. ludzie tracą pracę, gdyż firma albo bankrutuje, albo przeprowadza "restrukturyzację" polegającą na obcinaniu wszystkiego poza pensjami zarządu, albo właśnie została sprzedana zagranicznemu "inwestorowi", który kupił ją wyłącznie po to, by zamknąć konkurencję dla swojego biznesu.
urzędy pracy nie robią nic, by pomóc bezrobotnym. ich jedyna rola to podstemplowanie kolejnego ubezpieczenia zdrowotnego i wyznaczenie terminu kolejnej wizyty, która w 99% nic bezrobotnemu nie da. przypadki, że ktoś za pośrednictwem urzędu pracy znalazł w miarę normalną robotę, tzn na umowę o pracę i dłuższą niż sześć miesiący są tak rzadkie jak ludzie, którzy widzieli Yeti lub Wielką Stopę.
publiczna służba zdrowia na naszych oczach przestaje istnieć. szpitale toną w długach, kolejki w przychodniach przypominają te z czasów PRlu, lekarze boją się wypisywać leki refundowane, bo NFZ zrobi wszystko, by udowodnić im niekompetencję. za to prywatne ośrodki zdrowia kwitną. dobry sprzęt, specjaliści, którzy w publicznym szpitalu są łaskawie 3 godziny dziennie, a potem pędzą na prywatną praktykę. mimo wysokich cen, nie narzekają w dużej części na brak pacjentów, gdyż życie i zdrowie to wartości największe i ludzie często zapożyczą się po uszy, by móc leczyć dziecko, rodzica czy rodzeństwo. to, że potem nie są w stanie tych długów spłacać i lądują ostatecznie na bruku jest smutną konsekwencją ogólnej sytuacji jaka zabija ten kraj.
tu dochodzimy do kolejnego problemu. ludzie nie mający zdolności kredytowej, a potrzebujący gotówki "na wczoraj" skazani są na instytucje, które wprawdzie pożyczą niemal dowolną kwotę bez żadnego problemu, ale odsetki jakich żądają są nie do zakceptowania w cywilizowanym świecie. najbardziej znaną firmą jest tutaj Provident, który w swojej "rodzinnej" Anglii ma opinię, której lepiej publicznie nie cytować. funkcjonuje gdzieś na marginesie rynku finasowego dlatego też przeniósł swoją działalność przeniósł na biedne kraje Europy Wschodniej, gdzie zbija fortunę. w Polsce ludzie wpadają w łapy lichwiarskich firm, które nawet nie ukrywają, że ich celem jest zdarcie z człowieka ostatniej koszuli. przypadki, kiedy ktoś pożycza z firmy "poznanej" na wiacie przystankowej 5 tyś zł, a po roku traci dorobek całego życia naprawdę nie należą do rzadkości. wygrać z nimi w sądzie nie można, gdyż umowy pożyczek są tak skonstruowane, że nikt nie może się przyczepić. a rząd mówi, że mamy "wolność działalności gospodarczej" i nic nie robi w tej kwestii.
kolejnym poważnym problemem są nieruchomości znacjonalizowane po wojnie tzw "dekretem Bieruta". włądze samorządowe oddają je spodkobiercą lub osobom, które odkupiły od spadkobierców prawo do nieruchomości i nie przejmują się co dalej. nie interesuje ich los lokatorów, którzy z dnia na dzień wpadają w łapy często zwykłych bandytów. prześladowanie lokatorów, którzy nie chcą się wyprowadzić (bo niby gdzie?) to już klasyka w dużych miastach. najbardziej jaskrawym przykładem jest zabójstwo Jolanty Brzeskiej 1 marca 2011 w Warszawie. nikogo poza środowiskiem lokatorskim ta śmierć nie zainteresowałą. nikt nie postarał się dotrzeć do prawdy. z góry założono "samobójstwo" i zamknięto sprawę. wieści jakie dochodzą z Poznania, Łodzi czy Krakowa świadczą, że jst to problem ogólnopolski. i tu organy państwa nie są zainteresowane pomocą ludziom, którzy są zwyczajnie prześladowani.
poruszyłem tu tylko drobny wycinek problemów toczących nasz kraj. rząd tych ich zwyczajnie nie dostrzega. dla nich liczą się wyłącznie tematy zastępcze, kolejne wizyty w Unii, kolejne przejażdzki pana premiera po kraju. teraz będzie następny temat zastępczy. w środę (20.02) będą ogłoszone zmiany w rządzie. wszystko po to, by uniknąć realnych problemów. co nas obchodzi, któy minister poleci, a który zostanie. życie nie stanie się przez to lepsze.
ale oni przecież doskonale o tym wiedzą

