Łączna liczba wyświetleń

piątek, 5 września 2014

nieważne, że się zabija. ważne po czyjej jest się stronie.

wyobraźcie sobie, że obecny rząd Ukrainy jest mocno prorosyjski. nie lubi NATO ani tym bardziej UE. chce się integrować z Moskwą politycznie i gospodarczo. wyobraźcie sobie, że grupa ludzi mająca nieco inne zdanie chwyta za broń, by chcąc zmusić władzę do zmiany polityki, ewentualnie zastąpić ją własną lub oderwać kawałek kraju celem utworzenia "wolnej, demokratycznej i proeuropejskiej" Ukrainy. wyobraźcie sobie reakcję polskich mediów. byłaby pełna radości, zachwytu nad postawą "zdrowej części" społeczeństwa Ukrainym chcącej zrzucić "moskiewskie jarzmo" i skierować Ukrainę na drogę "prawidłowego rozwoju". pojawiłyby się natychmiast obelgi pod adresem legalnej władzy, że nie chce ustapić, nie chce podać się do dymisji. a już jakakolwiek reakcja zbrojna zostałaby okrzyknięta "zbrodnią przeciw ludzkości. teraz jednak jest inaczej. to prorosyjsko nastawiona ludność, w zdecydowanej większości tej właśnie narodowości chce autonomi, zmiany władzy czy oderwania części Ukrainy. to już nie są bojownicy i bohaterowie. to są bandyci i terroryści. skoro chcą innej Ukrainy niż chcą UE i NATO to są niemal żołnierzami Mordoru, czyhającymi na niewinny kraj, by zmienić go w sieć łagrów. czyli wszystko jest dobre i pozytywne tylko wtedy, gdy mieści się w planach Brukseli i Waszyngtonu. taką mamy demokrację, a każde inne zdanie pachnie faszyzmem.
teraz "faszystą" jest ten, który nie chce wojny. ten, który gardłuje za jak najszybszym atakiem na Rosję robi za "demokratę". może niedługo za sam gest sympati wobec czegokolwiek, co pochodzi z Rosji (filmu, książki) będzie się chodziło z piętnem bolszewika. nie postawiłbym stu złotych, że to się na pewno nie wydarzy.

poniedziałek, 1 września 2014

taka mała prywata

jeśli masz problem z tym, co tu piszę, to zgłoś się do mnie, a nie do moich rodziców. nie mam dziesięcu lat, by rozmawiać z nimi o mnie. nie wstydź się tylko pogadaj ze mną.
rozumiem, że w wiejskich środowiskach, gdzie nierzadko jeszcze pan proboszcz robi za lokalnego bożka przed którym należy jedynie bić bezmyślne pokłony, samo wspomnienie faktu, że kapłan kościoła rzymskiego nie jest wyłącznie chodzącym aniołem, a są wśród nich złodzieje, pedofile, pijacy , oszuści czy pedofile jest jak bluźnierstwo. zapewne myślisz, że nawet jeśli czasem tak jest to absolutnie nie wolno o tym mówić. "dobro kościoła" ma być zawsze ważniejsze niż krzywda wyrządzona ludziom przez tych właśnie kapłanów.
u mnie tak nie ma. nie ma i nie będzie. jeśli ci się to nie podoba to masz poważny problem. bo ja nie mam najmniejszego zamiaru dostosowywać się do tych, którzy chcą ustawiać świat według swoich pragnień. to mój blog i jest ustawiany według moich pragnień. albo to akceptujesz albo spadaj.

niedziela, 24 sierpnia 2014

wrogość wobec innych rodzi nienawiść

niektórzy mówią, że wiara jest sprawą prywatną. szczególnie wiara nie będąca naszą, bo nasza ma wszelkie prawa jakie chcemy odebrać tej innej, w naszym założeniu gorszej. jak to jest, że grupa większościowa (w przypadku Polski rzymskokatolicka) z reguły uważa samo istnienie mniejszości wyznaniowych za ohrazę jej uczuć religijnych? a jak jeszcze mniejszości te publicznie zabierają głos to już autentyczny dramat, bo wtedy ludzie mogą się dowiedzieć o ich istnieniu.

według wielu członków Krk w naszym kraju wolność polega na tym, że oni mogą głośno i otwarcie mówić o swoim Kościele, natomiast mniejszości wyznaniowe mają milczeć, bo jak mówimy to znaczy, że "narzucamy" katolikom swoją wiarę. oni natomiast niczego nikomu nie narzucają, oni jedynie "korzystają z wolności religijnej" i prawa do prezentowania swoich poglądów.
zawsze powtarzałem, że kraj, w którym jakaś grupa narodowa, etniczna, wyznaniowa ma przygniatającą przewagę jest krajem głęboko nieszczęśliwym. zaczyna dusić się we włąsnym sosie, każdą odmienność traktując jak zagrożenie dla siebie. ludzie, którzy mają wokół siebie wyłącznie ludzi tej samej rasy, narodowości i tego samego wyznania nie rozumieją, że inni ludzie mają dokładnie takie same prawa jak oni. w Polsce jest to domeną Kościoła rzymskokatolickiego, który w wielu miejscach i ustami wielu ludzi uważą się za jedyne legalne wyznanie na naszym terenie, wszystkich innych traktując niemal jak najeźdźców. oczywście są katolicy, którzy myślą inaczej, ale nie ukrywajmy, że stanowią oni mniejszość, a przez tych sfanatyzowanych traktowani są jak odmieńcy, nie mający nic wspólnego z "prawdziwym" katolicyzmem. 

