Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 31 grudnia 2009

krzyż symbolem władzy

należy ponad wszelką wątpliwość stwierdzić fakt, że w polskich realiach krzyż (pod postacią katolickiego krucyfiksu) wiszący już niemal w każdym możliwym i niemożliwym miejscu nie jest już symbolem wiary, a symbolem władzy. władzy kościoła katolickiego, który traktuje Polskę jak swoją udzielną własność i nie zamierza się nią z nikim dzielić.
w przypadku instytucji kościoła rzymskokatolickiego nie należy się nabierać na żadne szumne i górnolotne deklaracje. im nie chodzi o żadną obronę ani krzyża, ani wiary. walka idzie tylko i wyłącznie o zachowanie sfery wpływów, o zachowanie władzy i pozycji.
zgoda na zdjęcie krzyży (dziwnym wydaje się fakt, że strona kościelna musiałby na to w ogóle wyrażać zgodę jakby nie leżało to wyłącznie w gestii państwa) byłaby aktem kapitulacji ze strony kościoła katolickiego. pokazaniem milionom ludzi, że nie jest on instytucją tak wszechwładną jak się dotąd przedstawia i że zwyczajnie ludzie nie mają się czego bać. a na utratę strachu przed sobą dzięki któremu miliony ludzi w Polsce w dalszym ciągu trwają przy nim kościół katolicki nie może sobie pozwolić.
to, że chodzi tylko i wyłącznie o władzę można się było przekonać obserwując przypadki, w których członkowie mniejszych Kościołów chrześcijańskich chcieli zawieszać krzyże. okazywało się, że ani prawosławny krzyż w podpórką, ani protestancki pusty krzyż nie mogą wisieć, gdyż zawsze znajdywał się jakiś funkcjonariusz kościoła katolickiego, który sprzeciwiał się takiemu obrotowi sprawy. tłumaczenie było dość mętne, że skoro "przytłaczającą" większość społeczeństwa jest katolicka to tylko taki krzyż ma prawo wisieć. nawet gdy chodziło o miasto, w którym katolików ze zniczem olimpijskim (bo nawet nie ze świeczką) szukać. jak pierwsze naciski nie dawały rady zawsze potrafiono "zatrudnić" do pomocy prawicowych, katolickich polityków, nawet takich, którzy danej miejscowości w życiu na oczy nie widzieli.
przypomina mi się Wrocław i słynna akcja licealistów (tylko ilu z nich potem "wymiękło") w sprawie zdjęcia krzyży ze ścian publicznej, świeckiej szkoły. doszło do debaty. chamski facet zatrudniony na etacie katolickiego księdza wręczył tym młodym ludziom duże, pluszowe misie i plastykowe karabiny. że to niby tylko takie dzieciaczki, które nie wiedzą, co czynią domagając się respektowania zapisów Konstytucji. znany katolicki ekumenista i arcy kulturalny człowieczek o nazwisku Terlikowski wyśmiewał się z nich i drwił zapraszając na Białoruś i do państw islamskich, gdzie będą mogli w pełni realizować swoje "antychrześcijańskie fobie". tak wygląda katolicka "obrona krzyża i wiary".
nigdy więcej nie dajcie się na to nabrać.

niedziela, 27 grudnia 2009

kpina, nie zamach.

i znowu próba zamachu. nie ma znaczenia czy udana czy nie. samolotów jest dużo, ludzi również. strata takiej maszyny z pasażerami ani nie wpłynie negatywnie na świat, ani nie pogorszy czy nie polepszy sytuacji w żadnym kraju.
o co chodziło? według mnie odpowiedź jest prosta. od długiego czasu był całkowity spokój. nie było prób zamachu. nie było żadnych powodów, by dalej finansować służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo. chłopaki musieli wziąć sprawy w swoje ręce. wpuścili na pokład zamachowca i teraz mogą się pochwalić jak to są potrzebni, gdyż udaremnili zamach. no i oczywiście potrzeba nowych funduszy, nowych środków tzw "bezpieczeństwa", nowych uprawnień (ciekawe jakie jeszcze mogą one być?) dla siebie.
paru kolesi bało się, że stracą pracę. dlatego też musiało na gwałt wymyślić coś, co maksymalnie utrudni życie normalnym ludziom, a im samym uroi, że są do czegokolwiek potrzebni.
zastanawiam się tylko kiedy pasażerowie będą musieli latać nago na stałe przywiązani do foteli. bo zdaje się, że to jest jedyna metoda na uniknięcie wszelkich zamachów. tylko kto normalny będzie wówczas latał?

nie jesteśmy plemionami w stanie wojny

wielu ewangelicznie wierzących chrześcijan (szczególnie tych "z urodzenia") niestety uważa się (choć pewnie nieświadomie) za lepszych od innych. taka mała, niewinna pycha. bo od urodzenia przyszło im żyć w środowisku, które jak sądzą jest środowiskiem pokazującym prostą drogę do nieba. niektórzy traktują to wręcz jak wyróżnienie. jakby Bóg przez postawienie ich w tej konkretnej rodzinie powiedział "jesteś dla mnie ważniejszy/a niż inni, którzy z mojej woli urodzili się gdzie indziej". jakby byli wybrani przez Boga, a inni byli tym samym odrzuceni. jakby Bóg przez "odpowiednie" urodzenie postawił ich od razu "w prawdzie", a innych "zmuszał" do jej ciągłego poszukiwania bez gwarancji znalezienia.
a jeśli to nie przeznaczenie, a zwykły przypadek? jeśli to, co oni uważają za wyróżnienie jest zwykłą wygraną na loterii narodzin? wiem, wtedy powiedzą, że to łaska boża przejawiająca się w ich życiu. a co by było gdyby historia potoczyła się inaczej? gdyby przykładowo taka Marzena zamiast przyjść na świat w rodzinie pastorskiej została córką np polskokatolickiego proboszcza. i czy coś by się zmieniło? nic, zapewne Marzena byłaby (naturalną) liderką młodzieży w swojej polskokatolickiej parafii. i również byłaby przekonana o swojej wyjątkowości. przecież Bóg uczynił ją córką kapłana. w dodatku kapłana Kościoła będącego w ogromnej mniejszości o muszącego się codziennie zmagać z piętnem seksty religijnej. a ci protestanci trzy ulice dalej to nawet nie wie co to za jedni. nie ma u nich sukcesji apostolskiej, nie ma kultu maryjnego i świętych. nie uznają naszych świętych patronów. a te ich msze. no masakra normalnie. dziki wrzask, taniec, muzyka jak na koncercie. gdzie tu szacunek dla Boga?. powinno się Go wielbić w ciszy i spokoju, w duchu przeżywając Jego obecność.
zdziwieni? przecież tak by właśnie było. Marzena urodzona zarówno w rodzinie pastorskiej jak i polskokatolickiej byłaby przekonana o swojej wyjątkowości. o tym, że w pewien sposób została wybrana przez Boga, który pobłogosławił ją środowiskiem sekowanym za wierność poglądom obcym dominującej większości.
przestańcie więc wywyższać się nad innych tylko dlatego, że jesteście zielonoświątkowcami. róbcie swoje, oddawajcie chwałę Bogu, żyjcie według Jego zasad, ale nie patrzcie na innych gorzej tylko dlatego, że należą do innego Kościoła.
nie zachowujcie się jak szalikowcy, którzy są gotowi się zabić tylko dlatego, że jeden ma na szyi barwy Legii, a drugi barwy Widzewa. chrześcijaństwo to nie walki plemienne.

Boże Narodzenie nie jest wyłacznie własnością katolików

i znów po świętach. tak sobie piszę, może i trochę bez sensu, ale ciągle uwiera mnie fakt, że w odczuciu publicznym te święta są katolickie. że tylko ludzie tego i żadnego innego wyznania obchodzą Boże Narodzenie.
o innych chrześcijanach nie ma ani słowa. zupełnie pomija się luteran i reformowanych, którzy stanowią może nie ważny procent ludności, ale ogromny kawał historii naszego kraju i to pięknej historii, że się tak kolokwialnie wypowiem.
o mniej znanych Kościołach chrześcijańskich to już normalnie nawet słowa nie ma. i nie tylko przy tej, ale i przy każdej innej, możliwej sytuacji.
nie istniejemy. w żadnej przestrzeni publicznej, w żadnym oficjalnym dyskursie. nie ma nas. jesteśmy z Marsa. w końcu Polak to tylko katolik i zapewne nikomu nie zależy, by to myślenie skorygować.
ktoś powie, że powinienem się przyzwyczaić. dać sobie z tym spokój i nie mącić wody jak nie trzeba. ale ja nie dam sobie spokoju. jestem obywatelem tego kraju, płacę podatki, mam takie same prawa i obowiązki jak wszyscy inni. mam też prawo żądać, by inni wiedzieli o moim istnieniu. konkretnie o istnieniu niekatolickich Kościołów, które również obchodzą Boże Narodzenie. chyba nie jest to takie trudne i każdy, w miarę inteligentny orangutan nie powinien mieć kłopotów ze zrozumieniem tego faktu.
to przestaje mnie śmieszyć. zwyczajnie przestaje być zabawne. ile można słyszeć podobnych tekstów do tego jaki usłyszałem w pracy 2 dni przed świętami. "czy jako niechrześcijanin obchodzisz Boże Narodzenie?". że co?, pytam. "no, nie jesteś chrześcijaninem jak my wszyscy, więc czy obchodzisz Boże Narodzenie?". kto im miał powiedzieć, że zielonoświątkowcy są chrześcijanami? w domu tego nie usłyszeli, w szkole też nie. w mediach też nie ma o tym ani słowa. nie dziwne, że miliony Polaków rosną w przekonaniu, że chrześcijanin to tylko katolik. no, ewentualnie jeszcze prawosławny, choć podział "my, chrześcijanie" i "oni, prawosławni" też jest częstą spotykany. i to wszystko dzieje się w Warszawie, gdzie jest taka różnorodność wyznań, że teoretycznie każdy katolik powinien mieć znajomego niekatolika.
dalej będę się awanturował o swoje prawa we wszystkie święta. dalej będę mówił, że jestem takim samym obywatelem jak wszyscy inni i mam prawo do zaznaczenia swojej obecności. ten kraj nie jest tylko katolicki. święta też nie są własnością wyłącznie katolików.

wtorek, 22 grudnia 2009

"cuda" tylko u katolików

w Australii podobno doszło do cudu. w domu zamieszkanym przez katolicką rodzinę ze ściany ponoć wycieka olej. i ten olej rzekomo uzdrawia. cała sprawa zaczęła się w 2006 roku od śmierci 17letniego syna gospodarzy.
matka nazwała swego syna "pośrednikiem między nami, a Bogiem" i wyraziła nadzieję, "Bóg wybrał jej syna do czynienia cudów na ziemi" oraz, że "Watykan szybko beatyfikuje jej syna".
smutne to jest. naprawdę bardzo smutne. nie ma pośredników między Bogiem, a człowiekiem. jest jeden Pośrednik, Syn Boży Jezus Chrystus. skoro ta osoba podaje się za chrześcijankę powinna o tym wiedzieć. jeśli jej nikt nie powiedział od tego ma Biblię, by w niej przeczytać. jeśli nie czyta Biblii to nie ma usprawiedliwienia dla swojego postępowania. pisałem o tym ze dwa posty wcześniej. oczywiście nie miałem pojęcia, że tak szybko będę musiał do tego tekstu nawiązać.
czy ktoś mi wyjaśni dlaczego podobne cyrki zdarzają się tylko i wyłącznie u katolików? czyżby chrześcijanie twardo stojący na gruncie ewangelii byli całkowicie odporni na tego typu "cuda"? czyżby diabeł wiedział, że ich nie będzie w stanie oszukać natomiast katolicy stanowią bardzo łatwy i w sumie bezbronny cel? w końcu wychowani są w wspólnocie, która od wieków przeczy Słowu Bożemu, przeinaczają na każdym kroku. budują swoją wersję zbawienia, a gdy wykazuje sie im niezgodność ze Słowem Bożym podnoszą wrzask jak to są strasznie prześladowani.
kto sieje wiatr ten zbiera burzę. niestety skrajna niewiedza jaka panuje w katolickich środowiskach, niewiedza podsycana zresztą przez duchownych, którzy jak w średniowieczu nie chcą, by wierni wiedzieli zbyt dużo będzie prowadzić do akceptowania takich wydarzeń jako pochodzących od Boga. skutków tego nie muszę chyba przedstawiać.
nieznajomość Biblii nie jest żadnym usprawiedliwieniem. pamiętajcie o tym.

niedziela, 20 grudnia 2009

diabeł niszczy Kościół

Paweł pisał do Tymoteusza. unikaj bezsensownych dyskusji. zwłaszcza między chrześcijanami. są one furtką przez którą wpuszczamy złego. bramą dla konia trojańskiego jakim są próżne spory o sprawy często drugo lub trzeciorzędne. nie mamy tyle czasu, by go marnować. nie mamy tyle sił, by kierować je na rzeczy całkowicie zbędne.
macie pojęcie ile przyjaźni umarło, ile wspólnych akcji upadło tylko dlatego, że ludzie zwący siebie chrześcijanami woleli marnować czas na puste, ideologiczne spory zamiast wspólnie głosić ewangelię. ileż to razy chrześcijanie oddawali pole walkowerem, bo nie mogli się zdecydować czy głoszą Jezusa czy jakiś Kościół. ileż to razy udowadniali sobie swoje, często nic nie warte racje. a zły się cieszył. skakał z radości. upajał się widokiem skłóconych chrześcijan. wiedział, że nic z tego, co zaplanowali im nie wyjdzie. że znowu wygrał.
iluż ludzi mogło nie usłyszeć ewangelii tylko dlatego, że przywódcy kościelni nie mogli się zdecydować, kto będzie "szefem" misji. na czyje konto pójdzie ewentualny sukces. bo co do porażki to nawet jej nie dopuszczali. bo przecież działali pod "bożym namaszczeniem". tylko dziwnym trafem zawsze przeoczyli, że porażka już nadeszła.
diabeł przez puste spory niszczy Kościół. pamiętajmy o tym.

