Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 24 lutego 2009

watykański samobój

od śmierci Karola Wojtyły kościół rzymskokatolicki kierowany przez jego najbliższego współpracownika Ratzingera wycofuje się na pozycje sprzed soboru watykańskiego drugiego. pierwsze symptomy były widoczne jeszcze za kadencji K.W. słynna deklaracja Dominus Iesus, która niekatolikom odbierała prawo do nazywania się Kościołem jest tego najlepszym przykładem.
zdjęcie ekskomuniki z lefebrystów stawia pod dużym znakiem zapytania dalszy los instytucji z siedzibą w Watykanie. przyjmuje się do swojego grona ludzi, którzy nie uznali soboru watykańskiego i dzielnie trwają na stanowisku, że jak kościół katolicki to wyłącznie ten przedsoborowy.
ktoś spyta po co to piszę? przecież zawsze deklarowałem, że kościół katolicki jako instytucja jest całkowicie poza sferą moich zainteresowań, więc nie powinienem się martwić tym, co robią, mówią i głoszą. niby tak, ale z drugiej strony oni cały czas opowiadają się za jakimś dialogiem i porozumieniem. jednocześnie przyjmują do swojego grona grupę dla której taki dialog to rozmowa z "heretykami". i tu trzeba się jakoś określić.
osobiście uważam, że powrót lefebrystów do kościoła katolickiego to wydarzenie bardzo pozytywne. oznacza to, że Watykan powoli zrzuca maskę jaką od wielu lat miał na sobie. już nie będzie fałszywych deklaracji o wzajemnym zrozumieniu, szukaniu tego, co łączy. już nie będzie wzajemnej wymiany uprzejmości i udawaniu jak to się drugą, niekatolicką stronę szanuje.
w szeregach kościoła katolickiego są ludzie dla których innowierca to potępiony heretyk i odstępca od jedynej, prawdziwej wiary. teraz już nie będzie udawania, że "wszyscy jesteśmy tacy sami".
wystarczy przypomnieć postać bardzo szanowanego przeze mnie katolickiego teologa (a to się moi wrogowie zdziwią) księdza Wacława Hryniewicza. wystarczyło, że ksiądz profesor Hryniewicz skrytykował negatywną postawę Watykanu wobec innych wyznań chrześcijańskich a już się stał wrogiem jak nie przymierzając Jan Hus czy Marcin Luter. sam ten fakt świadczy o tym jak bardzo rzeczywista postawa Watykanu jest daleka od tej deklarowanej.
teraz czeka nas spektakl hipokryzji. z jednej strony Watykan dalej będzie "ekumeniczny" z drugiej zaś ciągle będzie się obawiał reakcji lefebrystów, którzy przecież nie ukrywają chęci "nawrócenia" Kurii rzymskiej na "prawdziwy katolicyzm".
dlatego też nie ukrywam swojego zadowolenia z tej samobójczej bramki jaką Watykan sobie wbił. przynajmniej wiem, że każdy pozytywny gest z jego strony będzie gestem fałszywym. ze swojej strony nie muszę już silić się na jakieś uprzejmości. przyjmując powtórnie lefebrystów Watykan automatycznie wyłączył się z ruchu ekumenicznego.
absolutnie nie ma czego żałować.

derby

wszyscy znamy historię o Dawidzie i Goliacie. z góry skazany na porażkę zwykły pasterz kontra najpotężniejszy wojownik filistyński. wiadomo było jak to miało się skończyć, a wszyscy wiemy jak naprawdę się skończyło.
w ubiegłą środę mieliśmy takie starcie Dawida z Goliatem w Primera Division. na gigantycznym Camp Nou doszło do derbów Barcelony. na przeciw siebie stanęły jedenastki FC Barcelona i Espanyolu Barcelona.
piłka nożna ma dwie wielkie prawdy, które sprawdzają się coraz częściej. "nazwiska nie grają" oraz "derby rządzą się własnymi prawami". skazywany na pożarcie Espanyol zagrał wszystkim na nosie i "pojechał" Barcę 2-1. obie bramki zdobył zawodnik kiedyś nie chciany w obozie rywala.
piszę o tym, by zaznaczyć, że nie zawsze wszystko toczy się według jakiegoś standardu. piszę to też jako kibic Espanyolu. taki mały przerywnik w ferworze codziennego życia.
pamiętaj, że tak jak Espanyol ty też nie musisz przegrać. że na tym świecie jest dla ciebie i miejsce i sens. Bóg ma plan dla każdego człowieka. wystarczy tylko skorzystać. a wtedy będziemy się cieszyć jak zawodnicy Espanyolu. bo udało nam się coś, co nie miało się udać. wygraliśmy z tym światem, pokonaliśmy śmierć i odbierzemy należny nam wieniec. pamiętaj o tym. każdego dnia masz szansę. i tylko od ciebie zależy czy ją wykorzystasz.