wtorek, 12 lutego 2013

nie odmawiaj, by ci nie odmówiono

oznajmiono ci człowiecze, co jest dobre i czego Bóg żąda od ciebie. jeden z najbardziej znanych fragmentów, bardzo często pojawiający się na nabożeństwach, w kazaniach. wiem, że homoseksualizm jest sprzeczny z wolą bożą. nie jestem gejem i wiem, że nim nie będę. nie widzę jednak żadnego powodu, by odmawiać gejom tych samych praw, które mają osoby heteroseksulne. żyjąc w związku jednopłciowym ludzie ci odpowiedzą przed Bogiem za swoje czyny. ja nie będę miał poczucia winy, że przyłożyłem rękę do dyskryminacji z powodu orientacji seksualnej. nie można dyskryminować ludzi z powodu koloru skóry, narodowości, rasy, wyznania. na to wszystko są paragrafy. czym różni się dyskryminacja z powodu orientacji seksualnej od tej z powodu koloru skóry? powiedzieć, że Czarni mają mieć mniej praw, bo mają inny od nas kolor skóry to stanąć przed prokuratorem. powiedzenie, że osoby homoseksualne mają mieć mniejsze prawa to niemalże normalność. ja takiej "normalności" nie chcę. jeśli komuś odmawiam równych praw, tym samym daję innym prawo do odmawiania praw mnie przynależnym.

zamach, związki, abdykacja

zabawne, Benedykt XVI chce ustąpić z zajmowanego stanowiska i już sensacja. goście, komentarze, ekspertyzy. wstrząśnie światem, czy nie wstrząśnie? góry się zawalą, a morza rozstąpią? wszyscy się wypowiadają, pchają przed kamery, mnie pokażcie, ja wiem lepiej. ale jak przychodzi rozmawiać o biedzie, wykluczeniu, bezdomności, bezrobociu to nagle zapada martwa cisza i te zdziwione mordy. to niby mają być jakieś problemy? od razu widać nastawienie rządzącej nami hołoty. swoją drogą świetny temat zastępczy. "ciemny lud" dostanie nowe igrzyska i przestanie się dopytywać, o co w tym caym burdelu biega, kto ich teraz dyma bez wazeliny i dlaczego mają coraa mniej chleba. może nawet żądania związków uda się przedstawić jako zakłócanie świętej atmosfery przed nowym konklawe, a zatem jako atak na duchową kondycję narodu. była mama Madzi, zamach na Sejm, związki partnerskie. wszystko, by odwrócić uwagę od prawdziwych problemów drążących to państwo. to nie jest kraj dla normalnych ludzi. im ma wystarczyć fakt prasowy, który ma przykryć jak bardzo jest tu źle. szkoda tylko, że ten starszy mężczyzna ma być kolejną przykrywką nieudolności rządzących. a tak już całkowicie poważnie. co dla nas, protestantów znaczy to zdarzenie? jeśli nowego szefa rzymscy wybiorą sobie normalnego człowieka, otoczy się on normslnymi współpracownikami. jeśli wybiorą świra, będziemy mieli Watykan pełen świrów. a to mogłoby wpłynąć bardzo źle na stosunki między Kościołami. i to jest największe zagrożenie całej tej sytuacji.

poniedziałek, 11 lutego 2013

sztuka dla sztuki?