nie mamy prawa decydować

na tym świecie wkurza mnie wiele rzeczy. no taki już po prostu jestem. ale powiedz szczerze. czy nic cię nie wkurza? czy jesteś osobą dla której wszystko jest absolutnie obojętne i bez jakiegokolwiek znaczenia? na pewno nie.
w najnowszym numerze naszego kościelnego periodyku "Chrześcijanin" (o nim jest oddzielny tekst) zamieszczono artykuł "Zakochałem się w niewierzącej dziewczynie". o cóż tu chodzi? ano o fakt, że bohater opowieści jest zielonoświątkowcem, a jego wybranka...katoliczką. dodajmy, że z tradycyjnej, głęboko wierzącej, katolickiej rodziny.
i tu zaczyna się mój sprzeciw. jakim prawem nazywamy katolików niewierzącymi? nie musimy ich tolerować. nie musimy ich lubić. nie musimy się z nimi zgadzać. ale jakim prawem nazywamy ich "niewierzącymi"? bo mają nieco inną wizję chrześcijaństwa niż my? bo nie wierzą tak jak my? bo nie uznają tego, co my? marne wytłumaczenia. rzeczywiście mogą mieć inne rozumienie. może i inne poznanie. może nawet niekoniecznie zgodne z prawdą. ale nie mamy prawa ich obrażać. bo jak to inaczej nazwać? jak nazwać to, co o nich mówimy?
na dzisiejszym kazaniu padła sugestia, że ten numer może być dobrym prezentem dla naszych znajomych by mogli o nas poczytać kim tak naprawdę jesteśmy. i co ja mam zrobić? dać znajomemu katolikowi nasze pismo, w którym przeczyta, że jako osoba chodząca do kościoła katolickiego jest niewierzący? na pewno się ucieszy. i może nawet będzie lepiej na mnie patrzeć. w końcu uświadomię mu, iż całe życie tkwił w błędzie myśląc, że wierzy w Boga.
jakim prawem stawiamy się w roli sędziów? czy mamy prawo arbitralnie decydować kto jest wierzącym, a kto nie? czy nie przypomina wam to innej sytuacji, w której (nie tak znowu dawno) arbitralnie decydowano, że kto jest Żydem ląduje w komorze gazowej? bez żadnego zbędnego wdawania się w żadne zbędne wyjaśnienia. postawmy obok siebie te postawy. katolik czyli niewierzący. Żyd czyli do komory gazowej. czym to naprawdę się od siebie różni?
nie mamy żadnego prawa decydować, kto tak naprawdę jest wierzący, a kto nie. to osobista relacja między Bogiem, a człowiekiem. nie naszą rzeczą jest ocenianie. zresztą wiemy, co o osadzaniu mówi apostoł Paweł. doskonale o tym wiemy jednak w pewnych wygodnych dla nas sytuacjach perfekcyjnie o tym zapominamy. bo tak jest łatwiej. bo my możemy o tym zapominać. inni nie mogą, gdyż wtedy przeinaczają Biblię. a na to też mamy odpowiedni "paragraf". słynne słowa o dodawaniu i odejmowaniu czegokolwiek do Pisma. ale nie martwmy się. to tyczy innych, nie nas. tych "innych", którzy są "niewierzący", bo przypadkiem urodzili się w odmiennej od nas tradycji.
smutno mi się robi, gdy to widzę. smutno, gdyż zatracamy to, co powinno nas charakteryzować. szacunek do wszystkich ludzi. nie piszę już "miłość" gdyż tego nie mogę wymagać. ale szacunek. do każdego. tylko dlatego, że jest człowiekiem. bo najpierw jest się człowiekiem, a dopiero potem pedofilem, nazistą, handlarzem bronią czy gwałcicielem. ale najpierw mamy widzieć człowieka i go szanować tylko z tego powodu, że stworzył go Bóg. tak jak nas. stworzył go do dobrych rzeczy i co najważniejsze na swoje podobieństwo. a my co? od razu szufladkujemy. katolik to znaczy "niewierzący". nie wnikamy w żadne szczegóły. nie interesuje nas, że sprawiamy komuś ból, że wyrządzamy komuś krzywdę. interesuje nas tylko nasze "jedynie słuszne" podejście do sprawy.
niedawno jeden z członków mojego zboru nazwał księdza profesora Milerskiego, prorektora Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej "jakimś klechą". użył tych słów tylko dlatego, że prorektor wygłosił wykład, z którym on za bardzo się nie zgadzał. poza tym ks. Milerski jest luteraninem. w naszym rozumieniu również zapewne "niewierzącym", gdyż oni chrzczą dzieci, nie uznają języków, nie modlą się głośno z podniesionymi rękoma. więc można po nich "pojechać". można ich obrazić.
nie mamy monopolu na zbawienie. nie mamy prawa decydować kto jest wierzący, a kto nie. nie jesteśmy alfą i omegą. zielonoświątkowy nie znaczy "jedynozbawczy".

sobota, 19 grudnia 2009

pieczęć demona

mam takie niejasne wrażenie, że osoby noszące na swojej szyi na przykład medalik jasnogórski noszą jakby pieczęć demona. że są zapieczętowane tym, w co wierzą. przecież to ewidentne nieposłuszeństwo Księdze, którą rzekomo uważają za świętą. Księga ta wyraźnie mówi, że cześć i chwała należą się tylko i wyłącznie Bogu. mówi też ona, że kierowanie jakichkolwiek modlitw do innych istot jest bluźnierstwem i świętokradztwem. że tylko Bóg w Trójcy Jedyny jest godzien naszych modlitw.
jednak w naszym kraju obserwujemy zjawisko , które z punktu widzenia chrześcijaństwa musi napawać ogromnym niepokojem. boża chwała oddawana jest istocie, która w żaden sposób na nią nie zasługuje. jest tylko człowiekiem tak jak my. została wprawdzie wybrana przez Boga do realizacji arcyważnego zadania, ale była tylko naczyniem. pytanie komu oddajemy cześć. stworzeniu czy Stwórcy? odpowiedź narzuca się chyba sama. najgorsze jest, że ludzie nie modlą się do tej, do której myślą, że się modlą. to, co do czego się modlą to demon z piekła rodem. wiem, że słowa mocne, le niestety prawdziwe. i co z tego, że uzdrowienia? nikt przy zdrowych zmysłach nie neguje tych uzdrowień. one po prostu są. tylko, że każda istota nadprzyrodzona może uzdrawiać. każda może się również podawać za anioła światłości. a zadaniem wierzących jest to konfrontować ze Słowem Bożym. czytanie Biblii, modlitwa, stały kontakt z żywym Bogiem i już będziemy wiedzieć, co jest dobrem, a co złem. przecież już Paweł pisał, że choćby anioł z nieba zwiastował wam inną ewangelię niech będzie przeklęty. a tu co mamy? jakaś postać każe się do siebie modlić. każe stawiać kościoły poświęcone jej imieniu. każe stawiać swoje posągi, malować jej obrazy i odbywać pielgrzymki do tych przedmiotów. a ludzie nic. nie tylko zwykli ludzie, ale i wykształceni duchowni, którzy przynajmniej teoretycznie powinni znać Biblię. zresztą zwykłych ludzi też nic nie usprawiedliwia. Słowo Boże jest powszechnie dostępne. nikt nie może się tłumaczyć nieznajomością Biblii. nikt nie może powiedzieć "nie wiedziałem". wszystko co czynimy za życia będzie miało wpływ na nasze losy po śmierci. a nierozpoznanie demona głoszącego fałszywą ewangelię nie będzie żadnym usprawiedliwieniem.

środa, 9 grudnia 2009

czy to dalej sport?

piszę te słowa parę minut przed ostatnią grupową kolejką Ligi Mistrzów. najciekawiej jest w grupie F gdzie wciąż wszystkie drożyny (Rubin Kazań, Dynamo Kijów, Inter Mediolan i FC Barcelona) mają jeszcze szansę na awans.
otóż obawiam się, że UEFA nie dopuści, by znane i dobre ekipy pożegnały się z rozgrywkami już po fazie grupowej. byłoby to przecież zabójcze dla interesu. spadłyby dochody z reklam. zapewne również oglądalność nie byłaby na oczekiwanym poziomie. przecież tu nie chodzi o rozgrywki sportowe, a o zwykły biznes.
mam spore powody, by sądzić, że gdyby na boisku Rubin i Dynamo okazywały się lepsze to sędziowie "zadbają" już o odpowiedni przebieg meczu. taki jest dzisiejszy świat. taki jest sport. nie ma wygrywać najlepszy, a ten z większą kasą, który przyciągnie sponsorów i kibiców.
chciałbym się mylić. chciałbym zobaczyć na boisku tryumf Rubinu i Dynama. chciałbym zobaczyć Inter i FC Barcelonę poza Ligą Mistrzów. ale bardzo w to wątpię. bo nawet jeśli boisko pokaże coś innego zawsze są ci, którzy gwiżdżą. a ostatnie afery w futbolu pokazały, że to nie tylko polska specjalność.
idę oglądac mecz.

niedziela, 6 grudnia 2009

"nie" dla minaretów


Szwajcarzy zdecydowali, że na ich terenie nie będzie można już stawiać minaretów przy meczetach. te, które są oczywiście zostają, natomiast nowych już nie będzie. demokratyczna tradycja Szwajcarów jest tak głęboko zakorzeniona, że nawet sprawy z naszego punktu widzenia kompletnie nieistotne można poddać pod referendum. ta forma społecznego decydowania o czymś jest tam uznawana za podstawowe prawo obywatelskie, a jego wyniki bardzo wysoko cenione, zwłaszcza, że z reguły nie ma tam kłopotów z frekwencją. czyli wynik niemal każdego referendum jest choć trochę miarodajny.
wielu ludzi, wiele organizacji strasznie się oburzyło na ten wynik. zawsze mnie tego typu działania śmieszą, gdyż to tak jakby się oburzać na wynik wyborów. ludzie wybrali. na tym polega demokracja. i nie ma tu się na co oburzać. trzeba to zwyczajnie zaakceptować.
nie ukrywam, że byłem za zakazem. spytacie pewnie czemu? ano temu, że jest to sprawa wyjątkowo drażliwa. minaret nie jest symbolem kultury jak chrześcijański krzyż czy buddyjska pagoda. minaret jest agresywną ekspansją na dany teren. jako budowla z zasady dość wysoka góruje nad okolicą i zdaje się mówić "należycie do mnie". minaret nie jest symbolem pokojowego współistnienia rożnych kultur i religii. jest natomiast wedle słów jednego z tureckich premierów "rakietą wycelowaną w niewiernych".
muzułmanie mają jedną, niestety dość paskudną wadę. oni z reguły nienawidzą niewiernych. bynajmniej nie dlatego, że muzułmanin to zły człowiek. nie, on zwykle nie jest zły. konieczność nienawidzenia niewiernych wyczytał w Koranie, i jako wierny wyznawca religii Księgi stara się ową zasadę wprowadzić w życie. religijny muzułmanin nie zna pojęcia pokojowego współistnienia z sąsiadami niemuzułmanami. nawet jeżeli wydaje się z początku, że akceptuje sąsiada chrześcijanina czy żyda czy buddystę w pewnym momencie zawsze będzie próbował wmówić wszystkim wokół, że tylko islam jest tą prawdziwą religią. i będzie to robił w sposób daleko odbiegający od cywilizowanych form głoszenia swoich poglądów.
myślę, że Szwajcarzy postąpili prawidłowo. gdybym był obywatelem tego kraju prawdopodobnie również głosowałbym tak samo. być może jet to wyraz strachu. ale człowiek ma prawo się bać. ma prawo sądzić, że obcy przybysz nie do końca ma pokojowe zamiary. zwłaszcza, że Szwajcarzy w przeważającej (ok 79%) części są chrześcijanami i widzą, co się dzieje z ich współwyznawcami w wielu krajach islamskich. być może takie głosowanie jest również po trosze elementem zemsty jednak skłaniałbym się ku twierdzeniu, że to samoobrona przed ewentualnymi zachowaniami tego typu w samej Szwajcarii.
radykalni muzułmanie nienawidzący kultury europejskiej, nienawidzą również swoich obrońców. zapewne mają o nich zdanie jakie podobno (brak ostatecznych, wiarygodnych źródeł) Włodzimierz Lenin miał o zwolennikach komunizmu na zachodzie Europy czyli "pożyteczni idioci". nawet ci, którzy dzisiaj tak ochoczo bronią wszelkich praw muzułmanów w Europie w sprzyjających warunkach zostaliby potraktowani jak wrogowie islamu i Proroka.
nie piszę tego pod wpływem jakiejś propagandy. jakiś czas temu poprzez znajomą z dzieciństwa miałem styczność z mniejszością muzułmańską (nie tylko arabską) w Polsce. niestety mam o nich jak najgorsze zdanie. uważam, że stanowią oni zagrożenie dla każdego państwa na terenie którego się znajdują.
gratuluję Szwajcarom dobrego wyboru. mam nadzieję, że do podobnych problemów nie dojdzie w naszym kraju. gdyby jednak doszło mój głos w ewentualnym referendum będzie na "nie".