na naszych oczach rodzi się ruch, który gdy urośnie w siłę może stanowić realne zagrożenie dla wszelkich mniejszości. bo zaczyna się właśnie od takich drobnostek typu "nie jesteś katolikiem? nie masz prawa głośno mówić".

piątek, 15 sierpnia 2014

widzimy samych siebie

tak bardzo oburzamy się obecnie na muzułmanów. w zasadzie powinienem napisać "na islamistów", ale zdecydowana większość tego społeczeństwa jest tak głupia, że nie jest w stanie rozróżnić tych pojęć. zatem oburzamy się na islamistów, a robią oni dokładnie to samo, co chrześcijanie 500, 700, 900 lat temu. szerzą swoją religię ogniem i mieczem, a tych, co nie chcą się nawrócić mordują.
teraz mamy naoczny przykład jak wtedy odbierano krucjaty czy podboje. tak, to tak samo było stado troglodytów, palących, mordujących i gwałcących wszystko w zasięgu ręki. fakt, byli to nasi troglodyci, zatem a priori traktujemy ich jako tych lepszych.
wczoraj ktoś mi zarzucił, że jednak to nie tak. że tamte krucjaty i podboje były polityczne, gdzie religia była tylko przykryką, a tu chodzi wyłącznie o religię. zdecydowanie się z tym nie zgadzam. tu też chodzi wyłącznie o politykę. jestem prawie pewien, że gdzieś tam jest dziesięciu, może dwudziestu facetów mających ten islam głęboko w dupie, choć pewnie ze trzy razy dziennie ganiają do meczetu i chodzi im wyłącznie o politykę. o stworzenie jakiegoś państwa, o realną władzę. wygląda to dokładnie tak samo jak w przypadku chrześcijan te 700 lat temu.

czwartek, 13 marca 2014

Cipka za 20 złotych

dresiara miała może piętnaście lat. choć z uwagi na makijaż i fryzurę mogła mieć nawet mniej. przechodząc koło niej usłyszałem, że za 20 zł, ni mniej ni więcej tylko, jak to się poetycko wyraziła "pokaże mi cipkę". domyśliłem się, że w pakiecie jest również tyłeczek, ale nawet nie pytałem. oczywiście w żadnym wypadku nie skorzystałbym z propozycji, niemniej pomyślałem o prowokacji. że ja się zgodzę, a wtedy zza rogu wyskoczy trzech tajniaków z kamerą, okaże się, że dziewczyna ma czternaście lat i w mgnieniu oka zostanę pedofilem. 
poszedłem dalej spotkać się z osobą do której pojechałem. Patrycja zapewniła mnie, że o żadnej prowokacji nie mogło być nawet mowy. że to była uczciwa propozycja. i, że nie powinienem się dziwić, bo w Żyrardowie jest ogromna bieda. w bardzo dużym stopniu dotyka ona dzieci, których rodzice albo nie chcą, albo nie potrafią odpowiednio się nimi zająć. jak nie ma pracy i pięciu złotych na jabola, to dziecko jest tylko balastem. powiedziała mi również, co parę razy spotkało jej córkę. dzieci z klasy podchodziły do niej proponując, że za 10, 20, 40 zł kupią od niej czapkę, szalik, kurtkę. Patrycji nie chodziło oczywiście o niską propozycję ceny, ale o sam fakt, że dziecko nie mając zimowej odzieży (sytuacja miała miejsce w styczniu), bo rodzice z różnych powodów nie są w stanie jej zapewnić, próbuje na takie czy inne sposoby samemu to sobie organizować. to bardzo smutny obraz naszej rzeczywistości, który nie powinien przecież mieć miejsca. co robią władze miasta, by problem rozwiązać? to co zawsze, udają, że problemu nie widzą. i nie chodzi tu wyłącznie o Żyrardów, ale o ogromną ilość tego typu miast i miasteczek. a przecież Żyrardów jest blisko stolicy. większość mieszkańców i tak pracuje w Warszawie. mimo to poziom życia spada z roku na rok. Patrycja mówi, że biedni po śmietnikach już nie chodzą. powód jest bardzo prosty, tam już nic nie ma.
jedyne na czym jeszcze można zarobić, to alkohol. sklep z alkoholem jest niemal na każdej ulicy. im jest gorzej, to tym lepiej on się sprzedaje. z późniejszych rozmów z pracownikami sklepów AGD wiem, że kupuje się tu najtańszy i oczywiście zarazem najgorszy sprzęt, co ledwo przeżyje okres gwarancji i padnie zaraz potem będzie trzeba kupić nowy. mimo niskich cen jest on kupowany na dużą ilość rat.
nie wiem, co premier Tusk powie na fakt, że praktycznie dziecko za 20 zł chce się rozebrać przed obcym facetem. znając jego sposób postępowania, powiedziałby pewnie, że ma do mnie pretensje, że nie zawiadomiłem odpowiednich władz i w związku z tym można mnie oskrażyć o niereagowanie na deprawację osoby małoletniej. miałby wykryte kolejne przestępstwo i na kolejnej konferencji prasowej powiedziałby, że żyjemy w bardziej bezpiecznym kraju.
nie chcę oczywiście podpiąć się pod bardzo modne ostatnimi latami stwierdzenie "wina Tuska". tutaj winne są każde rządy po 89, które tak naprawdę nigdy nie zajęły się problemem biedy, bezrobocia, bezdomności. nie dość, że się nimi nie zajęły, to jeszcze rzucają kłody pod nogi, tym, którzy chcą się tymi problemami zająć. jakby mieli pretensje o sam fakt mówienia, że takie zjawiska istnieją. 
tu się musi coś zmienić. albo pokojowo, albo za pomocą rozlewu krwi. po prostu tak dalej nie może być. i któregoś dnia się zmieni. a najbardziej zaskoczeni będą ci, którzy cały czas powtarzają, że przecież nic złego się nie dzieje. że Polska rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej.