w tym roku zdcydowałem się na heroiczny wręcz wysiłek. uczestniczyłem niemal we wszystkich nabożeństwach Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. niestety wrażenia, jakie z nich wyniosłem nie napawają optymizmem. spyta ktoś, co jest istotą takiego Tygodnia? odpowiedź wydaje się prosta. zbliżenie między Kościołami, przynajmmiej na gruncie polskim. ale ono już jest od wielu lat. duchowni znają się, odwiedzają wzajemnie swoje Kościoły, prowadzą wspólne inicjatywy. są oświadczenie, deklaracje. zbliżenie nie jest może idealne, ale zawsze jakieś jest. tu chodzi bardziej o zbliżenie między wiernymi. najlepiej wiernymi różnych tradycji. katolickiej, protestanckiej, prawosławnej. i tu zaczyna się problem. będąc uczwestnikiem tych nabożeństw zauważyłem jedną, wspólną cechę. zdecydowana większość uczestników to członkowie danego Kościoła. ktoś inny stanowi niestety bardzo rzadki widok. najczęściej poszczególni duchowni przychodzą z własną asystą, by w obcym dla siebie miejscu nie czuć się samotnym. w niektóych miejscach człowiek odnosił nawet wrażenie, że większość ludzi przyszła na swoje własne nabożeństwo czy swoją własną mszę i nawet nie wiedziała, że dziś będzie ekumenicznie. miny wielu ludzi widzących duchownych w innych strojach były często bezcenne. zastanawiali się widocznie, co ci ludzie tu robią, kto ich w ogóle wpuścił do mojego jedynie słusznego kościoła. czasem, gdy okazywało się, że kazanie będzie głosić "ten obcy" zwyczajnie wychodzili z kościoła. wiadomo, że Tydzień jest jednostką autonomiczną. to znaczy, że w każdym mieście mogą brać w nim udział inne Kościoły. często bywa tak, że Kościół A jest zaangażowany w Warszawie, Poznaniu, Gdańsku, Wrocłąwiu, a Kościół B w Olsztynie, Krakowie, Poznaniu, Lublinie. i jak tu wytłumaczyć, że mój Kościół uczestniczy w Poznaniu, a nie uczestniczy w Warszawie? jak powiedzieć, że nasze środowisko nie jest tu jednolite, że jeden jest za, a drugi jest przeciw. osobiście uważam, że społeczności, które nie uczetniczą w Tygodniu (nazwa od dawna umowna) bardzo dużo na tym tracą. rozumiem, że może chcą podkreślić swoją przynależność konfesyjną, zasłonić się swoją odmiennością (w domyśle - lepszą niż odmienność innych). może niektórzy nie chcą wpuszczać duchownych Kościoła od którego kiedyś doznali jakiś krzywd. ale ta polityka może się kiedyś zemścić. ktoś, kto odgradza się od innych nie jest wart, by w innej sytuacji korzystać z czyjejś gościnności czy szacunku. póki ludzie nie zrozumieją, że to jest dla nich, cały ten Tydzień nie będzie miał sensu. będzie sztuką dla sztuki, a czas zmarnowany na jego organizację będzie można z powodzeniem wykorzystać na bardziej pożyteczne działania.

piątek, 8 lutego 2013

kobieta pastor? nie jesteś chyba zdziwiony/a?

wszyscy, którzy mnie znają doskonale wiedzą, że nie uciekam od trudnych tematów. mało tego, należą one do moich ulubionych. nie widzę przyjemności w opisywaniu rzeczy, które nie wzbudzają emocji. nic tak bardzo mnie nie nastraja jak wysoka temperatura dyskusji lub świadomość, że mogę takową spowodować. ewentualnie mogę się zgodzić na gorące negatywne bądź pozytywne reakcje.