czwartek, 3 grudnia 2009

koniec świeckiego państwa

kraj, w którym nawet Trybunał Konstytucyjny nie szanuje Ustawy Zasadniczej musi być doprawdy smutnym krajem, w dodatku krajem w którym rządzi strach i władza obawia się ludzi, których teoretycznie absolutnie obawiać się nie powinna.
po co komu dokument zwany Konstytucją skoro nawet sędziowie powołani do jej przestrzegania nie potrafią tego uczynić. nie chcę wnikać dlaczego, bo nie ma to najmniejszego znaczenia. osobiście stawiam albo na prywatne poglądy stojące wyżej niż prawo, albo na wspomniany już tu dziś strach, który zamyka usta nawet najodważniejszym.
kwestia wliczenia oceny z religii do średniej maturalnej jest czymś tak kuriozalnym, że aż trudno znaleźć tu odpowiednie i w dodatku w miarę kulturalne słowa. jest to zwykły, ordynarny skandal. zachowanie godne republiki bananowej (albo jak nazwano Polskę w "Uprowadzeniu Agaty" kartoflanej). państwo oficjalnie przynajmniej świeckie zgina kark przed jednym z Kościołów, który z zasady jest żarłoczny, pazerny, nie uznający żadnych praw innych, a dla siebie domaga się wszystkiego, co tylko można.
świeckie państwo, które powinno stać na straży wszystkich obywateli i tych wierzących (w cokolwiek) jak i tych niewierzących podzieliło młodzież. ta wierząca będzie miała być może wyższą średnią na maturze czyli większe szanse na dostanie się na studia, a ta niewierząca być może będzie się musiała pożegnać z wybranym kierunkiem, gdyż zabraknie im kilku punktów, a być może części punktu, którą to część zagwarantował stopień z religii.
zagrożona może być nawet nasza młodzież. zdarza się bowiem jeszcze (na szczęście coraz rzadziej), że dyrektorzy szkół odmawiają wpisania na świadectwo oceny z religii uzyskanej na katechezie w zborze. najczęstszymi argumentami są zastanawianie czy na świadectwie państwowej szkoły może być stopień z religii innej niż rzymskokatolicka oraz to czy na świadectwo można wpisać stopień uzyskany poza budynkiem szkolnym. są to na szczęście przypadki występujące coraz rzadziej, niemniej też stanowią pewne zagrożenie jeśli chodzi o karierę studencką. bo można nie zdążyć się odwołać przed egzaminami.
smutne orzeczenie. dowodzi coraz agresywniejszego zawłaszczania przestrzeni publicznej przez kościół rzymskokatolicki i spychania instytucji państwa do roli coraz mniej znaczącego lokatora. bo już na pewno nie gospodarza

sobota, 21 listopada 2009

trzecie rocznica mordu w KWK "Halemba"

trzy lata temu wybuchł metan. to nie był zwyczajny wypadek jakich w kopalniach wiele. to było masowe zabójstwo. świadomie i celowo posłano ludzi na niemal pewną śmierć, bo inwestor chciał odzyskać maszyny tkwiące w kopalnianym chodniku. dwudziestu trzech ludzi musiało zginąć, bo bandyta kapitalista chciał odzyskać swój sprzęt. doskonale wiedział o zagrożeniu. o tym, że kto tam wejdzie może już nie wyjść. jednak wcale się tym nie przejął. maszyny są najważniejsze. życie ludzkie nie jest nic warte. przecież "ludi u nas mnoga" jak mawiali na wschodzie posyłając do straceńczej walki kolejne dywizje.
po raz kolejny okazało się, że kapitalizm za nic ma ludzkie życie. po raz kolejny wyszło na jaw, że dla kapitalistów liczy się tylko i wyłącznie ich zysk, ich pieniądze, a tragedia dziesiątek, czy setek ludzi nie stanowi dla nich niczego wartego uwagi. po raz kolejny udowodniono, że jest to bandycki, zbrodniczy system, który zasługuje wyłącznie na eliminację z tego świata.
pamiętamy procesy w tej sprawie. pamiętamy ludzi, którzy byli zdziwieni o co ta cała awantura. którzy byli zdziwieni, że ktoś posadził ich na ławie oskarżonych. za co? co oni takiego zrobili? przecież tylko dbali o swój interes. pilnowali swoich pieniędzy. dlatego posłali tam tych ludzi. a, że trudne warunki, że duże ryzyko śmierci? no cóż, takie są realia górniczego zawodu. wtedy w sądzie byliśmy świadkami jak ludzkie życie przelicza się na złotówki. bo przecież ten sprzęt należało wyciągnąć. to była czyjaś własność. ktoś zapłacił za to duże pieniądze i nie chciał słyszeć o zostawieniu go na dole.
kapitalizm ma na rękach krew milionów ludzi. jako taki nie ma prawa egzystować.

poniedziałek, 16 listopada 2009

niedziela bez zakupów

jak bumerang powraca problem pracy dużych sklepów w niedzielę. zdaje się jest to temat dyżurny jak aborcja czy eutanazja. bo wiadomo, że na poczekaniu nic się nie wymyśli, a obecne "elyty" państwowe absolutnie nie są nim zainteresowane.
zajmijmy się argumentami zwolenników handlu w niedzielę. najczęściej powtarzanym argumentem jest ten, że skoro ja na tygodniu pracuję od poniedziałku do piątku od rana do wieczora, mam rodzinę która muszę się zajmować, prowadzę firmę, która też zajmuje mi sporo czasu to inni mają obowiązek pracy w niedzielę tylko po to, bym mógł/mogła zrobić zakupy. argument na pograniczu niedorozwoju umysłowego. nie dość, że całkowicie egocentryczny, skoncentrowany wyłącznie na własnych potrzebach to jeszcze zwyczajnie chamski zakładający, że inni ludzie służą wyłącznie do zaspokajania moich zachcianek i prywatnych spraw.
praca uniemożliwia ci robienie zakupów na tygodniu? to zmień pracę, a nie wymagaj od innych, by pracowali kiedy ty leżysz do góry brzuchem. nie wyobrażaj sobie, że inni ludzie będą pracować cały tydzień tylko dlatego, że zdobyłeś/aś wysokopłatną pracę zajmującą czas od rana do wieczora (oczywiście z wolnymi weekendami). więc zużyjesz dwie-trzy godziny na zakupy, a resztę czasu przeznaczysz na spacer, oglądanie telewizji, jedzenie czy spanie. a inni niech zapieprzają całą niedzielę, bo ty masz taką zachciankę. bo może zechcesz na godzinkę wyskoczyć do sklepu w przerwie ogladania telewizji.
rób zakupy na tygodniu. nie wywyższaj się nad innych

piątek, 13 listopada 2009

piątek, trzynastego

fajna data. nigdy nie byłem przesądny. zawsze śmiałem się z tego typu ludzi i z takich postaw. jednak jest to trochę sympatyczne. oddawanie władzy nad swoim życiem w ręce przesądów, magii, symboli. w ręce strachu i bezradności wobec nieznanego.
żadnego nieznanego nie ma. jest tylko nasz lęk przed czymś, co zostało wymyślone niekiedy tysiące lat temu i przekazywane z pokolenia na pokolenie.
ale dzisiaj jest za to okazja do obejrzenia wielkiego klasyka horroru. "Piątek trzynastego" Seana Cunninghama podobno przestraszy każdego.
przekonaj się jak głośno potrafisz krzyczeć.

czy religia ma prawo zwłaszczać przestrzeń publiczną?

no właśnie. czy ma takie prawo? wyrok Trybunału w Strasbourgu w sprawie krzyża we włoskiej szkole rzuca nieco światła na tę kwestię. oczywiście w naszym kraju niemal nikt nie pochylił się nad istotą wyroku tylko prawie wszyscy podnieśli straszny krzyk o "wyrzucanie chrześcijaństwa na śmietnik", a przecież nie o to chodzi.
chodzi o to czy w państwie, które według konstytucji jest świeckim organizmem z rozdziałem kościoła od państwa w miejscach publicznych lub dokładniej w organach administracji publicznej (a szkoła niewątpliwie do nich należy) mogą wisieć jakiekolwiek symbole religijne. chodzi o to czy symbol religijny w budynku administracji państwowej narusza rozdział kościoła od państwa. czy osoby niewierzące lub wyznające zupełnie inną od dominującej religię mają się czuć dziwnie niekomfortowo tylko dlatego, że ktoś chce sankcjonować omijanie prawa.
państwo świeckie oznacza przecież, że przestrzeń publiczna, szczególnie ta w ramach aparatu rządowego lub samorządowego powinna być wolna od symboliki religijnej właśnie w imię wolności religijnej innych osób. sentencja wyroku Trybunału jest jak najbardziej słuszna. "symbol religijny zawieszony w publicznej szkole stanowi zagrożenie dla wolności religijnej uczniów nie utożsamiających się z owym symbolem".
pytanie czy religia musi walczyć o swoją obecność czy też domagać się jej w tego typu miejscach.czy jej wyznawcom jest to do czegokolwiek potrzebne poza zaznaczeniem swojego terytorium? swojej siły, pozycji czy też władzy na nim. wybaczcie, ale w ten sposób zwierzęta zaznaczają swoje terytoria. a my chyba się trochę od nich różnimy.
przecież tu nie chodzi zaznaczanie swojej obecności. nie chodzi o znakowanie terytorium. nie chodzi o pokazywanie kogo jest więcej i kto tu ma władzę. chodzi o to byśmy żyli wszyscy razem. w zgodzie, przyjaźni, otwarci na własną odmienność i na dobro, którego cząstkę każdy od każdego może wziąć. a tym samym nie musimy się szufladkować i mówić jak to ja jestem lepszy a ty gorszy bo twojego symbolu religijnego nie ma w szkole czy ratuszu. tego dnia, kiedy zrozumiemy swoją śmieszność świat stanie się lepszy.

hańba narodowa

nie jestem patriotą. ci, którzy mnie znają doskonale o tym wiedzą. no tak, teraz wiedzą to również ci, którzy mnie nie znają. le nie jest to bynajmniej powód do wstydu.
niemniej są rzeczy, których nie jestem w stanie pojąć. 11 listopada to podobno jakiś ważny dzień. faktycznie, wtedy zakończyła się I Wojna Światowa o czym w naszym kraju kompletnie się zapomina. sądzę, że gdyby zapytać na ulicy przypadkowe osoby o datę końca I Wojny może jedna na pięćdziesiąt byłaby w stanie odpowiedzieć.
ale ja nie o tym. 11 listopada w dzień odzyskania niepodległości w Warszawie demonstrują neonaziści z onr. ulicami idą istoty jawnie odwołujące się do tradycji faszyzmu polskiego, wznoszące łapy w nazistowskim pozdrowieniu, wykrzykujące antysemickie i faszystowskie hasła. i co? i nic. władza nie dość, że nic nie robi to jeszcze daje zezwolenie na przejście tej hołoty. mało tego. jeszcze ją ochrania. i jeszcze pałuje ludzi, którzy próbują nie dopuścić do jej przejścia. jedyni prawdziwi bohaterowie tego dnia traktowani są jak pospolici bandyci. psiarnia używa wobec nich przemocy fizycznej, a każda próba samoobrony to "napaść na funkcjonariusza". znamienne jest, że prawdziwi bandyci w czarnych szmatach z obowiązkowymi hełmami na swoich psich ryjach atakują wyłącznie w stadzie. jak gdzieś trafił się pojedynczy pies to spierdalał, aż miło było patrzeć. nie miał obok siebie swoich stu bandyckich, psich kolesi więc nagle przestawał być odważny i zamieniał się w zwykłego skamlącego tchórza. zapewne jednak gdy wrócił do domku to pewnie swojej żoneczce opowiadał z dumą jak to narażał życie dla "obrony porządku i demokracji". jak ma takich patrzę to się wstydzę, że jestem Polakiem.
to jest zwykła hańba narodowa. władza stojąca po stronie nazistów, a występująca przeciw normalnym obywatelom. w Niemczech taka nazistowska demonstracja zostałaby natychmiast rozpędzona, a jej uczestnicy aresztowani. jednak Polska to "normalny" kraj. tu nikt nie przeszkadza w chodzeniu po ulicy wykrzykiwaniu "sieg heil" i wyciąganiu łapy w geście "jedno piwo, proszę!". Polska to kraj, gdzie "szanuje się" demokrację. czyli pozwala się nazistom zaśmiecać swoja obecnością przestrzeń publiczną.
jeden z uczestników manifestacji trafnie skomentował zaistniałą sytuację "jeśli prawo zezwala na propagowanie totalitaryzmu chcemy działać poza prawem". święte słowa Marcinie.

poniedziałek, 2 listopada 2009

Polak to też niekatolik

tylko kretyn albo bandyta może głosić, że "Polak to katolik". kretyn z racji nieuznawania innych za równych sobie obywateli swojego kraju lub z racji braku o nich wiedzy, a bandyta z chęci wprowadzenia podziałów skutkujących wzrostem nienawiści i grożących rozlewem krwi.
każde poniżanie ludzi z racji ich rasy, narodowości, płci czy wyznania to zbrodnia przeciw ludzkości na równi z czystkami etnicznymi. bo najpierw są słowa pełne nienawiści, a dopiero potem przychodzą pogromy i egzekucje.
niestety zwykle bywa tak, że tego typu hasła wychodzą od bandytów, a podnoszą je kretyni. środowiska polityczne, którym zależy na szerzeniu nienawiści zawsze znajdą w szeregach zwykłej hołoty tych, którzy za nimi pójdą. często nawet nie wiedzą za czym. dla tych ulicznych bandytów ważne jest jedynie, że ktoś wskazał im "wroga" spersonalizował tę dziwną, nienazwaną dotąd chęć zwyczajnego dołożenia komuś. teraz wiedzą komu. Żyd, Murzyn, Ukrainiec, pedał, sekciarz. każdy jest dobry bo przecież nieważny. to tylko naklejka, którą zawsze można zmienić. i tak jak dziś nienawidziło się Murzyna, tak jutro przerzucimy się na Ukraińca (bo przywlekają ptasią grypę - żeby być " na czasie").
dziwne jak często każda zaraza znajduje swoich zwolenników. co w ludziach takiego siedzi, że są gotowi zabijać w imię idei, o których często jeszcze wczoraj w ogóle nie słyszeli? odpowiedź na to to już zapewne sfera psychiatryczna. czyli odpowiednie miejsce dla krzyczących "Polska dla Polaków" lub też "Polak - katolik".

sobota, 31 października 2009

31 pażdziernika

kolejna rocznica wystąpienia doktora Marcina Lutra. w skrócie zwana Świętem Reformacji, gdyż od tego wszysrko się zaczęło. czy w Polsce coś się o tym mówi? od rana szperam po różnych portalach internetowych i oczywiście ani słowa. po co pisać o czymś, co rzekomo jest obce polskości. bo przecież Polak to katolik. innej opcji nie ma.
oczywiście całe strony poświęca się pogańskiemu świętu zmarłych, kiedy to zgodnie ze słowiańską tradycją pali się świeczki na grobach. zwyczaj ten jest na tyle osobliwy, że przyjeżdżają do nas ludzie z Europy Zachodniej, by to oglądać. ci ludzie to tez chrześcijanie, może tylko trochę inaczej pojmujący swoją wiarę.
ale wracając do doktora Lutra. to też moje święto. spyta ktoś czemu skoro jestem zielonoświątkowcem, a nie luteraninem czy reformowanym. ano dlatego, że od tego dnia wszystko się zaczęło. i gdyby nie Marcin Luter nie byłoby Charlesa Parhama czy Williama Seymoura.
dziękuję Bogu za Reformację, za ojców duchowych ruchu, który oczyścił chrześcijaństwo z niebiblijnych naleciałości. dziękuję Bogu za prostą wiarę, za zbawienie w Chrystusie, za cud wiary, za miłość, którą czuję i za braci w wierze, którzy w dużej mierze są dla mnie sporym oparciem.
wspominam dzisiejszy dzień jako ważne wydarzenie w historii chrześcijaństwa. chyba najważniejsze zaraz po zesłaniu Ducha Świętego.