środa, 12 marca 2014

Rzymska arogancja

kupiłem ostatnio wydawało się dobrą książkę. wydana przez bardzo cenione przeze mnie Espe, mądra książka o Duchu Św. Michał Olszewski SCJ "Żyć w Duchu Świętym". wszystko było w porządku, póki nie dotarłem na stronę 121. czytamy tam następujące słowa "pewien ksiądz opowiadał mi, że opiekował się wspólnotą Odnowy w Duchu Św. to była jego pierwsza placówka. w pewnym momencie ci ludzie tak się pogubili, że stworzyli sektę o nazwie Wieczernik. istnieją do dzisiaj, nawet rozwijają się poza diecezją. mają w Europie. dlaczego odłączyli się od Kościoła? bo zrodził się problem z proboszczem, z księżmi. nawet jeśli księża się mylili, to jednak gdyby wspólnota pokornie schyliła głowy, przeczekała i wróciła do tematu za jakiś czas - jestem tego pewien - nie odeszłaby całkowicie od Kościoła. bo Bóg by sobie z tym poradził. ale kiedy zaczyna się słuchać diabła, to właśnie tak się kończy. szatan zawsze burzy jedność".
bardzo uderzyła mnie ta rzymska arogancja. nie sa z mojego Kościoła, zatem "automatycznie" są w sekcie. no i te "wspólnoty" w cudzysłowiu. jakby na miano Kościoła zasługiwała wyłącznie ta grupa, związana z Watykanem. bardzo negatywne świadectwo Kościoła rzymskiego. i na koniec stwierdzenie nie do zaakceptowania. że za odejściami z Kościoła rzymskiego stoi diabeł. czyli nie różnice doktrynalne, nie inne odczytanie Biblii, a diabeł. tak po prostu. 
ten jeden fragment całkowicie zmienił mój, ostatnio coraz bardziej pozytywny obraz Kościoła rzymskiego. nie całego rzecz jasna, ale do tych rzeczy i zjawisk, które uważałem w nim za pozytywne. bardzo miło odebrałem wybór kard. Bergoglio i zmiany jakie zapoczątkował. odkryłem rok temu doskonałe katolickie pismo "Kontakt". znalazłem w internecie portal Dywiz. przeczytałem kilka świetnych rzymskokatolickich książek, a tu taki numer. ten, kto odłącza się od Kościoła rzymskiego, by rozpocząć własną podróż eklezjalną, zostaje nazwany sekciarzem i zarzuca mu się uleganie podszeptom diabła. żal człowieka ogarnia, gdy się takie rzeczy czyta.
mam tylko nadzieję, że to jednostkowy przypadek. że nie znajdę zbyt wielu kolejnych przykładów, by tracić dalsze części składowe sympatii jaką jeszcze mam do Kościoła rzymskiego.