odwaga doby internetu

życie z katolikami w jednym kraju jest jednak zadaniem niezwykle trudnym. człowiek nie ma pojęcia jak ich zadowolić. nie podejmuję dyskusji to znaczy, że się wywyższam. podejmuję ją czyli wszczynam burdy. bardzo dobra taktyka na wszelkich znienawidzonych rozmówców. widocznie katolicyzm powoduje tak silne rozchwianie psychiczne, że wypracowanie spójnej formuły dialogu wydaje się niemożliwe lub przynajmniej w znacznym stopniu utrudnione.
anonim zarzucił mi w komentarzu, że wszczynam burdy i sieję nienawiść. jednak anonimowość daje duże poczucie bezkarności. jak widać w dobie powszechnego dostępu do internetu odwaga gwałtownie staniała. jak nie przymierzając złoty na rynkach walutowych. sieć jest jak papier. przyjmie każdą brednię.
zdaje się, że mój miły anonimowy interlokutor pisząc, że "wszczynam burdy" miał na myśli fakt, że zwyczajnie w wielu sprawach nie zgadzam się z katolickim punktem widzenia. w ich mniemaniu "dyskusja" ma polegać na tym, że we wszystkim mam się z nimi zgadzać. posiadania własnego zdania to już "wszczynanie burd". kiedy się z nimi zgadzam jestem miłym i pożądanym rozmówcą. kiedy jednak mam własne zdanie wprowadzam niemiły zgrzyt w zgodnym chórze głosów. . ujawnianie własnych poglądów w środowisku przesiąkniętym inkwizycyjnym zamiłowaniem do tolerancji i wolności słowa to zbrodnia wręcz niewybaczalna.
nie na darmo mówi się, że partia komunistyczna jest polityczną wersją kościoła rzymskokatolickiego. też obowiązywała jedynie słuszna linia wszelkiej prawdy, bałwochwalcze uwielbienie dla przywódców, fanatyzm w wychowywaniu młodzieży. "odstępcy" również byli posyłani do piachu. jak widać przywódcy ruchu komunistycznego mieli się od kogo uczyć.
nie wiem czemu miały służyć te komentarze. mam nadzieję, że następnym razem nasz bohater/ka znajdzie w sobie choć tyle odwagi cywilnej by się podpisać. tym samym udowodni, że życie z katolikami w jednym kraju może być zadaniem choć odrobinę łatwiejszym

niedziela, 22 lutego 2009

wojna to pokój

wmawiają nam, że to dla naszego dobra. zawsze wmawiają, że ich interes jest dla naszego dobra. że nasi żołnierze giną w Afganistanie w naszej obronie. jakby z afgańskich gór miała zejść jakaś lawina zagrożenia dla naszego kraju.
trzeba mieć zawodowo najebane pod kopułą, by sądzić, że zabijanie afgańskich cywilów służy naszemu bezpieczeństwu. rzeczywiście, pasztuńscy pasterze o niczym innym nie marzą jak tylko o tym, by w Warszawie, Gdańsku czy Krakowie podłożyć bomby czy zatruć wodociągi. całymi dniami z namaszczeniem studiują mapy kombinując najkrótszą drogę do Polski. dlatego nasz rząd musi podjąć "uderzenie prewencyjne" wysyłając wojska w celu wybicia jak największej ilości z nich. oczywiście "w trosce" o nasze dobro. tylko szaleniec może tak myśleć.
zadziwiające jest jak bardzo wojenna polityka nie napotyka w naszym kraju na niemal żaden opór społeczny. jak łatwo i lekko ludzie akceptują "konieczność" ponoszenia coraz większych wydatków na tę wojnę pomimo rosnącej w naszym kraju fali bezrobocia i biedy. na ludzi pieniędzy znaleźć nie sposób. na wojnę znajdują się one szybciej niż spaliny w godzinach szczytu na Marszałkowskiej.
ludzie bez słowa sprzeciwu akceptują wszystko, co podadzą im na tacy "wolne media". w normalnych krajach na ulice wychodzą setki tysięcy, by zaprotestować przeciwko udziałowi ich obywateli w ewidentnej zbrodni wojennej. takie demonstracje potrafią nawet zachwiać rządami. w Polsce dwutysięczna demonstracja to już osiągnięcie na miarę załogowego lotu na Marsa. tylko, że media mogą ją całkowicie zignorować, a rząd nawet nie zająknie się o jakichkolwiek przeciwnikach. bo ich po prostu nie ma.
dziwny to naród, który bez słowa sprzeciwu akceptuje każdą wojnę, w którą pakuje go jego rząd. dziwny to naród, który za normalne uważa zabijanie cywilów przez jego żołnierzy. ale jednocześnie z oburzeniem zareagowałby na bomby w swoim własnym kraju. "przecież my możemy zabijać, ale nas już nie wolno". w końcu życie nas, białych, cywilizowanych Europejczyków jest o wiele więcej warte niż życie pasztuńskich wieśniaków, w dodatku muzułmanów. jak powszechnie wiadomo muzułmanie zajęli miejsce, które przez wieki zajmowali Żydzi. teraz to wyznawcy Allaha są synonimem wszelkiego zła to oni odpowiadają za wszelkie plagi tego świata. w końcu to przed nimi bronią nas nasi dzielni żołnierze beztrosko strzelający w Afganistanie do wszystkiego co się rusza i na drzewo nie ucieka. przecież zrównanie z ziemią afgańskiej wioski to nic innego jak tylko eliminacja potencjalnych "terrorystów". zadanie ze wszech miar pożyteczne i pożądane.
zauważyliście już tę nowomowę? oni nas "mordują", a my ich "eliminujemy". sterylnie czyste słowo nie przynoszące żadnych złych skojarzeń. w końcu eliminuje się zagrożenie, ognisko epidemii. jesteśmy białymi, cywilizowanymi europejczykami i nic nie może popsuć nam dobrego samopoczucia.epatowanie nas prawdziwym obrazem wojny jest wyjątkowo passe.
dajmy sobie dalej wmawiać, że zabijanie tysiące kilometrów od nas służy naszemu bezpieczeństwu. pamiętajmy tylko, że każdego dnia możemy się zbudzić w świecie żywcem wyjętym z Orwella. tylko, że wtedy będzie już za późno na cokolwiek. nawet na sprzeciw, który będzie równoznaczny ze zdradą. a co robiono ze zdrajcami możemy sobie przeczytać w "Roku 1984".