piątek, 30 października 2009

nieodrobiona lekcja inności

parę tygodni temu telewizyjna "dwójka" pokazała we wtorkowym cyklu ekumenicznym reportaż o gimnazjalistach z warszawskiego "Prusa". nauczycielka historii starała się im przekazać, ze Warszawa to nie tylko Polacy, a nawet jak Polacy to nie tylko katolicy. pomysł wart propagowania chociaż nauczycielka nie poradziła sobie z nim do końca, co pokażę później.
w ogóle sam pomysł, by w dzisiejszych czasach nauczać, że Polacy to nie tylko katolicy wydaje się lekko ryzykowny. tym bardziej należą się owej nauczycielce słowa uznania. jednak uczniowie nie do końca odrobili prace domową. a to już smuci.
jedna z wypowiadających się gimnazjalistek rzuciła do kamery następujące słowa "byliśmy w protestanckim kościele. jest on zupełnie inny niż normalny kościół do którego chodzę razem z rodzicami". jej kolega dorzucił "to był kościół kalwiński. od razu widać, że nie jest to kościół chrześcijański". jednym słowem fajnie. tak mówią młodzi ludzie w dużym mieście gdzie jednak występuje dość duży tygiel kulturalny. czy nikt im nie wytłumaczył, że są katolikami, a ewangelicy reformowani, zwani w skrócie kalwinistami to też chrześcijanie? czy nikt im nie powiedział, że stanowią tylko część religii zwanej chrześcijaństwem i nie posiadają monopolu na jedynie słuszne poglądy?
zastanawiające jest, że taka sytuacja ma miejsce w dużym mieście. to co mają powiedzieć ludzie na prowincji w małych miejscowościach gdzie nie mal wcale nie ma nie katolików? o tym mogą powiedzieć nasi współwyznawcy (nie tylko zielonoświątkowcy). o tym jak są traktowani, izolowani, wyśmiewani. uznawani za sekciarzy, dyskryminowani w pracy, w szkole. o tym, że ich dzieci nie mają się z kim bawić, nie maja z kim odrabiać lekcji. tak jest w wielu małych miejscowościach. ale co się dziwić skoro w Warszawie sytuacja wygląda jak opisana wyżej. jak długo mamy czekać, aż katolicy zaczną nas zauważać i traktować jak równych sobie? jak długo mamy znosić przytyki, złośliwości tylko dlatego, że nie chodzimy do "normalnego kościoła" (cyt. za warszawską gimnazjalistką)?
nie jesteśmy obcymi w tej ziemi. i nie widzę powodu, by dawać się tak traktować.

czwartek, 29 października 2009

dramatyczna potrzeba cudu

czyli jednak ściema. nie ma żadnego "cudu w Sokółce" bo go zwyczajnie nie mogło być. został niesmak, wątpienie w stan ludzkiego umysłu, ogólna niechęć do dalszych tego typu "rewelacji".
z drugiej jednak strony doskonale widać jak dramatycznie ludzie potrzebują cudu. żywego, namacalnego dowodu ingerencji Boga. najlepiej w ich życie. do takiego stopnia jest to głód, że są w stanie zaakceptować coś, co na pierwszy rzut oka jest nawet i śmieszne, gdyby nie fakt, że jest strasznie żałosne.
potrzeba cudu w życiu tych ludzi tym bardziej jest smutna, że mają niemal codzienną możliwość doświadczenia go. oddzielają się od niego tylko i wyłącznie na własne życzenie. przecież ludzie zapewne niemal w całości posiadają w domach Biblie. idę niestety o każdy zakład, że w większości przypadków Biblia ta jest wyłącznie elementem wystroju krótkiej półki z książkami. wychowani w katolickiej tradycji uważają ją za coś świętego. ale "świętego" z tym złym słowa znaczeniu, jako coś do czego "zwykły człowiek" nie ma dostępu. im wystarcza bowiem to, co ksiądz przeczyta w trakcie mszy. w ich rozumieniu religii Biblia jest wyłącznie dla duchownych. tylko oni mogą ją czytać i tylko oni są w stanie ją zrozumieć. a w przeciętnym domu służy ona wyłącznie jako rekwizyt w trakcie corocznej kolędy leżąc obok kropidła i "świętego" obrazka.
przecież wystarczy zacząć tylko regularnie czytać tę księgę i starać się stosować jej słowa w swoim codziennym życiu. ale nie. dla nich osoba regularnie czytająca Biblię jest kimś podejrzanym. w najlepszym razie Świadkiem Jehowy, w najgorszym innym sekciarzem. przecież Biblia jest przeznaczona wyłącznie dla osób duchownych.
w ten sposób będą tkwić w tym w czym do tej pory. w martwej, nic nie dającej religijności, gdzie każda namiastka cudu będzie jak deszcz po dziesięcioletniej suszy. ale to tylko chwila ochłody i dalej długotrwały okres suszy.
a rozwiązanie leży ( a właściwie stoi) tak blisko. na półce z książkami. tylko czy mają oni odwagę tam sięgnąć?

środa, 23 września 2009

będzie lepiej?

całkowita niemożność napisania czegokolwiek. od prawie miesiąca nie mam pojęcia co napisać. pocieszam się jedynie tym, że nawet Stephen King w pewnym momencie przez niemal dwa lata nie był w stanie nic napisać. jak widać jestem w przednim towarzystwie.
będzie lepiej.

sobota, 22 sierpnia 2009

nie szata, a człowiek

widziałem dziś na przystanku autobusowym vlepkę Legii Warszawa. nie zwróciłbym na nią żadnej uwagi, gdyby nie dziwny napis pod herbem Warszawy. "oderint, dum metuant". ki diabeł, pomyślałem. no cóż, wrócę do domu to sprawdzę. no i sprawdziłem. "niech nienawidzą, byle się bali". z tragedii "Atreusz" Lucjusza Akcjusza (170-104 p.n.e.). według Swetoniusza (wódz rzymski za czasów Klaudiusza i Nerona) ulubione powiedzenie Kaliguli.
no proszę, a mówią, że kibice to głąby i nieuki. jaki ten świat dziwny. wydawałoby się, że niczego dobrego nie można od nich wziąć, a tu klasyka teatru rzymskiego się kłania.
zdarzenie niby nieważne, ale zastanawiające. nie oceniajmy nikogo tylko na tej podstawie, że jego szyję zdobi klubowy szalik. nie szata zdobi człowieka. o czym powiadamiam ze wszech miar zaskoczony.

sobota, 15 sierpnia 2009

unikajcie tych co... (no właśnie, co?)

jednak dłuższe pisanie pozytywnych rzeczy o katolikach jest zwyczajnie niemożliwe. okazywanie im miłości to jednak jedna z najtrudniejszych rzeczy jaka zapewne istnieje. mimo często szczerych i autentycznych chęci z naszej strony niektóre ich zagrywki mogą nas raz na zawsze oduczyć pozytywnego stosunku do katolickiej społeczności naszego kraju.
temat bardzo stary i wielokrotnie już wałkowany. mamy ich kochać bez względu na okoliczności. to nasi bliźni. oni także zostali stworzeni przez Boga, a Jego słowu powinniśmy być wierni w każdej sytuacji.
wszystko to znamy. jednak kiedy w czasie zażartej dyskusji internetowej jeden z najbardziej aktywnych i rozpoznawalnych katolików w sieci rzuca "Biblia nakazuje stronienie od tych, którzy odrzucają katolicyzm" to najbardziej nawet spokojnego, miłosiernego i otwartego chrześcijanina szlag jasny w trzy i pół sekundy na miejscu trafić może.
jak to traktować? co to jest? celowa prowokacja czy przypadkowe ujawnienie prawdziwego światopoglądu? być może jest to efekt wieloletniej indoktrynacji przedstawiającej katolików jako stojących ponad wszystkimi innymi, a niekatolików jako osoby drugiej kategorii. przecież wiecie o czym mówię. katolickie media od wielu lat używają języka, w którym "chrześcijański" znaczy "katolicki", a samo "chrześcijaństwo" to po prostu katolicyzm. trudno się czasem dziwić, że wiele osób ulega tej presji świadomie bądź nieświadomie. przypadki, w których mówi się, że w Polsce "żyją chrześcijanie, prawosławni, luteranie" nie należą do rzadkości i nie są to zdania wypowiadane przez margines społeczny tylko przez wykształconych ludzi. mój kuzyn, człowiek po studiach z porządną pracą, obyty wśród ludzi również często zadaje mi pytanie "czym wy, zielonoświątkowcy różnicie się od chrześcijan?". zawsze go poprawiam, on przyznaje mi rację, a za jakiś czas znów jest to samo. to już mnie nawet nie śmieszy, nie denerwuje.
zastanawiam się, w którym to miejscu Biblia mówi, że należy stronić od odrzucających katolicyzm. mam jej kilka wydań i nigdzie czegoś takiego nie znalazłem. oczywiście wiem, co miał na myśli. znany fragment, w którym apostoł Paweł mówi o unikaniu odrzucających tradycję. ale żeby tradycja równała się katolicyzmowi to już pierwszy raz słyszę.
nie wiem jak ich traktować. nie wiem jak reagować na podobne zachowania. brak reakcji uznają za znak, że się z nimi zgadzamy. jakakolwiek reakcja będzie w ich oczach "atakiem na katolicyzm". tak to sobie wykombinowali.
a nam pozostaje jedynie uparte trzymanie się Biblii i naszej ewangelicznej tradycji.

postawa porządnego człowieka

w moim przypadku pochwała katolickiego duchownego brzmi tak nieprawdopodobnie, że niektórzy potraktują to pewnie jako żart. niestety jest to prawda. piszę "niestety" z myślą o tych wszystkich, którzy każdorazowo wylewają na mnie kubły pomyj, bo ośmielam się źle pisać o "nietykalnej kaście". a tu proszę, taka niespodzianka. i co z tym teraz zrobić?
sięgnijmy do ostatniego numeru "Tygodnika Powszechnego". zacne to pismo (choć katolickie) prezentuje zwykle teksty na najwyższym poziomie, będące zarazem kwintesencją dobrego dziennikarstwa jak i kultury. interesujący nas tekst to wywiad z ks. Andrzejem Szostkiem, byłym rektorem KULu. jak widać szkoła ta jest siedliskiem nie tylko religijnego i politycznego robactwa, ale również ludzi mądrych, uczciwych i wykształconych.
spójrzmy na pytanie "czy za taki wyjątek można uznać fakt, że w danym kraju większość to wyznawcy jednej religii i dlatego w >szczególny sposób< należy dbać o ich uczucia religijne?". pytanie to jest oczywiście wyraźną aluzją do Polski, gdzie większość to wyznawcy owej "jednej religii". i to niestety wyznawcy, którzy w dość chamski i agresywny sposób domagają się wszędzie "respektowania swoich praw" bez oglądania się na prawa innych. spójrzmy na odpowiedź księdza profesora. "to właśnie jest nadużycie. preferowanie uczuć religijnych niektórych ludzi tylko dlatego, że stanowią w danej społeczności większość jest po prostu nieuczciwe". odważne słowa jak na katolickiego księdza. odważne, bo to właśnie katolicki kler nadaje ton takim postawom i poglądom. ludzie nie biorą tego sami z siebie. oni chodzą do kościoła katolickiego, czytają katolicką prasę, słuchają katolickich stacji radiowych. i tam słyszą, tam czytają, że są lepsi, że stanowią większość, że mają z tej racji jakieś "szczególne prawa". to kler w ten sposób nastawia ludzi. i to on ponosi odpowiedzialność za takie postawy i wynikające z nich konsekwencje. np za napaść na ludzi innego wyznania czy innej rasy dokonaną właśnie z "pobudek religijnych" w celu "zaznaczenia swojej obecności" na terenie kraju.
i nagle pojawia się katolicki ksiądz, który neguje taką postawę. który wbrew stanowisku swoich kolegów twierdzi, że nie wolno domagać się dla siebie dodatkowych praw tylko dlatego, że jest się w większości. jest to postawa wyraźnie antykatolicka, bo katolicyzm w swojej istocie nie dopuszcza tolerancji dla innych. uważa sam siebie za jedyną prawdziwą i objawioną religię, a wszystkich innych co najwyżej za "błądzących". i nagle pojawia się katolicki kapłan, który zaprzecza takiej postawie. rzecz godna szacunku. zarówno dla niego osobiście jak i dla gazety, która wywiad opublikowała.
jak widać można. można być tolerancyjnym wbrew swojemu środowisku. można nawoływać do poszanowania innych także wbrew swojemu środowisku. postawa godna porządnego człowieka.

wtorek, 11 sierpnia 2009

Afganistan to nie safari

w Afganistanie zginął kolejny polski żołnierz. w kraju kolejna żałoba i niedowierzanie. jak to? nasz żołnierz nie żyje? jakim prawem? dlaczego? wszyscy widocznie zapomnieli, że to nie piknik na skraju drogi, by zacytować klasykę światowego sci-fi, a najprawdziwsza wojna. że tu nie ma kolorowych kulek paintballu tylko ostra amunicja, która zabija, a trafiony nie ma ośmiu żyć tylko jedno, które właśnie stracił.
słuchając wielu komentarzy i opinii w mediach zarówno papierowych jak elektronicznych odnoszę wrażenie, że Polacy pojechali do Afganistanu na safari na którym bezpiecznie ukrycie będą po kolei strzelać do wszystkich nie mających na sobie żadnego munduru. każde zdarzenie nie odpowiadające naszemu poglądowi wywołuje zdumienie i złość. jakim prawem zwierzyna, która powinna spokojnie i bez problemu dać się zastrzelić nagle stała się myśliwym. jakim prawem ten brudny talib ośmielił się złamać zasady gry, w której to on miał być zastrzelonym. dalsze komentarze, które pojawiają się w prasie są jeszcze bardziej żenujące. "zasadzka", "snajper". doprawdy czytać tego nie można. to jest wojna palanty, wojna w którą wepchnęliście nasz kraj bez jakiejkolwiek społecznej zgody. na wojnie są zasadzki, są snajperzy. użalanie się nad sytuacją, w której talibowie zamiast spokojnie dać się zabić sami zabijają agresorów i okupantów jest poniżej wszelkiej krytyki. a jeszcze słyszę, że ma tam jechać kolejnych dwustu żołnierzy. czyli co? kolejne zasadzki, kolejni snajperzy. i tak do czasu sromotnej rejterady jak Amerykanie z Wietnamu 35 lat temu.
niestety taka jest wojna. nie ma co rozpaczać nad kolejnym ciałem tylko należy się zastanowić nad dalszym sensem naszego pobytu w Afganistanie. słyszę jakieś głupoty o naszych "zobowiązaniach sojuszniczych" wobec NATO. o co tu chodzi? czy nasi żołnierze mają walczyć o amerykański przyczółek na terenie Azji Środkowej. mają ginąć bo w dalekosiężnej geopolityce USA chcą okrążyć Rosję, odciąć ją od wielu sojuszników i pozbawić znaczenia w tej części świata? zagarnięcie Afganistanu jest przecież częścią tej gry. nasze dzieci mają być sierotami tylko dlatego, że Amerykanom zachciewa się dominacji nad światem? co powiemy córce naszego kapitana, gdy osiągnie wiek pozwalający co nieco zrozumieć "twój ojciec zginął bo Amerykanie uwikłali nas w wojnę, której nie można wygrać"? już widzę jak przyklejają mi łatkę "populisty". w tym systemie populistą jest każdy, kto zadaje niewygodne pytanie. trudno, jakoś to przeżyję. dla mnie liczy się fakt, że nasi żołnierze giną w zupełnie obcej nam sprawie. że znów jesteśmy jak w 1938 i 1968 po złej stronie. i znów za kogoś dostajemy po dupie.