wtorek, 4 lutego 2014

życie wspólnotowe

brakuje mi u protestantów życia wspólnotowego. może nie monastycznego, ale właśnie wspólnotowego. czegoś na kształt (i tu się pewnie wielu przerazi) komuny hippisowskiej. oczywiście z zupełnie innymi celami i założeniami, ale z podobnymi zasadami. to bardzo trudne technicznie do zrobienia. parę rodzin zawsze może zamieszkać razem, ale życie wspólnotowe wymaga pewnego harmonogramu,  który jest niemożliwy do realizacji, gdy ludzie pracują o różnych porach i pojawiają się w miejscu wspólnotowym o różnych porach. częścią takiej wspólnoty są czytania Słowa, rozważania, wspólne modlitwy, działania w najbliższej okolicy, by ludzie widzieli, że jest taka wspólnota i co ma im do przekazania.
przyznam, że zazdroszczę Kościołowi katolickiemu takich właśnie wspólnot.uważam, że my również na nie zasługujemy. 
czy jest to sprzeczne z ewangelią? nie jestem pewien, by słowa Jezusa "idźcie na cały świat" można interpretować jako zakaz życia wspólnotowego. to chyba nadinterpretacja tak bardzo popularna wśród róznej maści domorosłych czytelników Biblii. a piszę to, bo parę razy spotkałem się z taką właśnie opinią. a przecież wspólnota to nie klasztor, a dom z którego można wyjść i do którego można wejść o dowolnej porze (poza ustalonymi porami wspólnych zajęć). nie można przecież założyć, że nikt nie odczuje powołania do takiego właśnie życia. Taize na samym początku było przecież ewangelickie i nikt nie zgłaszał pretensji o takie właśnie życie. nawet Karl Barth. ktoś powie, że są lurerańskie zakonnice. oczywiście to zakonnice, a nie osoby prowadzące życie wspólnotowe. wspólnota to wbrew pozorom życie z ludźmi, a nie za murami klasztoru.
protestantom będzie tak trudn znaleźć argument przeciw życiu wspólnotowemu, jak katolikom przeciw ordynacji kobiet. zresztą strona katolicka już tych argumentów nie szuka, przyznając, że brak kapłaństwa kobiet to wyłącznie względy kulturowe, a nie teologiczne. komisja powołana przez Pawła VI, kiedy anglikanie powołali kobiety na księży, stwierdziła, że nie ma żadnych teologicznych barier dla wyświęcania kobiet. ale nie zmieniajmy tematu.
mam nadzieję, że pomysł nie wywoła niepotrzebnych dyskusji. po prostu rzucam taki pomysł i chciałbym jakiejś uczciwej reakcji. brakuje mi u protestantów takiej głębszej duchowości jaka jest u katolików czy prawosławnych. chodzi szczególnie o ewangelikalizm, któy w moich oczach przypomina szturm Armii Czerwonej w czasie II Wojny. uraaaa!!!! z okopów, na ślepo, nie patrząc gdzie, byle do przodu. nieuccziwe? a jak to wygląda realnie? pojawiają się w nowym miejscu, wychodzą na ulicę, przeważnie bez planu, bez pomysłu, bo "Duch poprowadzi". podchodzą do ludzi z zaskoczenia, mówią o Jezusie, wyglądając przy tym jak akwizytorzy pasty do zębów "super biel". ale znów zboczyliśmy z temtu.

chciałbym dyskusji o życiu wspólnotowym w naszym kręgu wyznaniowym. czy jesteśmy na nią gotowi? czy niektórzy będą chcieli pozbyć się antykatolickich uprzedzeń i fobii? podejdą do tematu uczciwie i będą w stanie odeprzeć argumenty lub przekonać własnymi?