sprawa ordynacji pastorskiej kobiet jest jednym z tematów wywołujących emocje. a tam, gdzie emocje, tam i ja. mało kto pozostaje obojętny jeśli chodzi o kobiety pastorów. są ostre głosy za i równie ostre głosy przeciw. od razu mówię, że jestem za. przyczyna mojego stanowiska jest niezwykle prosta. nie widzę żadnych podstaw, które miałyby zabraniać kobiecie sprawowania urzędu pastora.
przeciwnicy kobiet pastorów mają w zasadzie dwa argumenty. ten, że Chrystus powołał samych mężczyzn, oraz dwa fragmenty pawowych listów "nie pozwalam zaś kobiecie nauczać" oraz "nie przystoi w zborze kobiecie mówić".
oczywiście trudno zaprzeczyć, że Chrystus powołał jedynie mężczyzn. ale pamiętajmy, że byli oni wyłącznie Żydami. kierując się takim literalnym odczytywaniem Biblii powinniśmy dziś powoływać na pastorów samych mężczyzn żydowskiego pochodzenia. jest to jednak niewykonalne przynajmniej z dwóch przyczyn. nie ma w tym kraju aż tylu Żydów, którzy spełnialiby warunki. no i byłaby to gigantyczna dyskryminacja.
nawiązując do powyższych cytatów, przeciwnicy ordynacji kobiet zapominają o jednym. Biblia była pisana w określonym czasie i miejscu, kiedy kobiety i mężczyźni byli traktowani zupełnie inaczej, pomimo iż Chrystus wszystkich nas stworzył równymi. nie można powiedzieć "Jezus nie powołał kobiet, zatem nie mogą one być pastorami. to tak, jakby powiedzieć, że sto lat temu kobiety nie miały praw wyborczych i odwołując się do historii i zwyczajów powinniśmy pozbawić tych praw również dzisiejsze kobiety. byłoby to jawne szaleństwo i nie sądzę, by poza kilkoma niegroźnymi fanatykami typu Janusz Korwin-Mikke pomysł zyskał poparcie.
osobiście boli mnie, że mój Kościół nie ordynuje kobiet. toczy się w jego szeregach dyskusja na ten temat, na razie przeciwnicy ordynacji kobiet mają przewagę, ale w miarę upływu czasu sytuacja może się zmienić. mam nadzieję, że już niedługo, gdyż młode pokolenie, spośród którego rekrutować się będą nowi pastorzy już takich uprzedzeń nie ma. celowo piszę "uprzedzeń", gdyż dla mnie to są uprzedzenia. 
jako Polska mamy tutaj spore tradycje. wprawdzie pierwszą kobietą pastorką była Anne Zernike holenderska mennonitka ordynowana 5 listopada 1911, ale już pierwszą biskupką była Polka. Antonina Wiłucka ze Starokatolickiego Kościoła Mariawitów sakrę biskupią uzyskała 28 marca 1929. wiem, że teologicznie od mariawitów jesteśmy bardzo daleko, ale to też polska historia i nasze wspólne dziedzictwo. 
w każdym razie ja w dalszym ciągu będę się opowiadał za dopuszczeniem naszych dziewczyn do funkcji pastorskich. jak już pisałem nie widzę żadnych przeciwskazań. z dużym zainteresowaniem śledzę również przypadek Moniki Zuber, która w tym roku ma zostać ordynowana wKościele Ewangelicko-Metodystycznym. mam wielką nadzieję, że zostanie pastorką, że metodyści nie zachowają się jak luteranie czy reformowani. główne Kościoły ewangelickie kilkakrotnie pokazały, że ich postawa wobec Wielkiego (rzymskiego) Brata nie może być nazwana inaczej jak tylko służalczą.
ale to już zupełnie inny temat...