koncert Madonny a histeria polityczna

katoliccy "obrońcy moralności" w swojej walce ze złem tego świata objawiającym się koncertem Madonny w Święto Wojska Polskiego (15 sierpnia) postanowili wspomóc się bandytami mieniącymi się "kibicami" warszawskiej Legii. to znaczy jest to podobno "oddolna inicjatywa" tych bandytów, ale tak chce mi się w to wierzyć jak w zamachy bombowe w Warszawie w przeddzień wyborów prezydenckich w 2005 roku.
organizatorzy protestów nie odcięli się od zapowiedzi bandytów w szalikach na twarzach. cóż to może znaczyć? boją się ich tak bardzo, że nawet nie chcą odrzucić oferowanej "pomocy"? czy po prostu po cichu akceptują ten stan rzeczy licząc na jakąś zadymę. już zapowiedzieli, że "nie biorą odpowiedzialności". za jakiekolwiek naruszenia prawa przez tych dzielnych młodzieńców, albowiem cała wina spadnie na władze Warszawy, które zgodziły się na ten obrazoburczy koncert w rzeczonym Dniu Wojska Polskiego (co ma jedno z drugim wspólnego doprawdy nie wiem).
oczywiście fakt, że władze Warszawy są z PO, a protestujący z PiS nie ma tu żadnego znaczenia. to tylko dbanie o godne obchodzenie Dnia Wojska Polskiego nie zakłóconego żadnym koncertem jakiejś tam Madonny. nawet nie śmiem przypuszczać, że protesty odbywają się z tak niskich pobudek moralnych jak chęć zbicia kapitału politycznego. wszak PiS to partia nieskazitelnej moralności, bielsza niż koszula pięć razy wyprana w Vizirze i nie posuwa się się do tak podłej działalności jak robienie polityki za pomocą ulicznych burd.
mam nadzieję, że bandyci w szalikach Legii, którzy oczywiście całkowicie spontanicznie i dobrowolnie staną w obronie moralności miasta Warszawy zostaną wyłapani i przykładnie (lecz zgodnie z prawem) ukarani. mam również nadzieję, że wówczas PiS nie stanie w ich obronie wyjc jak zbity pies o zamachu na wolność i demokrację, o kneblowaniu niepokornych ust i tym podobnych głupotach na które każdorazowo daje się złapać nie do końca inteligentny elektorat. ale nie mam również co do tego wątpliwości. tak jak w przypadku kupców z KDT będzie to czysto polityczna rozgrywka, w której wszystkie chwyty dozwolone, a prawo i sprawiedliwość to dwa najmniej popularne wyrazy.

piątek, 7 sierpnia 2009

nie zakazujmy niczego na siłę

zauważcie, że w dzisiejszych realiach od chrześcijan wymaga się wielu rzeczy. są rzeczy, które mamy robić. są też takie, których pod żadnym pozorem nie wolno nam robić.
nie wolno nam na przykład lubić nieakceptowanej muzyki. nie może być tak, że lubimy coś, co zostało obłożone współczesną anatemą. może to popsuć nasz wizerunek. może to popsuć wizerunek naszego Kościoła, gdy ktoś nas z nim skojarzy.
polska muzyka nigdy nie cieszyła się popularnością na świecie. sporadyczne przypadki takie jak Czerwone Gitary nie były w stanie wyrwać nas z tego marazmu. ostatnimi laty sytuację bardzo poprawiły kapele związane z rynkiem muzyki metalowej.
nie da się ukryć, że w chwili obecnej najbardziej znana, najbardziej rozpoznawalna polska kapela to gdański metalowy Behemoth. nie da się także ukryć, że twórczość jaką prezentują to najwyższy światowy poziom. ostatnia płyta "Evangelion" to arcydzieło kompletne. wczoraj przesłuchałem spore jej fragmenty i jestem zwyczajnie oczarowany. płyta jest potwornie ciężka, niewiarygodnie szybka. jest to zawodowa wirtuozeria dostępna bardzo nielicznym. warstwa muzyczna to niedościgniona perfekcja czyhająca w każdym takcie i w każdej nucie. ani jednego zbędnego dźwięku, ani jednej niepotrzebnej frazy. wszystko doszlifowane, dopracowane w najdrobniejszym szczególe. niemal każda recenzja to najwyższa nota. mimo iż płyty jeszcze na rynku nie ma (oficjalna premiera 10 sierpnia) już zbiera ona doskonałe recenzje i już porównywana jest z największymi dokonaniami gatunku.
i co? mam tej płyty nie lubić? ona mi się po prostu zaj...iście podoba. to muzyka z zupełnie innej planety. warstwa tekstowa rzeczywiście może być kontrowersyjna, ale sama muzyka sprawdzi się i obroni w każdej sytuacji.

sobota, 1 sierpnia 2009

po prostu okażmy pamięć...

nasze umiłowanie klęsk wszelakich graniczy wręcz z masochizmem. to nie jest normalne. nie znam żadnego kraju, który z każdej niemal narodowej klęski robiłby święto godne narodzin nowej cywilizacji.
tak odbieram niestety całe zamieszanie wokół kolejne rocznicy Powstania Warszawskiego. przepraszam bardzo, ale co tu świętować? masową rzeź mieszkańców zahaczającą wręcz o ludobójstwo? głupotę i krótkowzroczność ówczesnych polityków i wojskowych pragnących sławy choćby i za cenę utopienia Warszawy we krwi?
rozgraniczam dwie rzeczy. niezłomność, bohaterstwo zwykłych mieszkańców oraz bezgraniczny cynizm polityków dla których los mordowanego miasta był niczym. liczyło sie tylko to, by ugrać swoje. tacy ludzie powinni stanąć przed sądem, a nie być w glorii chwały traktowani jak bohaterowie narodowi.
wiem, dziś łatwo rozprawiać na temat Powstania. ktoś powie, że trzeba było tam być. czuć to wszystko, przeżyć pięć lat najgorszego piekła w historii Polski. pewnie ma rację. dzisiejsza dyskusja o Powstaniu przypomina dyskusję o sytuacji w 88 minucie finału Mundialu, w którym nasza drużyna przegrywała 0-1 i jeden z naszych przestrzelił z 12 metrów. powinien strzelać czy podać do tyłu nadbiegającemu koledze? tylko, że po pierwsze wcale nie musiał go widzieć, a po drugie o czym wszyscy zapominają miał 1,5 sek. na podjęcie decyzji. więc co miał zrobić? nie wiem. tak samo jak nie wiem czy Powstanie było decyzją słuszną czy też nie.
to tyle. dziś jest 1 sierpnia. nie czas na rozpamiętywanie, kłótnie czy przepychanki. zamiast zwykłej pyskówki, która jak zawsze wychodzi nam najlepiej okażmy dzisiejszego dnia pamięć tym, którzy zginęli lub zostali zamordowani. tylko tyle. więcej niczego nie trzeba.

czwartek, 23 lipca 2009

POpyt na zachodnie ciuchy

próba przejęcia KDT musiała się skończyć tak jak się skończyła. wiadomo było, że kupcy dobrowolnie nie ustąpią. prezydent Warszawy też nie mogła ustąpić. wiadomo również kto to starcie wygra, gdyż po stronie Gronkiewicz-Waltz byli umundurowane zbiry z jednej z najbardziej bandyckich firm ochroniarskich no i oczywiście policja, która jeśli chodzi o łapanie prawdziwych bandytów wykazuje się zawodowym tchórzostwem, ale wobec dużej grupy niezorganizowanych, nieuzbrojonych często starszych ludzi może grać chojraków.
jest mi żal. żal mi, że władza musi się wyręczać prywatnymi bandytami dodatkowo płacąc im z państwowych funduszy. żal mi, że wzgęly polityczne jak zwykle wzięły górę nad dobrem mieszkańców.
przecież Plac Defilad to serce Warszawy. najdroższy, najbardziej atrkacyjny teren miasta. nie można pozwolić, by mogli z niego korzystać zwykli ludzie. najlepiej oddać te ziemie jakiemus muzeum. warszawiacy potrzebują go przecież o wiele bardziej niż miejsca gdzie mogą się nieźle i w miarę tanio ubrać.
nie jest żadną tajemnicą, że PO wszędzie gdzie rządzi likwiduje bazary. są one przecież zagrożeniem dla zagranicznych koncernów spożywczych i odzieżowych, które nawet nie chcą słyszeć o uczciwej konkurencji na naszym rynku. cała Polska ma należeć do nich i basta. jak widac maja one w PO doskonałego sojusznika.
śmiać mi się chciało jak słyszałem oburzoną opozycję. strasznie się oburzała na brutalność akcji policyjnej. tylko ani słowem nie wspomniała, że gdyby ona była u władzy postąpiłaby dokładnie tak samo, a rolę "dobrego wujka" grałaby PO nawołując kupców do walki w obronie swoich miejsc pracy i w ogóle kapitalizmu, wolnego rynku, różowych rajstop i cholera wie czego jeszcze.
kupcy byli na przegranej pozycji. teraz przez dwa lata będzie strasył pusty teren bo przecież nic w tym miejscu nie powstanie.
HGW osiągnęła kolejny cel. zlikwidowała kolejny bazar. dzięki temu więcej ludzi odwiedzi salony zagranicznych koncernów odzieżowych. a przecież o to chodzi. przy okzji przedstawi się kupców jako bandytów. pokaże się młodą policjantkę, która oberwała kamieniem ( a kto jej kazał zostawać psem"? ponosi teraz konsekwencję swojego wyboru). pokaże się jakiegoś menela, co to niby był wtedy pod KDT. usłużne pismaki zrobią swoje. wszyscy będą zadowoleni. a i hasło jakieś się pojawi "polska młodzież ubiera się w niepolskich sklepach". prawda jak fajnie?

poniedziałek, 13 lipca 2009

niebezpieczne portale...

...społecznościowe. rejestrujemy się na nich dla zabawy, przygody, rodziny, przyjaciół. chcemy poznawać nowych ludzi, wchodzić w nowe relacje, cieszyć się nowymi znajomościami. i wszystko pięknie gdyby nie jedno ale. właściwie nawet niejedno ale.
zauważyliście, że ostatnio coraz mniej pracodawców w ogłoszeniach prosi o list motywacyjny? samo CV im w zupełności wystarcza. oni wychodzą z założenia, że wszystkie potrzebne informacje znajdą na rożnych portalach. wchodzą na Naszą Klasę, na grono i mają to, co chcą. dobrze, że przynajmniej facebook jest dla nich niedostępny.
dlaczego takie portale mogą być niebezpieczne? każdy umieszcza tak jakieś informacje o swoim prywatnym życiu. o swoich poglądach, zainteresowaniach, posiadanych znajomych. wystarczy, że coś jest sprzeczne z poglądami pracodawcy i już można mieć kłopoty albo zostać odrzuconym w procesie rekrutacji. podam to na swoim przykładzie. nie miałbym oporów przeciwko zatrudnieniu kibica wrogiej drużyny czy osoby o innej orientacji seksualnej. ale już antysemita czy entuzjasta nazizmu nie miałby już u mnie szans. nieuczciwe? być może. niemniej jednak nie chciałbym płacić swoich pieniędzy osobie, która zrobi za ich pomocą faszystowskie szablony. czułbym, że dostarczam amunicji swoim wrogom. wystarczy mieć w profilu informacje, które nie spodobają się osobie rekrutującej i jest się na przegranej pozycji.
ale co w takiej sytuacji robić? po to się buduje profile na portalach, by dostarczać informacje o sobie. informacje te jednak mogą być wykorzystane przeciwko nam w mało spodziewanym momencie. mój stary kumpel otrzymał w czasie rozmowy kwalifikacyjnej pytanie " wśród znajomych na Naszej Klasie ma pan profil >lewica.pl<. może się pan z tego wytłumaczyć?". piekne pytanie, sami przyznacie.
sytuacje takie będą jednak nieuniknione. zanik prywatności i wykorzystywanie wszelkich danych. i tylko po co nam to było. piękne były czasy bez internetu, telefonów w każdym domu.
jednak nie zrezygnuję i dalej będę zarejestrowany na kilku portalach. choć doskonale wiem, że kilka zawartych tam informacji może mi znacznie utrudnić dostanie fajnej pracy.