piątek, 31 stycznia 2014

nie każdy bezdomny to menel

mam znajomego, który problem bezdomności kwituje pogardliwym wzruszeniem ramion. ot, menele i alkoholicy, sami winni sytuacji, w której się znaleźli. nawet nie ma pojęcia jak bardzo się myli i oczywiście nie przyjmuje do wiadomości, że tkwi w "mylnym błędzie".
mój znajomy nie łapie, że alholikiem zostaje się już po eksmisji, kiedy bezdomny traci wszelką nadzieję na poprawę swojego bytu. alkoholizm w przeciwieństwie do biedy i bezrobocia jest chorobą i podlega leczeniu. alkoholik dostanie wspacie z OPS-u w postaci zasiłku, dopaty do czynszu, bonów żywnościowych. rodzina, która popadła w długi takiej pomocy nie dostanie, bo zwyczajnie nie ma na to pieniędzy.
jednak największą grupą, spośród której "rekrutują się" bezdomni to byli więźniowie, którzy po opuszczeniu zakładu karnego, zwyczajnie nie mają gdzie wrócić. zostali wymeldowani, pozbawieni współwłasności mieszkania, a byli małżonkowie i dzieci wykreślili ich z pamięci. tyczy to więźniów z długimi wyrokami, gdyż tylko wtedy można przeprowadzić rozwód.
kolejna grupa bezdomnych nie ze swojej woli to dzieciaki z domów dziecka. ukończyły naukę i w wieku dziewiętnastu, dwudziestu lat musiały opuścić bidul. wybrały życie na ulicy zamiast powrotu do melin i slumsów, z których zostały zabrane prawomocnymi wyrokami sądów. i tu dochodzimy do kolejnego problemu. skoro państwo całkiem słusznie zabiera dzieci z totalnej patologii, to bierze za nie odpowiedzialność. również za ich powrtót do społeczeństwa. a dzieciak dostaje w łapę parę groszy i dalej radź sobie sam. owszem, niektóre gminy posiadają mieszkania (bardzo n i e l i c z n e mieszkania), w których takie dzieciaki mogą próbować powrócić do normalnego życia, ale jest ich tak mało, że nawet nie warto o tym wspominać. na pomoc dla takich dzieci pieniędzy nie ma, na limuzyny dla rządu i parlamentu pieniędze jak najbardziej są. a propo tych limuzyn, jest ich więcej niż całą publiczna służba zdrowia ma karetek. trudno w to uwierzyć, ale to prawda.
kolejna grupa bezdomnych to ludzie po eksmisjach. ulubiona grupa mojego znajomego. po eksmisji czyli nie potrafili poradzić sobie w życiu. tacy życiowi nieudacznicy. na pewno jakaś ich malutka część tak, bo tacy ludzie też istnieją.ale mój znajomy nie bierze pod uwagę innych powodów eksmisji. może to być rzadka choroba, która pozbawiła rodzinę wszystkich oszczędności. może oszustwo polegające na doprowadzeniu do niekorzystnego rozporzędzenia majątkiem. to wprawdzie przestępstwo, ale że w tym kraju prawo jst po stronie bogatych i wpływowych, wcale nie jest powiedziane, że wyrok jaki zapadnie, będzie tym właściwym. może to być uszkodzenie budynku z jakiegokolwiek powodu. nadzór budowlany nakazuje rozbiórkę, gmina daje jakieś nędzne pomieszczenie, a po trzech miesiącach jest ulica albo noclegownia. najczęstszy powód eksmisji to jednak tzw "reprywatyzacja". potomkowie przedwojennego właściciela, lub osoby, które odkupiły roszczenia, odzyskują kamienicę i wszelkimi legalnymi lub nielegalnymi sposobami próbują się pozbyć lokatorów. 
nie każdy bezdomny to menel. nie każdy zasłużył na tę bezdomność. a nawet jak zasłużył to wciąż jest człowiekiem i wciaż z tego powodu należy mu się szacunek. a mojemu znajomemu najwyrażniej tego szacunku do innych brakuje.

Mimo wszystko...

nie istnieje bramkarz, który złapie wszystkie piłki. brzmi jak mądrość zen, prawda? usłyszałem to od znajmego, który rzeczywiście praktykuje zen. spytałem o przesłanie. uśmiechnął się i odrzekł: nie myśl, że zawsze ci się uda. życie to pole minowe, nie przejdziesz przez nie, nie wpadając na kilka z nich. oczywiście ktoś wpadnie na pięć, ktoś na pięćdziesiąt. wejście na minę nie jest jednak niczym złym. w zasadzie jest wpisane w nasze życie. ważne jest jak zachowasz się potem. czy wstaniesz, otrzepiesz się i pójdziesz dalej, czy zachowasz się jak Jerzy Stuhr w "Seksmisji". nie wstanę! tak będę leżał! żarty, żartami, ale to niezwykle istotne jak zachowamy się po porażce. czy spróbujemy raz jeszcze, czy położymy uszy po sobie i spasujemy. Bóg proponuje byśmy spróbowali raz jeszcze, ale czy mamy prawo oceniać tych, którzy nie mają już sił? mówienie bzdur typu "weź się w garść" niejednemu odebrało już wszelką wiarę w swój sukces. czy ktoś, kto w dość młodym wieku doznał kilku bardzo poważnych porażek nie ma prawa odpuścić? może nie chce mu się już żyć i żadna ludzka siła nie jest w stanie postawić go do pionu?
Bóg jednak wciąż wyciąga rękę, w dalszym ciągu oferuje pomoc. uchwycisz się jej? dasz się wyciągnąć z tego w czym tkwisz? pomyśl o tym.