wtorek, 3 lutego 2009

wolny tybet?

wszyscy znamy hasło "wolny Tybet". wszystkim dziwnie zależy na niepodległości tego kraju, na jego samodzielności (od Chin, czego już się nie mówi). mnie osobiście to dziwi. bo wszyscy mówią "wolny Tybet", ale nikt nie mówi "wolne Chiny". jakby nikomu nie zależało na zmianie sytuacji w Chinach. bo w sumie nie zależy. przecież na Chinach opiera się niemal cała gospodarka świata. obecnie produkuje się tam niemal wszystko. sytuacja jest idealna. wszystkie przywileje dla zagranicznych firm. zero związków i praw pracowniczych. straki są zakazane, a te, które wybuchają są krwawo tłumione. dziwnym trafem nie przeczytamy o tym w "wolnych mediach". nie można przecież krytykować kraju, który daje światu tak olbrzymie pieniądze. a, że przy okazji łamane są prawa człowieka?. kogo to obchodzi?. poza tym to "wolny świat" decyduje, kiedy prawa człowieka są "łamane", a kiedy nie. w Chinach jest ok. bo przecież na tym zarabiamy. nie możemy występować przeciwko krajowi, który daje nam takie ulgi podatkowe.
czy to nie hipokryzja?. czy można twierdzić, że jest się za wolnością dla wszystkich, a jednocześnie wspierać chiński totalitaryzm i uważać, że wszystko jest w porządku?. czy można popierać wolny Tybet, ale już nie wolną Baskonię czy Palestynę?. czy można nie zauważać, że wolny Tybet to zniewolone Chiny?

poniedziałek, 2 lutego 2009

smutne

nie znam, niestety żadnego katolika, który otwarcie afiszowałby się swoim katolicyzmem, a jednocześnie byłby porządnym człowiekiem. porządnym, to znaczy nie atakującym innych za ich poglądy, nie wyśmiewającym tych, z którymi się nie zgadza. i najważniejsze. nie wywyższającym się tylko i wyłącznie z racji bycia katolikiem.
smutne, bo niewątpliwie w tym środowisku jest wielu wartościowych ludzi. niemniej garstka fanatyków nie pozwala innym na pozytywne prezentowanie się otoczeniu.

niedziela, 1 lutego 2009

nowy garnitur PiSu?

jak wiecie nie jestem zwolennikiem partii na "p". nie będę nawet wymieniał jej nazwy, gdyż z założenia brzydkich wyrazów nie używam.
wszyscy pamiętamy wyzwiska jakimi ci ludzie obrzucali wielu Polaków. złośliwości jakich im nie szczędzili miały zapewne na celu konsolidację elektoratu wokół "wroga". tyle tylko, że tym "wrogiem" okazywał się każdy, kto choć odrobinę samodzielnie potrafił myśleć. "p" jako partia typu bolszewickiego nie uznaje samodzielności w myśleniu, a jedynie ślepe wykonywanie poleceń i wytycznych jej kierownictwa.
i nagle zmiana. przepraszamy wszystkich obrażonych. nie śmiejemy się z posiadających wykształcenie. bijemy się w piersi za "wykształciuchów". kochamy wszystkich, którzy potencjalnie moga na nas głosować i pomóc nam w powrocie do władzy. później znów będziecie nic nie znaczącymi "wykształciuchami". teraz oczywiście musimy zabiegać o wasze głosy, bo ich potrzebujemy. dlatego zakładamy nowy garnitur i liczymy na to, że się na to złapiecie.
dość oryginalne to myślenie. zakłada, że ludzie są głusi, ślepi i głupi. może i rzeczywiście są, skoro ciągle głosują na tych samych, których cztery lata wcześniej z takim hukiem wywalili. jednak kiedyś to się musi skończyć. kiedyś ludzie muszą zmądrzeć i wybrać innych.
co z tego, że "p" zmienił garnitur?. ani się nie umył, ani nie użył żadnego dezodorantu. ciuchy może i nowe, ale smród ciągle ten sam.