środa, 1 lipca 2009

filozofia strachu

kolejny raz Trybunał Konstytucyjny stanął na wysokości zadania. odroczył bezterminowo rozstrzygnięcie czy stopnie z religii na świadectwie są zgodne z Konstytucją czy też przypadkowo nie. to, co dla większości społeczeństwa wydaje się (cytując belwederskiego klasyka) "oczywistą oczywistością" dla uczonych postaci z Trybunału już taką oczywistością nie jest.
pomyślmy. Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej gwarantuje wszystkim obywatelom wolność sumienia i wyznania (Art.53$1) oraz to, że nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawniania swojego światopoglądu, przekonań religijnych lub wyznania (art.53$7). wydaje się, że sprawa jest prosta jak lufa czołgu "Rudy". stopień z religii na świadectwie jest ujawnieniem moich przekonań religijnych. nie ma innej interpretacji tego faktu. oczywiście zaraz podniesie się obłędny wrzask fanatyków różnej maści, że oni nie mają nic przeciw i życzą sobie, by ujawniano ich przekonania religijne za pomocą stopnia na świadectwie szkolnym ich bądź ich dzieci. zapominają oczywiście o drobnym fakcie, że Konstytucja jest dla wszystkich obywateli i służy ich ochronie, szczególnie tych będących w mniejszości. zapominają, bo problem nie dotyczy ich. dotyczy kogoś innego, a to jakby problem nie istniał.bo problem jest problemem wyłącznie wtedy, gdy dotyczy mnie.
nie chodzi mi tylko o rodziny niechrześcijańskie czy też ateistyczne. chodzi mi też o rodziny niekatolickie, które często spotykają się z problemem odmowy przez szkoły wpisania na świadectwo ich dzieci stopni z religii uzyskanych w przyzborowym punkcie katechetycznym. bo dyrektorzy nie wiedzieli czy mogą wpisywać stopnie uzyskiwane poza terenem szkoły. ile w tym prawdy, a ile zwykłej złośliwości to tylko oni sami wiedzą. jeśli tak ma wyglądać w rzekomo demokratycznym państwie sytuacja mniejszości to ja dziękuję. nie wiem czy chcę w nim żyć.
decyzja Trybunału jest jak najbardziej tchórzliwa. wiadomo, przestraszyli się reakcji kościoła rzymskokatolickiego.przestraszyli się ataków i krzyków o "wszczynaniu wojny z kościołem" o "powrocie czasów stalinizmu" i tym podobnych bredni, których ludzie poważni, wykształceni i na wysokich stanowiskach w ogóle nie powinni brać pod uwagę. a jednak jak zwykle w przypadku, gdy w grę wchodzi konflikt z Krk odwaga dziwnie schodzi na psy, a służalczość zaczyna święcić tryumfy.
Trybunał jak każdy organ musiał znaleźć pretekst do odrzucenia sprawy. podano, że zbyt mało posłów podpisało się pod wnioskiem. no cóż, powód dobry jak każdy inny. tylko co powiedzą, gdy liczba podpisów będzie zgodna z ustawą? co wtedy wymyślą, by nie podpaść "wiodącej sile narodu"? chyba przyjdzie im złożyć dymisję i ten problem zostawić następcom.

piątek, 26 czerwca 2009

zapalmy świeczkę

właściwie trudno nie napisać niczego o śmierci Michaela Jacksona. nigdy nie byłem wielbicielem jego muzyki, traktowałem ją nawet jako symbol kiczu, ale trzeba stwierdzić, że sam Jackson wywarł olbrzymi wpływ na światową rozrywkę. był jednym z jej liderów, choć bardziej z tych komercyjnych niż artystycznych.
oczywiście nie był to artysta tej miary co Ray Charles, Otis Redding, James Brown, Marvin Gaye czy sam nieśmiertelny Elvis Presley. niemniej trzeba oddać sprawiedliwość, że był kimś ważnym. i takim pewnie zostanie zapamiętany. brukowe media będą się skupiać nad jego rzekomą pedofilią, ciągłymi operacjami plastycznymi, zmianą koloru skóry czyli nad wszystkim tym, co normalnych ludzi w ogóle nie interesuje.
tym wpisem chciałem tylko powiedzieć, że zmarł ważny artysta. a poza tym człowiek. więc nie mówmy i nie piszmy żadnych głupot. czasem lepiej pomilczeć.

ciekawostka: 100 największych piosenkarzy wszech czasów wg "The Rolling Stone".

http://www.rollingstone.com/news/coverstory/24161972/page/103

czwartek, 18 czerwca 2009

nie będzie już wolnego blogowania

chcą nam zafundować rejestrację blogów. że niby internetowy blog to gazeta. chcą by każdy blog był przypisany do konkretnej osoby. oczywiście rząd ustami pana Schetyny "zdementował" ową pogłoskę, ale nawet ćwierć inteligentny orangutan dobrze wie ile jest warte słowo polskiego ministra. mniej niż papier na którym zostało wydrukowane.
czyli jest to pewne. na jesieni zostanie uchwalona ustawa, która każe rejestrować każdego bloga. o co chodzi, ktoś spyta. ano o "wolność słowa". przecież nasi dzielni politycy już nie mogą znieść tych wszystkich rzeczy jakie o sobie czytają. przecież oni są nietykalni. mają immunitet. znaczy się nie można w żaden sposób źle o nich pisać. czyli najlepiej nie pisać w ogóle. przecież w żaden sposób nie da się o nich pisać dobrze. a gdzie stara PRowska zasada "niech piszą, co chcą byle tylko nie przekręcili nazwiska"? czyżby tak bardzo chcieli zaznaczyć swoją odrębność od normalnych ludzi, że potrzebują do tego prokuratorskiej ochrony? przecież każdy blogger nie mógłby być pewny swojego dnia. wystarczy najmniejsze słowo krytyki pod adresem jakiegoś polityka i już można się liczyć ze sprawą o zniesławienie.
oczywiście walka z wolnością słowa za pomocą proluratury jest jak najbardziej uznaną formą demokracji. taki kraj może liczyć na pełne uznanie i wpsracie społeczności międzynarodowej. w końcu politycy w każdym kraju zmagają się z problemami bezczelnej krytyki ich jedynie słusznych działań.
co można zrobić? w kraju takim jak Polska nic. nie powstanie żaden oddolny ruch obrony wolności w internecie. nie odbędzie się żadna demonstracja, żaden protest. ludzie poszemrają, poszemrają i zapomną. jesteśmy krajem totalnie obojętnym na nasze prawa. nie potrafimy o nie walczyć, nie potrafimy się upomnieć. władza o tym wie dlatego może robić na co ma ochotę.
a nam pozostanie jedynie życie w coraz bardziej orwellowskiej rzeczywistości. aż pewnego dnia obudzimy się i stwierdzimy, że kraj w którym zyjemy nie należy już do nas. a wtedy co? broń i do lasu? emigracja? czy całkowite przystosowanie się do nowej rzeczywistości.
od czegoś rząd musi zacząć. czemu nie od pełnej kontroli blogsfery?

poniedziałek, 15 czerwca 2009

idiotami łatwiej rządzić

jak PO zacznie coś grzebać przy edukacji wiadomą rzeczą jest, że nic dobrego nie może z tego wyjść. tym razem wzięli się za bezpłatne studia. nie jest żadną tajemnicą, że dla tej partii bezpłatne studia to jedno z największych bluźnierstw. bo przecież o co chodzi? ano o to, że hołota może dorwać się do tortu, który wg POpaprańców jest wyłącznie dla tych dobrze urodzonych. wiadomo, że dobre wykształcenie, dobre kwalifikacje mogą jeszcze coś ludziom pomóc. gdy nie będą mogli już ich zdobyć rządzące barachło odetnie ich od wszystkich stołków, które wg niego należą się wyłącznie ich bachorom.
obecna minister chce zakazać bezpłatnego studiowania drugiego kierunku. że niby ma to zwiększyć ilość bezpłatnych miejsc na studiach. tylko idiota nie zorientuje się, że jest to pierwszy krok w celu pełnej komercjalizacji studiów. teraz każą płacić za drugi kierunek, za dwa lata stwierdzą, że skoro płaci się za drugi to równie dobrze można płacić i za pierwszy.
cel tych działań powinien być dla wszystkich jasny. wyższe wykształcenie ma się stać luksusem dostępnym tylko dla wybranych. czyli dla tych z grubymi portfelami rodziców. oni rządzą w polityce, gospodarce, mediach i oni nie chcą by niższe warstwy społeczne wchodziły im w drogę. w końcu nie dla psa kiełbasa i biedota powinna znać swoje miejsce w szeregu.
potem wprowadzimy opłaty za szkołę średnią, potem za podstawową. i znów wrócą stare, dobre czasy. gdzie przybłędy kończyły trzy klasy szkoły powszechnej, tak by jedynie umieć się podpisać, a warstwa "dobrze urodzonych" miała wszystko, bo nie było ryzyka, że ktoś im ten tort zwyczajnie zeżre.
głosujmy na PO. będzie żyło się lepiej. kolegom

jałmużna? nie, dziekuję

płaca minimalna wzrośnie o całe 41 zł. takie są założenia rządu przedstawione w dzisiejszej Gazecie Prawnej. no normalnie tylko piać z radości. łaskawcy rzuca nam ochłap, niecałe 50o zł. rocznie i jeszcze będą kazali nam sobie dziękować. będą puszyć się jak pawie, będą w blasku fleszy rozpowiadać o tym jak wiele robią dla biednych ludzi zgadzając się na podwyższenie zarobków.
tylko, że my nie potrzebujemy jałmużny. nie chcemy, by rzucano nam pod nogi nędzny ochłap i jeszcze kazano nam za niego dziękować. przecież 41 zł,. to tyle, co nic. co możemy za to kupić? idź nawet do hipermarketu mając tę sumę w kieszeni. co kupisz?
tu nie chodzi o narzekanie. nie chodzi też o pogardę dla tych pieniędzy. chodzi o chamstwo, bezczelność tych wszystkich, którzy proponują nam ową jałmużnę. chodzi o to, że ludziom należy się godna płaca za uczciwą pracę. w naszym kraju wszyscy mogą liczyć na jakąś ochronę tylko nie oszukiwani i okradani pracownicy. ale czego się spodziewać. przecież u steru władzy są koledzy tych, którzy właśnie oszukują i okradają.
zobaczycie jeszcze protesty. jakim prawem rząd podwyższa płacę. jakim prawem każe mi, bym ze swoich prywatnych pieniędzy płacił swoim pracownikom i czemu tak dużo. usłyszycie jeszcze bandytów, złodziei i darmozjadów z tych różnych mafii prywatnych pracodawców, którzy zaczną płakać jak im ciężko, jak to rząd ich prześladuje każąc uczciwiej płacić za uczciwą pracę. oni są gotowi walczyć o każdą złotówkę, której nie będą mogli podarować swoim bachorom czy też współmałżonkom.
Polacy są niestety zbyt leniwi, zbyt tchórzliwi, by walczyć o swoje. niestety nie spodziewam się, by tak jak we Włoszech, w Grecji czy też Francji wyszły na nasze ulice setki tysięcy zdesperowanych pracowników. wyjdzie najwyżej sześć tysięcy. na nic więcej nas nie stać. więc nie płaczmy jak nam tu źle, bo to tylko i wyłącznie nasza wina.
póki się nie zorganizujemy, nie pokażemy naszej siły możemy liczyć wyłącznie na ochłapy po 40 złotych rocznie. albo i tego nawet nie dostaniemy.

krótki kurs demokracji

wiecie kiedy jest demokracja? demokracja jest wtedy kiedy wybory wygrywają ludzie akceptowani przez Stany Zjednoczone. dziwna odpowiedź, ktoś powie. niestety wystarczy przyjrzeć się ostatnim wydarzeniom. zawsze kiedy w jakimś kraju wygrywa ktoś nieakceptowany przez miasto Waszyngton zawsze słyszymy o możliwości fałszerstwa czy wręcz o pewności tego fałszerstwa. rozpoczyna się medialna nagonka na dany kraj, obrzydzanie ludziom legalnie przecież wybranej władzy. czasem można coś zrobić. zasponsorować zamieszki obalające tę władzę i doprowadzić do wybrania "odpowiedniego" kandydata. z takimi przypadkami mieliśmy do czynienia na Ukrainie i w Gruzji. można również postawić swoje wojska w "stan najwyższej gotowości" bojowej czyli jasno dać do zrozumienia demokratycznie wybranemu kandydatowi, że jednak jego wybór nam się nie podoba.
do napisania tego tekstu skłoniła mnie sytuacja w Iranie. nie trzeba być alfą i omegą, by się zorientować iż zwolennicy Musawiego byli niemal pewni swego. a czemuż to? proste jak lufa czołgu "Rudy". nawet jeżeli Ahmadineżad wygra te wybory nasi przyjaciele z Zachodu uznają je za sfałszowane. mając taką sytuację nie dziwne, że niczym się nie przejmowali i zaraz po ogłoszeniu wyników wyszli na ulicę. jakby od razu byli do tego przygotowani. wiadomo, przyjaciele z Zachodu już odpowiednio urobią opinię publiczną i przekonają, że dosżło do "fałszerstwa",
tak więc wygląda dzisiejsza demokracja. jeśli nie masz poparcia światowego mocarstwa każdy twój wybór okaże się "sfałszowany". w końcu wygrywać mogą tylko ci, co mają wygrać. każdy inny to populista, cwaniak, Nikodem Dyzma, krzykacz.
no, ale chcieliśmy demokracji. no to ją mamy.

sobota, 13 czerwca 2009

pastor of muppets


niektórzy krzyknęli "profanacja!". niektórzy powiedzieli "bezguście". zwłaszcza po katolickiej stronie, dla której każdej każde mówienie o ich biskupie Rzymu z pozycji "nie z kolan" jest przestępstwem samym w sobie.
czy mają rację? czy mogą wprowadzać cenzurę tylko i wyłącznie z racji, że fotomontaż tyczy ich idola?
katolicki biskup Rzymu jest funkcją publiczną. osoby pełniące takie funkcje muszą chcąc nie chcąc liczyć się z tym, że zostaną potraktowane "karykaturą przez grzbiet". nie ma tym nic zdrożnego, a tym bardziej nic złego. wszelkiego rodzaju protesty świadczą raczej o pewnym zasklepieniu umysłu w twardym pancerzu nie przepuszczającym zarówno światła jak i powietrza.
nie jestem zwolennikiem poprawności politycznej. nie jestem też za ustawową ochroną wizerunku przed wszelkimi jego naruszeniami. niestety decydując się na pełnienie pewnej, określonej funkcji trzeba brać pod uwagę społeczną reakcję na formę jej pełnienia.
w tym momencie wychodzi na jaw mentalność pewnych ludzi. pokazują oni swoją prawdziwa twarz i prawdziwe poglądy na takie tematy jak wolności i swobody obywatelskie. ważne jest tylko to, co my propagujemy, co my uważamy za istotne. wszyscy mają się nam podporządkować, a jak nie to uznamy ich za wrogów porządku publicznego. każdy ma się nam podporządkować jednak my nie musimy się nikomu. jesteśmy ważniejsi, mamy z założenia rację, głosimy jedynie słuszną prawdę i nikt nie może od nas niczego wymagać.
przyznaję, że ta karykatura (zresztą bardzo udana) B16 była tylko pretekstem do kilku rozważań. osoby, które są tym jakoś szczególnie oburzone powinny natychmiast wyluzować. Karolowi Wojtyle "założono" kiedyś prezerwatywę na nos. chodziło o jego stosunek do antykoncepcji, a zwłaszcza jego dwulicowości w sprawach tabletek. pozwalał on na używanie ich przez zakonnice na terenach na których z różnych przyczyn groził im gwałt. oczywiście rdzenne mieszkanki tych obszarów będące katoliczkami miały kościelny zakaz używania tychże tabletek mimo tak samo grożącego im gwałtu. ale wracając do owej prezerwatywy. tu rzeczywiście mogło być nieco 'niesmacznie". niemniej zrobienie z B16 fana Metalliki (coby nie mówić zespół zacny) nie jest rzeczą, którą należałoby piętnować.
ale czy nie ma w tym choć cienia prawdy? czy B16 nie jest takim "władcą marionetek"? wrzućcie na luz i zastanówcie się nad miłym spędzeniem dnia zamiast nad wymyślaniem dzikich protestów wobec nic nieznaczących problemów.