wtorek, 28 stycznia 2014

Nowy bukłak

każdy, kto przyłoży rękę do pługa i ogląda się wstecz, nie nadaje się do Królestwa Bożego". niektórzy zastanawiają się jak ów fragment rozumieć. czy Jezus mówił tu do współczesnych sobie czy również do nas?
przyłożenie ręki do pługa to oczywiście nawrócenie. oglądanie sie wstecz to chęć powrotu do poprzedniego życia lub przynajmniej myślenie o tym. jest tylko jeden powód takiego zachowania. powierzchowne nawrócenie. ktoś może tylko myśleć, że się nawrócił, jednak jego przemiana była na tyle słaba, że powoduje fałszywy obraz owego nawrócenia. nawet jeśli ktoś powie, że to rozczarowanie chrześcijaństwem, to także mamy do czynienia z powierzchownością nawrócenia. może dla niektórych zabrzmi to jak przejaw pychy, ale chrześcijaństwem zwyczajnie nie da się rozczarować. jak zostajesz takim prawdziwym chrześcijaninem to już na zawsze, bez względu na okoliczności. zatem jst to skierowane również do nas. także i dzisiaj są osoby, u których dokonało się jedynie powierzchowne nawrócenie. oczywiście nie nam oceniać, ale że takie osoby istnieją, nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
ale co to znaczy "tęsknić do przeszłości"? do dawnej religijności? do (niekiedy bardzo) szalonych imprez? do starego życia seksualnego? do świadomości, że wtedy "wszystko było wolno"? teraz też wszystko wolno, ale jest ta świadomość, że nie wszystko jest pożyteczne, że nie wszystko buduje. granice, które sami sobie narzucamy są znacznie trudniejsze do przekroczenia. zawodzimy wtedy samych siebie, a to również najtrudniej przebaczyć.
nawrócenie ma po prostu sprawiać, że niew będziemy już tęsknić za starym życiem i całą mocą skupimy się na tym nowym, lepszym.
jak sam Jezus powiedział nie wlewamy młodego wina do starych bukłaków. nie można zacząć żyć inaczej, nie zrywając wcześniej z tym, co dawniej było złe.

wtorek, 21 stycznia 2014

Prawdziwy obraz fanatyzmu

pan Cejrowski skrytykował papieża Franciszka. wiem, wiadomość stara, ale tekst również. napisany dawno, dopiero wczoraj wpadł mi w ręce. zatem pan Cejrowski zarzucił Frankowi "brudne buciory i braki w teologii". rozumem, że chciałby czerwone buciki od Prady, a nie zwykłe obuwie zwykłych ludzi, ale w przeciwieństwie do Cejrowskiego Franek jest normalnym człowiekiem. zarzucił mu jeszcze, że nie ma nic ciekawego do powiedzenia. tu akurat można się zgodzić. dla rasisty, homofoba i ogólnie persony w stylu Cejrowskiego, Franciszek rzeczywiście nie ma nic ciekawego do powiedzenia. jego słowa skierowane są do ludzi światłych, inteligentnych, otwartych na świat. dla ludzi, którzy chcieliby w swoim kraju widzieć wyłącznie białych, aryjskich, heteroseksualnych katolików Franciszek nie jest partnerem do rozmowy. choć powinienem napisać odwrotnie. to Cejrowski nie jest żadnym partnerem do rozmowy dla Franciszka. zgodnie z ewangeliczną zasadą szukania zagubionych owiec, Franciszek wychodzi do nich z miłością Jezusa, ale że ta miłość obejmuje wszystkich, w tym o zgrozo Żydów, gejów, Arabów, feministki, ateistów, buddystów, to może się okazać nie do zaakceptowania dla tych, którzy jak zwykle "wiedzą lepiej" kim ma być "prawdziwy chrześcijanin". przecież oni nie używają zwrotu "katolik". dla nich to równoznaczne z słowem "chrześcijanin". i tak mamy "chrześcijan i protestantów" na przykład. poza tym zawsze mogą zwyzywać Franciszka od liberała, który nie rozumi "prawdziwego przesłania" ewangelii, która powinna smaga batem, wykrzykiwać i potępieniu i piekle dla wszystkich nie chcących się jej podporządkować. najlepiej by Franek okazał się członkiem KuKluxKlanu. wtedy spełniałby wszystkie ich wymagania. zapominają jednak biedacy, że KuKluxKlan oprócz tego, że jest organizacją rasistowską, antysemicką, antyarabską (co pewnie cieszy ich niezmiernie) jest również organizacją antykatolicką. a to zapewne wielu "prawdziwych Polaków" tak chętnie wymachujących flagą Konfederacji, przyprawiłoby zapewne o zawał serca.
krytyka Franciszka przez indywiduum pokroju Cejrowskiego nie byłaby w ogóle warta uwagi, gdyby nie fakt, że konserwatyści katoliccy mają bardzo oryginalny tryb postępowania. z jednej strony głoszą bezwzględne posłuszeństwo papieżowi, z drugiej zaś sam decydują kiedy to posłuszeństwo można okazać. liberałowie tak nie postępują. nawet jeśli papież mówi rzeczy z którymi sie nie zgadzają, to siedzą cicho i dalej siedzą cicho. zatem są lepszymi katolikami niż konserwatyści. przynajmiej nie wypowiadają posłuszeństwa w otwarty sposób. ale wracajmy do tematu. Cejrowski swoim postępowaniem wystawia najlepszą cenzurkę wstecznemy katolicyzmowi. jeśli ktoś miał jeszcze jakieś złudzenia co do tego środowiska, powinien się ich jak najszybciej pozbyć.
gdy zarzut "brudnych buciorów" traktuje się jako krytykę merytoryczną, to znaczy, że nie ma się nic do zarzucenia. Cejrowski sprawia problem. z jednej strony to świetny gawędziarz, posiada ogromną wiedzę, potrafi ją przekazać, potrafi zainteresować tym, co mówi. sam w wielką chęcią oglądam jego programy. ale jak się odezwie na tematy polityczne, społeczne, obyczajowe, to człowiek nie wie w którą stronę uciekać.
myślę, że mówiąc w ten sposób o Franciszku Cejrowski pokazuje, co tak naprawdę jest wart. chciałby całego świata żyjącego wg jego zasad. opierających się czekałoby zapewne więzienie lub obóz reedukacyjny w dobrym rzymskokatolickim stylu. ludziom z tego środowiska pomyliło się kilka pojęć, np miłość z nienawiścią. a tym samym dają powód do poddania w wątpliwość prawdziwości deklarowanego przez nich chrześcijaństwa.