chuliganka Watykanu

jedna ze znajomych osób na wieść, że wracam do pisania bloga spytała z poważną miną "znów będziesz walił w katolików jak w bębęn?". powiem tak, jak nie zasłużą to walić nie będę, ale jak zasłużą to walić będę z największą przyjemnością.
od dłuższego już czasu Watykan zasługuje jednak, by w niego walić. najpierw stworzyli ordynariat dla anglikanów. wykorzystali słabość Wspólnoty Anglikańskiej, ich wewnętrzne kłótnie na różne tematy i zaproponowali własne "rozwiązanie". zostańcie katolikami. przykro, że tylu anglikanów, zarówno świeckich jak i duchownych (w tym biskupów) dało się na to nabrać. robota została wykonana, naruszono stabilność Kościołów anglikańskich, ich jedność teologiczną, organizacyjną, a nawet towarzyską.
teraz przyszedł czas na luteran. przesłanie jest bardzo proste, takie same jak w przypadku anglikanów. skoro niektóre wasze wspólnoty wyznaniowe (bo przecież nie Kościoły - Watykan nie zwykł tak nazywać konkurencji) ordynują kobiety oraz osoby homoseksualne, a wy się z tym nie zgadzacie, zapraszamy do nas. porzućcie herezję w której do tej pory tkwicie i przystąpcie do "jedynego, prawdziwego" Kościoła jaki jest na ziemi. ale nie martwicie się, w swojej wielkiej łasce i dobroci pozwolimy wam na zachowanie pewnych waszych, niegroźnych heretyckich doktryn, tak byście nie musieli od razu czuć się wyrwani z korzeniami z waszego dotychczasowego środowiska.
mamy dwa bardzo niepokojące elementy. pierwszy to bliskość 500 rocznicy Reformacji (już za 4 lata), a drugi to niedawne oświadczenie szwajcarskiego kardynała Kocha, który oznajmił, że Reformacja była pierwszym krokiem do sekularyzacji (jasne, a wynalezienie noża było pierwszym krokiem do skonstruowania bomby atomowej). odnoszę niejasne wrażenie jakby utworzenia akurat teraz ordynariatów dla luteran było wyraźnym sygnałem ze strony Watykanu, że Reformacja była jakimś "nieudanym eksperymentem" czy czymś w tym stylu. jakby mówili "Reformacja? 500 lat i... wystarczy". że teraz protestanci, przynajmniej nurtu ewangelickiego dostaną "szansę" pokojowego "powrotu" na łono "prawdziwego Kościoła". kto wie, może w najbliższym czasie powstaną ordynariaty dla reformowanych, metodystów, może dla baptystów, a nawet dla zielonoświatkowców? data oczywiście nie jest wybrana przypadkowo, może uda się choć w małym stopniu przyćmić nadchodzącą rocznicę? że nie będzie się mówiło wyłącznie o wystąpieniu Marcina Lutra, ale i o tym, że jakaś grupa luteran, a może i innych ewangelików wraca do "prawdziwego" Kościoła.
zastanawia mnie jednak kondycja teologiczna tych luteran, którzy nie przeczę, mogąc być nieco zniesmaczonymi postępowaniem swoich macierzystych Kościołów zdezerterowaliby do Kościoła Rzymskiego. oczywiście można mieć wątpliwości co do ordynacji kobiet czy osób homoseksualnych. ale żeby z tego powodu porzucać protestantyzm, dziedzictwo Reformacji i wracać do grupy, z której przecież Marcin Luter z takim hukiem odszedł? czy nie jest to w jakimś stopniu zaprzeczenie własnej historii, tradycji, tożsamości, odrzucenie fundamentu na którym te osoby żyły przecież nawet i kilkadziesiąt lat. przecież są inne rozwiazania, skutecznie przetestowane choćby w USA. tam Kościoły anglikańskie, luterańskie, kalwińskie podzieliy się na te liberalne i te konserwatywne. wszystkie zostały w nurcie protestanckim i rozwijają się w mniejszym lub większym stopniu kontynuując dzieło Reformacji.
dlatego też mam nadzieję, że inicjatywa Watykanu, skierowana zdaje się bardziej do europejskich luteran trafi kulą w płot. na terenie Europy widać już luterańskich konserwatystów z USA. należy ufać, że ci luteranie, którzy nie odnajduą się w obecnych Kościołach skierują swoje kroki do nich, a nie do Watykanu.