smutno

zielonoświątkowiec na katolickiej mszy rytu trydenckiego. nie, nic mi się nie pomieszało. zwyczajnie poszedłem na ślub kuzyna, który to zaplanował imprezę w kościele Bractwa Piusa X. nie powiem, bym się dobrze czuł. właściwie czułem się nawet źle. atmosfera była niestety całkowicie mi wroga. czułem się niemal jak w Matrixie nie wiedząc do końca co ja tu robię. kościół pełen bałwanów do których modlą się ludzie nazywający siebie chrześcijanami. w przedsionku literatura, która jawnie szerzy nienawiść wobec inaczej myślących. to wszystko w kraju, który doskonale wie, co to znaczy nawoływać do dyskryminacji z racji pochodzenia.
było smutno. rzekłbym bardzo smutno. może się mylę, może się nie znam, ale dla mnie chwalenie Boga to czysta radość. to prezentowanie tego, co się czuje do Niego. to przyjście do świątyni i podziękowanie Mu za wszystko, co dla nas uczynił. a tymczasem kolesie, którzy stali przed ołtarzem wydawali się pełni bólu i rozpaczy. jakby przychodzili w to miejsce ze strachu, pod przymusem. byli całkowitym zaprzeczeniem chrześcijanina, który powinien być człowiekiem radosnym, promieniującym szczęściem. radujcie się zawsze. powtarzam, radujcie się pisał apostoł Paweł do Filipian. tam nie widziałem radości. widziałem tam strach. nie wiem przed czym. przecież Bóg jest radością. Bóg jest pełen światła, pełen miłości. chce widzieć nas w pełni szczęśliwymi, a nie zasmuconymi.
doskonale rozumiem, że nasze wizje chrześcijaństwa diametralnie różnią się od siebie. wiem też, że powinienem pozwolić im iść własną drogą. mają do tego prawo. jednak smuci mnie, że ludzie ci nie potrafią odkryć kim jest Bóg. mało tego. każdego kto tego Boga odkrył potrafią zwyzywać od sekciarzy.
smutno, bardzo smutno.

poniedziałek, 8 czerwca 2009

wybory.. a jakby nic się nie zmieniło

najbardziej zadziwiającą rzeczą w wyborach jest to, że ludzie głosują na partie, które ich najbardziej doją. najpierw oddają głos na partię, która wydaje im się najbardziej atrakcyjna, a potem dziwią się, że żyje im się coraz gorzej. a jak ma się im żyć skoro wszyscy wokół tylko marzą by ich okraść. przecież doskonale wiadomo, że ci, którzy mają kasę mają ją od tych, którzy wyzyskują swoich pracowników. cały biznes daje pieniądze tym, co do których ma sto procent pewności, że ich nie skrzywdzą. następnie te partie pokazują w reklamówkach jakimi to są przyjaciółmi ludzi. przecież za ich rządów żyje się lepiej. a, że tylko kolegom... no cóż, akurat ta część spotu nie zmieściła się w kadrze.
póki ludzie nie pojmą, że rządzące elity są ich największymi wrogami sytuacja w ogóle się nie zmieni.w dalszym ciągu będą okłamywani, okradani, a wszelkie problemy będą uważane za skutek kryzysu na świecie, a nie bandyckiej polityki prowadzonej w naszym kraju.
poraża również brak jakiejkolwiek refleksji nad tym, kto tak naprawdę jest winien. głosy dostały partie, które po kolei odpowiadają za nędzę i upadek tego kraju. to co nas czeka w najbliższej przyszłości? ile jeszcze lat będziemy płacić za woje wybory? tylko tym razem nie mamy prawa narzekać. w końcu sami wybraliśmy swoją przyszłość.
a jak zamkną kolejne zakłady pracy i wyrzucą na bruk kolejne tysiące podziękujemy sami sobie. w końcu nikt nie zna się na polityce tak dobrze jak Polacy

niedziela, 31 maja 2009

nie zasmucajcie Ducha...

31 maja. niedziela zasłania Ducha Świętego. to od tego wszystko się zaczęło. górna izba w której grupa wystraszonych ludzi oczekuje zgodnie z poleceniem Nauczyciela. czekają na obiecanego Pocieszyciela. i nagle zaczynają mówić innymi językami. nagle zaczynają dziać się rzeczy wielkie.
warszawskie kościoły ewangeliczne co roku gromadzą się w ten dzień na wspólnym nabożeństwie. jest to okazja, by w tym oficjalnie wyłącznie katolickim kraju zamanifestować swoją obecność. pokazać, że wbrew aktualnej propagandzie byliśmy, jesteśmy, będziemy. jest to także wielka okazja do wspólnej modlitwy, głoszenia słowa i wzajemnego wspierania się.
jednak jak co roku coś jest nie tak. każdego roku ktoś się wyłamuje. wiem, że zbory są autonomiczne. wiem, że dysponują sporą dawką niezależności. jednak uporczywe trwanie oddzielnie nie jest niczym dobrym. czy specjalnego gościa trzeba zapraszać akurat w tę niedzielę? czy koniecznie właśnie w tę niedzielę trzeba planować wspólny, zborowy wyjazd do Pcimia Dolnego? odpowiedź jest oczywista. nie trzeba. a jednak ktoś to robi. ktoś świadomie torpeduje działania wspólnotowe mające na celu oddawanie Bogu chwały. pytanie w jakim robi to celu. nie wiem i w zasadzie mnie to nie interesuje. wiem natomiast, że to jest złe. że zasmuca Ducha. w pełni solidaryzuję się z moim pastorem Arkiem Kuczyńskim, który na zakończenie nabożeństwa modląc się przepraszał Boga za takie, a nie inne nasze zachowanie. bo to się Bogu na pewno nie podoba. nie trzeba być teologiem, by to czuć, więc czuję się uprawniony do napisania tych słów.
czemu tak się dzieje? czemu ludzie stawiają własne ambicje, własne animozje nad ewangeliczny zakaz czynienia rozłamów? czemu jako chrześcijanie jesteśmy tak bardzo podobni do pozostałych Polaków, którzy nie widzą niczego poza czubkiem swojego nosa? czy nie można czynić już niczego, co wymagałoby od nas chwilowego zrzeczenia się własnej chwały? naprawdę odnoszę takie wrażenie, że są pastorzy, którzy pełnią wolę nie bożą, a swoją. i bardzo nad tym boleję. bo w ten sposób daleko nie zajedziemy. ktoś nas później z tego rozliczy. pamiętajcie o tym. pamiętajcie też , że rozdwojony dom długo się nie utrzyma. pamiętajcie, że modlitwa podzielonych może nie zadziałać.
tylko do kogo będziecie mieć pretensje? do Boga, bo znów nie wysłuchał? do innych, bo znów zawiedli? czy do siebie, że swoim działaniem doprowadzacie do podziałów? zapytajcie Boga, a odpowiedź otrzymacie na pewno.

środa, 27 maja 2009

mała przerwa

a tak. właściwie czemu nie? przecież nie można ciągle pisać dużo i długo. nie mogę być ciągle na najwyższych obrotach bo bym musiał sięgnąć po dragi. a przecież nie o to chodzi.
pojawia się problem wielu bloggerów. znajomi domagają się nowych tekstów. ale przecież trzeba mieć o czym pisać. polityka? ciągle to samo. religia? sam nie wiem, co na razie pisać. społeczeństwo? ciągle nic nie warte.
choć mała przerwa może nie tak do końca. piszę. wróciłem do uprawiania małych form prozatorskich. są to na razie szkielety tekstów, na których będę wieszał akcję. kupiłem tom opowiadań Stephena Kinga "Po zachodzie słońca". perełki. wiem, że to bezczelna reklama za którą mi zresztą nikt nie zapłaci, ale ten tomik spowodował mój powrót do pisania. i się cieszę z tego.

czwartek, 14 maja 2009

walka trwa

boją się. najwyraźniej się boją. zaczyna się szkalowanie, opluwanie Polskiej Partii Pracy. że niby totalitarna, wywodząca się z faszyzmu, nawołująca do terroryzmu. nikomu nie przeszkadzają nazistowskie witryny. nikomu nie przeszkadza rasizm, antysemityzm, ale także syjonizm na terenie naszego kraju. przeszkadza grupka ludzi walcząca o godne życie, o swoje pensje, o przyszłość swoją i swoich dzieci.
propagandowe pismaki aż się płaszczą, by dokopać nowemu wrogowi. nie mogą z nim rozmawiać, bo jak tu odpowiadać na takie argumenty. mogą więc go opluć, znieważyć. ofiara i tak się nie obroni, bo nikt ich nie wpuści do żadnego studia. a pozew sądowy zostanie oddalony z powodu "nie stwierdzenia znamion przestępstwa". tak się dziś załatwia takie sprawy.
nie wystarczy totalna blokada informacyjna. trzeba jeszcze maksymalnie obrzydzić partię, której nie można przecież przeciwstawić żadnej merytorycznej krytyki. przodują w tym zwłaszcza pismaki pewnego faszyzującego brukowca, którzy już kilkakrotnie przygotowali o PPP szkalujące ją materiały. ale to przecież "w obronie demokracji". bo jak powszechnie wiadomo demokracja jest wyłącznie wtedy jak wybory wygrywają ci, którzy mają je wygrać. bo jak wygrywają inni to znaczy, że naród "nie dorósł do demokracji".
niektórzy się mocno zdziwią. a inni nie zapomną i nie przebaczą.

czwartek, 7 maja 2009

21


coś się zaczyna w tym kraju zmieniać. to już nie jest jak 20 lat temu kiedy wszyscy omamieni blaskiem kapitalizmu i krociowymi zyskami jakie osiąga się w tym mitycznym systemie pozapominali, że są ludźmi i należą się im jakieś prawa. prawo stanowił ten, kto inwestował, kto miał kasę. zupełnie jak na Dzikim Zachodzie.
jednak Polacy już nie dają się tak robić w balona. walka robotnicza dotarła już i do nas. protesty jakie w ostatnich miesiącach ogarniają nasz kraj mogą być zaczątkiem czegoś nowego. czegoś, co zmieni tę rzeczywistość. oczywiście są i tacy, którzy w to powątpiewają. którzy protestujących nazywają zadymiarzami. tak samo powątpiewali ci, którzy rządzili w tym kraju 30 lat temu. a jednak historia pokazała, że przegrali. i ci również przegrają. bo gniew ludu to straszna siła przed którą nie ma ratunku. przekonali się o tym rządzący w Ameryce Łacińskiej kiedy jeden kraj po drugim przechodził w ręce nie obcego kapitału, a swoich obywateli. oczywiście nazywa się ich populistami, komunistami, a agentów CIA nazywa się legalną opozycją.
dziś taki sam ruch tworzy się w Polsce. ruch, który ma na celu konsolidację środowisk pracowniczych, wspólną obronę przed wyzyskiem, wywalczenie praw należnych każdemu człowiekowi wyłącznie z racji bycia człowiekiem, a potem w przyszłości być może sięgnięcie po władzę. skoro na kontynencie latynoamerykańskim się udało czemu ma się nie udać u nas.
naprawdę zadziwiające jest, że premier rządu nazywa ludzi walczących o swoje prawa zadymiarzami. chamstwo, buta i arogancja jakie są udziałem obecnych elyt porażają. tak mówili stalinowscy aparatczycy. tak mówił Franco, Mussolini. tak mówili wszyscy ci, którzy normalnych ludzi mają za nic nie warte śmieci. jedne mówi do ludzi "zadymiarze". drugi mówi do człowieka "spieprzaj dziadu". trzeci mówi do podtopionych rolników "trzeba się było ubezpieczyć". głupota rządzących jest porażająca. kiedyś za to zapłacą. i po to między innymi powstaje ten ruch. by pokazać ludziom, ze istnieje droga wyzwolenia. że mogą się zorganizować i wygrać. że już nikt nigdy ich nie upokorzy.
21 postulatów. jak w 1981. jak wtedy tak i dziś potrzeba konkretnej realnej zmiany. zmiany faktycznej a nie tylko papierowej. przeczytajcie je. zastanówcie się o czym tak naprawdę mówią. czego chcą ludzie, którzy je napisali. bo może się okazać, że chcecie dokładnie tego samego.

sobota, 2 maja 2009

1majowa impresja

1 Maja. zawsze z dużej litery. święto ludzi pracy, wszystkich okradanych, wyzyskiwanych, pogardzanych, poniewieranych. święto tych, którzy nie mogą liczyć na godziwa pracę i płacę. których nikt nie obroni, gdyż represyjne organa tego państwa zawsze stoją za tymi, którzy wyzyskują. nigdy odwrotnie.
jak co roku ludzie wychodzą na ulice. jak co roku wychodzą ci sami. ci, którzy jeszcze w coś wierzą, jeszcze coś chcą zmienić. inni nie wierzą. albo myślą, że nic nie da się zrobić. są bezwolni, apatyczni. bezkrytycznie przyjmują wszystko, co ich spotyka.idealni pracownicy epoki kapitalizmu.
jak co roku propaganda obrzydzająca to Święto. że niby komunistyczne, niegodne człowieka, nieprzystające do dzisiejszych czasów. oczywiście ani słowa o prawdziwych korzeniach Święta ani o przyczynach, które doprowadziły do jego obchodów. chyba przez usta wielu by nie przeszło, że wywodzi się ono z ich ukochanych Stanów Zjednoczonych, gdzie w XIX wieku robotnicy byli tak samo wyzyskiwani jak dzisiaj w Polsce. tylko, że u nas się jeszcze do nich nie strzela. pytanie tylko jak długo.
jak cp roku swój pochód robiła partia w dużej mierze odpowiedzialna za dzisiejszy kryzys i dzisiejszą sytuację. SLD, bo to o nich mowa jak nie jest u władzy kreuje się na wielkich obrońców świata pracy. robi manifestacje, pochody, wydaje odezwy. jak przypadkiem do tej władzy wróci zaraz robi dokładnie to samo, co ich przed chwilą opluwani poprzednicy. w tym roku jednak nawet SLD przekroczyło pewna miarę. neoliberalna partia robiąca pochód pod hasłem "nie będziemy płacić za wasz kryzys" to już prawdziwe plucie w twarz ludziom pracy. przecież to nikt inny jak niegdysiejsi towarzysze są współodpowiedzialni za dzisiejszą sytuację. to oni wprowadzali ustawy i zmiany na korzyść bandy darmozjadów i wyzyskiwaczy, zwanych w tym kraju szumnie "pracodawcami". dziś, kiedy znów są w opozycji zdają się o tym zapominać i kreować się na obrońców tych, których jeszcze kilka lat temu masowo wysyłali na bezrobocie. zaopatrzyłem sie w dzisiejszą Trybunę. po czym poznać, że SLD jest w opozycji? ano po tym, że chwali demonstrantów występujących przeciwko rządowi. w tym numerze oczywiście chwali swoją demonstrację, ani słowem nie wspominając o ukradzionym haśle, które jest hasłem wyzyskiwanych, a nie wyzyskiwaczy.
zawsze zadziwia mnie jak to w tym kraju ludzie nie dość, że nie potrafią upominać się o swoje prawa to jeszcze głosują na tych, którzy mają ich za nic. mówiąc inaczej oddaję głos na kogoś, kto za rok czy dwa wyśle mnie na bezrobocie czy pod most. ludzie mówią, że demonstracje nic nie dają. jednak na zachodzie Europy kiedy w pochodach potrafi wziąć udział nawet 1,5 mln osób one mają sens i przynoszą zmiany. pracodawcy i rząd widząc takie tłumy na ulicach po prostu muszą się z nimi liczyć. u nas nie muszą. więc nie narzekaj na swoją sytuację, bo samemu się na to godzisz.
1 Maja jest jednym z najważniejszych świąt w roku. nie pozwólmy, by został zapomniany tak jak chce tego obecna władza. pamiętajmy, że to co złe dla władzy jest dobre dla nas. a to w końcu nasze racje i nasze prawa są najważniejsze. wszystko inne to tylko dodatki, których wcale nie musi być.