schizofrenia pewnych sukienkowych

Kościół rzymskokatolicki w moim kraju uważa, że samo wyrażenie woli przez zainteresowanego człowieka nie wystarczy, by opuścić jego szeregi. nie wiem czego jeszcze oni chcą? badań psychiatrycznych stwierdzająch poczytalność? bo chyba myślą, że nikt normalny nie zechce dobrowolnie opuścić tego "raju" jakim jest członkostwo w ich grupie. może uważają, że człowiek ma jakiś "obowiązek" wytłumaczenia się przed nimi, przekonującego uzasadnienia swojej decyzji, a dopiero oni w swojej mądrości orzekną, czy może on zerwać z ich grupą? a jak nie pozwolą to co? dalej ma być rzymskim katolikiem, tym razem wbrew swojej woli? chyba tak to sobie wyobrażają.
w ogóle postawa traktowania przez krk państwa jako swojego prywatnego folwarku ciągnie się już ponad ćwierć wieku. wszyscy mają wokół krk skakać, tańczyć jak im zagra. mają spełniać wszelkie jego zachcianki, w lot odgadywać wszystko, co tylko im się marzy. no i najważniejsze. przytakiwać zawsze, gdy krk będzie krzyczeć, że jest "prześladowany". a zaprzeczanie, że krk jest w tym kraju w jakikolwiek sposób "prześladowany" to tylko kolejny "dowód" na owo "prześladowanie". bo przecież oprawca nie będzie sie przyznawał do winy, nie? 

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Nie dzielmy ludzi

nie zastanawia was, że w zborach ludzie często grupują się po linii małżeństwa/narzeczeństwa - osoby samotne? jaki jest tego powód? na pewno nie chodzi o kwestię dzieci i problemów małżeńskich. nie myślicie chyba, że małżeństwa rozmawiają wyłącznie o dzieciach i o problemach? rozmawiają dokładnie o tym samym, co cała reszta. o powstaniu kolejnej partii, która będzie nas mamić obietnicami bez pokrycia, kolejnym przegranym meczu naszej reprezentacji piłkarskiej, ostatnio obejrzanym filmie, wycieczce w góry za trzy tygodnie, książce, która narobiła sporo szumu i o tym, co zamierzają robić za dziesięć lat. jednak zwykle czynią to w oddzielnych grupach. tu problem jest nieco inny. w chrześcijaństwie bycie samotnym uważane jest za upośledzenie. człowiek ma się rozmnażać i to w małżeństwie, jako jedynej dopuszczalnej formie.
jeśli ktoś mimo osiągnięcia pewnego wieku (zwykle ok 35 lat) wciąż pozostaje sam, to albo chce albo musi. jeśli chce, to albo jest jakimś świrem, albo ukrytym gejem/lesbijką (co jeszcze gorsze). a jeśli musi to znaczy, że jest niepełnowartościowy. nawet chrześcijanie w wyborze życiwego partnera kierują się tak światowymi wartościami jak uroda i atrakcyjność seksualna oraz rodzaj pracy i wysokość dochodów kandydata/tki. kto nie spełni tych podstawowych standartów nie znajdzie partnera i będzie musiał się liczyć z pewnymi utrudnieniami w życiu towarzyskim. chyba, że znajdzie grono wykluczonych z takiego bądź innego powodu i razem stworzą grupę towarzyską. jednak wiele doświadczeń wskazuje, że wyrzuceni poza nawias nie za bardzo chcą się integrować. nie chcą widzieć, że grupa istnieje nie z powodu ich zalet, a właśnie wad. dlatego też normą będzie widok grupek małżeństw i siedzących zwykle oddzielnie osób samotnych.
czy zbór powienien się tym zająć? oczywiście, że tak, ale prawda jest taka, że zwykle nikomu się nie chce, bo to "problem nielicznych", a zbór ma tak szerokie plany, że nie będzie tracić czasu na działania, które mogą się kojarzyć z biurem matrymonialnym. a przecież chodzi tylko o to, by nawet takie osoby poczuły się akceptowane. samotność jest też problemem omijanym w kazaniach. powodem jest pewnie owo podejście mówiące, że chrześcijanin ma znaleźć "drugą połówkę" bo Bóg "powołał go" do takiego, a nie innego życia. a jeśli to nie wychodzi, to wina leży oczywiście po stronie tego człowieka. inni mówią też, że Kościół to nie ośrodek terapeutyczny. jak nie, skoro całe chrześcijaństwo to terapia mająca na celu uczynić człowieka lepszym? parę kazań mówiących o tym, że osoba samotna to też człowiek i też potrzebuje relacji międzyludzkich bardzo by się przydało. ale to wada wielu kościołów. tak bardzo zabiegają o pozyskiwanie osób z zewnątrz, że często nie widzą jak tracą tych, co już są w środku