czwartek, 23 kwietnia 2009

całkowity brak wyobraźni

zapadł wyrok skazujący milicjantów strzelających w kopalni Wujek na kary długoletniego więzienia. wyrok ten oznacza tylko jedno. od tej pory każdy funkcjonariusz państwowy używający zgodnie z prawem i procedurami broni może za jakiś czas być uznany za przestępcę. niezbyt dobrze wróży to naszemu bezpieczeństwu. wielu policjantów może odmówić użycia broni w sytuacji, gdy nie będzie innego wyjścia. strach o własną przyszłość może być ważniejszy. dziś kogoś zastrzelę, a za osiem lat wybiorą premiera, który postawi mnie przed sądem.
sąd wykazał całkowity brak wyobraźni. nie pierwszy zresztą i zapewne nie ostatni raz. ale jak to zwykle bywa. poświęca się płotki, a grube ryby pozostają bezkarne.
pamiętaj o tym policjancie zanim kiedykolwiek naciśniesz spust.

zwykłe ludzkie odpadki

miałem to już napisać znacznie wcześniej, ale jakoś nie było czasu. spłonął hotel socjalny w Kamieniu Pomorskim. to wiemy. chodzi o to w jakie warunki spycha się tych, którym nie udało się w życiu. może przyczyny nie są do końca ważne. ktoś miał pecha. życie nie potoczyło się tak jakby tego chciał. i ląduje w miejscu, które nie nadaje się do zamieszkania. ludzie na to jednak idą, gdyż taki hotel chyba lepszy niż kanał czy altanka na działkach.
przypadek Kamienia świadczy jednak o tym, że takich ludzi traktuje się jak odpadki. nikomu nie są potrzebni, można z nimi zrobić co się tylko chce, a oni i tak powinni nas całować po rękach, że w ogóle się nimi zajęliśmy. to nie tak ma być. każdy ma prawo do normalnego życia. ten hotel nie składał się z samych meneli, którzy myślą tylko o piciu. tam żyli też normalni ludzie, którzy myśleli jak z tego wyjść. nie dane im było tego uczynić, bo jakiś urzędnik uznał, że takie warunki im wystarczą. że nie potrzeba im lepszych. że powinni i z tego być zadowoleni.
a na koniec mała uwaga. zobaczcie jaki to chory kraj. zardzewiała bramka zabija dzieciaka na placu zabaw. kontrolujmy wszystkie place zabaw. wadliwa sygnalizacja świetlna spowodowała śmierć pięciu ludzi. kontrolujmy wszystkie sygnalizacje świetlne. spłonął hotel socjalny. kontrolujmy wszystkie hotele. czy tego naprawdę nie da rady robić na bieżąco? czy trzeba czekać na kolejny wypadek, by komuś chciało się ruszyć dupę?
czy w końcu ludzie pokażą, co naprawdę sądzą o tych sprawujących władzę? czy gdyby do wyborów poszło 9% uprawnionych nie byłoby to wotum nieufności? byłoby, ale wybory są ważne bez względu na frekwencję.
czy płonący hotel w Kamieniu nie może stać się stosem pogrzebowym wszystkich, którzy nie nadają się do sprawowania władzy?

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Klara odeszła

odeszła jedna z moich myszek. była ze mną od listopada. od samego początku była taka jakaś apatyczna, osowiała. myślałem, że myszy jak ludzie. jedna jest nadpobudliwa, druga apatyczna. może jednak była chora, a ja tego nie zauważyłem. ale normalnie jadła, piła, dawała się brać na ręce, wchodziła po ramieniu zupełnie jak jej towarzyszka. tylko taka jakaś smutna i osowiała była. druga jakby nie zauważyła jeszcze jej nieobecności.
jutro kupię drugą myszkę. też będzie jej Klara

niedziela, 12 kwietnia 2009

święta. czy ktoś wie o co chodzi?

prawie 2 tyś. lat temu w Palestynie dokonało się najważniejsze wydarzenie w historii ludzkości. Bóg posłał na ziemię swojego Syna, by Jego krew odkupiła na zawsze nasze grzechy. Jezus Chrystus umarł dla naszego zbawienia i zmartwychwstał, by pokazać, że można pokonać śmierć.
niestety, w naszym kraju traktuje się to tak lekko, na luzie, z kompletnym przymrużeniem oka. po prostu kolejne święta, czas kiedy możemy się upić, najeść ponad miarę, w którym możemy przestać myśleć o otaczającym nas świecie i oddać się całkowicie zabawie.
Polska to podobno chrześcijański kraj. piszę "podobno", bo ani chrześcijański, ani nawet katolicki. a przecież to mają na myśli mówiąc "chrześcijański". jednak nie ma tu ani grama reelekcji nad tym czym te święta naprawdę są. życzymy sobie zwyczajnie "wesołych świąt" nie zwracając żadnej uwagi na to, co mówimy. owszem, mamy się radować, ale nawet nie wiemy dlaczego. nie dlatego, że są święta, ale dlatego, że Jezus Chrystus umarł dla naszego zbawienia. nie po to byśmy mogli wypić kolejną wódkę, zjeść kolejną kiełbaskę tylko po to, byśmy mogli przejść ze śmierci do życia. niestety każde święta w tym kraju to zwyczajnie okazja do zabawy. refleksja zostaje z tyłu, bo przecież nie ona jest ważna. nie sądzę, by wiele ze spytanych osób wiedziało, o co tak naprawdę chodzi z tymi świętami " no, spotykamy się z rodziną przy śniadaniu, jemy święconkę, a następnie pijemy wódkę. wieczorem pójdzie się do kościoła i tak chyba wyglądają nasze święta".
dlaczego sztuczna i wymuszona religijność zasłania nam prawdziwy obraz tych świąt? czy dlatego, że należałoby się zmierzyć z prawdziwym obrazem zmartwychwstałego Boga i porównać go do naszego życia? czy dlatego, że tak zostaliśmy wychowani i nic nie wiemy o tym co się tak naprawdę wydarzyło?
jajko, zajączek, wiadro wody. tylko z tym kojarzą nam się te święta? tylko to uznajemy za ich symbol? tylko...?

piątek, 27 marca 2009

nie będziemy płacić za wasz kryzys!

Gazeta Wyborcza to dziwna gazeta. ale to w zasadzie wiedzą wszyscy. zwykła neoliberalna gadzinówka popierająca zwyczajnych darmozjadów, za nic mająca ludzi żyjących z pracy własnych rąk.
górnicy chcą podwyżek. i dobrze, że chcą. skoro firma w której pracują czyli Jastrzębska Spółka Węglowa przynosi same zyski to należy się tymi zyskami podzielić. a z kim należy się podzielić? z tymi, którzy ten zysk (dosłownie) wyciągają spod ziemi. czyli z górnikami.
chyba proste jak konstrukcja cepa. ale nie dla prezesów spółki ani liberalnych propagandzistów GW. dla nich oczywistym jest fakt, że zyski są dla prezesików, a nie dla roboli. robol zgodnie z nazwą jest zobowiązany zapi...alać i siedzieć cicho kiedy stada darmozjadów w prezesowskich pokojach będą się dzielić wypracowanym przez niego zyskiem.
zawsze tak było. nigdy nie znajdywały się pieniądze na podwyżki. zawsze były ważniejsze sprawy. nowe meble do gabinetów, wyjazd do Singapuru na tamtejszą konferencję. teraz mają w ręku nowy argument. kryzys. jak jest kryzys to nie dajemy podwyżek. pytanie kiedy dajemy? przed kryzysem nie, bo potrzeba kasy na rozwój. w czasie kryzysu nie, bo jest kryzys.
pismaki z GW wiedzą co trzeba napisać. zawsze winni są związkowcy. zamiast siedzieć cicho i prezesa po łapach całować za łaskę pracy śmią domagać się lepszych warunków, wyższych płac. nie rozumieją, że są tylko nic nie wartymi kosztami pracy. dzisiaj nie ma pracowników. są zasoby ludzkie. tak jak zasoby gumiaków, węgla na opał, ludźmi można się jeszcze przejmować, zasobami już nie trzeba.
to, że GW zawsze szczuje przeciwko pracownikom to całkiem naturalne. w końcu reprezentuje ona wielki biznes czyli coś co zawsze będzie przeciw ludziom. to, że ludzie to kupują i łykają jest już mniej zrozumiałe. to w końcu popieranie gazety, która w odpowiednim momencie założy im pętlę na szyję.
za obecny kryzys odpowiadają jak zwykle elity finansowe, które jak zwykle chciały więcej, więcej i jeszcze więcej. kiedy ta bańka pękła okazało się, że nie ma komu za niego płacić. ofiary jednak szybko się znalazły. to zwykli pracownicy na których darmozjady postanowiły odkuć sobie swoje własne niepowodzenia finansowe.
kapitalizm to zorganizowana przestępczość. to powinno być ścigane prawem z oskarżenia publicznego. odpowiedz na jedno pytanie. dlaczego zyski się prywatyzuje, ale straty nacjonalizuje? dlatego, że za kryzys masz zapłacić ty, a nie ten, co go wywołał. on jest od zgarniania kasy, a ty od zaciskania pasa, gdy on tę kasę straci. zawsze w ostatecznym rozrachunku to ty będziesz winien. bo domagałeś się swoich praw, wyższej pensji, większej premii. mydła w łazience czy butelki wody w kuchni. zapamiętaj, podajnik mydła i zgrzewka wody mineralnej wykopały grób twojej firmie no i muszą cię teraz zwolnić. było się o co rzucać? ręce można było myć samą wodą, a pić kranówkę. ile razy darmozjad stawał przed tobą i szczekał takie głupoty? on ma garnitur od Gucciego, a ty dres z bazaru od Ukraińców.
dlatego jak widzę pismaków smażących peany na cześć zbrodniczego systemu to zastanawiam się czy żyję jeszcze w normalnym kraju czy już w jakimś Matriksie, gdzie wojna to pokój, a wolność to niewola. całe szczęście to środowisko szczekających kundli również dotknęło "dobrodziejstwo" zbrodniczego systemu. również tam dokonują się zwolnienia. i nagle pismaki doznały olśnienia. że kapitalizm to nie tylko samo dobro, ale również wiele zła. jednak ci, którzy zostali tym bardziej zajęli się chwaleniem owego systemu, który przemaglował i wypluł ich kolegów. czy nie przypomina wam to sytuacji z czasów stalinizmu? im kto bardziej się bał tym głośniej krzyczał na pochodach.
nie będziemy płacić za wasz kryzys. to wasz problem, waszych żon i dzieci. to one staną się bezdomne, one nie ukończą szkół, one wylądują w przytułku. nie mieszajcie nas do swoich zabaw. my mamy własną piaskownicę, gdzie nikt nikogo nie wyzyskuje, a wszyscy są równi. ale wy czegoś takiego nawet nie zrozumiecie. w waszym świecie zawsze ktoś musi być ofiarą. tak bardzo kochacie swój kapitalizm?. zapamiętajcie. człowiek bez kapitalizmu jest jak ryba bez roweru.

wtorek, 24 marca 2009

prowokacja czy głupota?

w Szkocji doszło do ataku na dom Artura Boruca. incydent niewątpliwie przykry niemniej niektóre środowiska w naszym kraju próbowały dorobić do tego obłąkańcza ideologię. otóż ataku dokonali protestanccy terroryści (?!), którzy nienawidzą naszego bramkarza za jego katolicyzm.
no cóż, nazywanie "terrorystami" ludzi tylko dlatego, że atakują oni katolika jest chyba bardzo dużym nadużyciem. zwłaszcza, że wielu w Polsce jak tylko może unika nazywania terrorystami irlandzkiej IRA tylko z uwagi na jej katolickie korzenie. a chyba IRA ma na swoim koncie znacznie bardziej spektakularne akcje niż rzucanie cegłami w czyjś dom.
pewien brukowiec posunął się nawet od zamieszczenia zdjęcia kibiców Rangers z podpisem "protestanccy kibice Glasgow Rangers cieszą się ze strzelenia bramki katolickiemu Celticowi". naprawdę trudno o większą głupotę i ciasnotę umysłu.
niedługo dojdzie do sytuacji w której za samą krytyczną wypowiedź o kościele katolickim człowiek zostanie nazwany "terrorystą", naprawdę trudno czasem dociec w jakim się mieszka kraju. czy w kraju gdzie każdy człowiek może liczyć na ochronę i szacunek czy też w kraju, gdzie segreguje się ludzi ze względu na ich światopogląd?
nazywanie we wspomnianym brukowcu Belfastu miastem "podzielonym, gdzie katolicy i protestanci ledwo się tolerują, a napięcie wyczuwane jest na każdym kroku" nie jest chyba najlepszą reklamą owego miasta i czekającego nas już w sobotę meczu.
ataku na dom Artura Boruca nie dokonali "protestanccy terroryści" jak to chcą niektóre media. dokonali go piłkarscy chuligani, którzy być może dorabiają sobie religijną ideologię. ale to tylko pod publiczkę, co w Polsce powinno być doskonale zrozumiałe. w naszym kraju również masa ludzi, w tym polityków robi sobie z katolicyzmu wyłącznie ideologię mającą im pomóc w życiu czy też w karierze. i nikt ich za to nie gani. widocznie niektóre zachowania tolerujemy, a innych już nie.