Kościół czy patologia?

z niepokojem obserwuję jakąś nową, dziwną modę. jak widzę nowopowstały zbór czy Kościół to zaraz pojawiają się jakieś hasła mające rzekomo podkreślić wyjątkowość tego miejsca. piszę "rzekomo", gdyż dla mnie jest to zwykłe pustosłowie. bezsensowne komunały typu "pełni pasji dla Boga i ludzi", "bliżej Boga, bliżej ludzi", gdziekolwiek docierami, kreujemy nową rzeczywistość". dla mnie to marne produkty agencji reklamy.

zastanawiem się o co w tym wszystkim chodzi? czym wg nich jest Kościół? czy miejscem głoszenia i praktykowania ewangelii o zbawieniu w Jezusie Chrystusie czy jakimś nowotworem wymyślającym coraz to nowe powody dla swojego istnienia? często nowe Kościoły czy samodzielne zbory przypominają bardziej kluby towarzyskie dla starannie wyselekcjonowanych członków. o przyjęciu decyduje status materialny, pozycja społeczna, poziom wykształcenia, wieku lub pochodzenia. dla mnie to zwyczajnie parodia Kościoła. nie wiem w ogóle po co takie "kościoły" powstają? co chcą sobą prezentować i czemu ludzie się do nich garną? czy to chęć "wyróżnienia się", znalezienia sobie "elity" jako towarzystwa? grupy te to dla mnie zaprzeczenia chrześcijaństwa, które jest przecież dla wszystkich. nie wyobrażam sobie, że zbór który ewentualnie bym powołał (nie bójcie się, to tylko teoria :) ) miałby być dla przysłowiowych "młodych, wykształconych z dużych miast", ale widocznie są tacy, którzy to sobie wyobrażają. 
kościół jest przecież dla wszystkich. nie rozumiem czemu wciąż trzeba tę (cytując klasyka) "oczywistą oczywistość" przypominać. naturalną rzeczą jest, że w ramach zboru będą się tworzyć grupki. ludzie lgną do siebie na podstawie różnych łączących ich cech, ale zamykanie kościoła na całe grupy społeczne normalne już nie jest.
Kościół nie jest także produktem, który należy "sprzedać". takie myślenie powoduje, że zatracamy przesłanie Jezusa. ludzie nie są "targetem" na który mamy nakierowywać nasz biznes "pod postacią" Kościoła. Kościół nie jest też "biznesem" mającym trafić do określonego "targetu". jak tacy pastorzy widzą "dobieranie" ludzi do swoich społeczności ty jesteś za stary, ty za brzydka, a ty za mało zarabiasz. tak to ma wyglądać? martwie się o przyszłość takiego "kościoła". a może nie powinienem się martwić? może Duch Święty zweryfikuje te wszystkie plany, marzenia, a wtedy liderzy wzniosą zapłakane oczy ku niebu i zawołają gorzko "Boże, dlaczego? miałem takie piękne plany!".
no właśnie. ty miałeś...

Bóg ma plan

to nie jest ucieczka od odpowiedzialności za własne życie. Bóg ma dla ciebie jakiś plan. zwrot ten znany głównie ze środowisk ewangelikalnych, może być obecny w wielu innych denominacjach. to nie jest tak, że Bóg rzuca nas jak kostki w grze planszowej i róbta co chceta. Bóg posłał nas na świat, byśmy coś zrobili. byśmy odkryli co to jest, albo odpowiedzieli wprost na sytuację przed którą nas postawił. 
Bóg może być tyranem właśnie w kalwińskim nurcie chrześcijaństwa. skoro predestynacja zakłada suwerenny wybór Boga, co do naszego zbawienia bądź potępienia to po co się męczyć i starać. cokolwiek zrobimy, nasz los już jest przesądzony. wiem, że od wielu lat kalwinizm odchodzi od tak radykalnie stawianej predestnacji, ale jest ona wciąż popularna. 
to nie tak, że ewangelikalni, którzy rzeczywiście najczęściej używają tego zwrotu, siedzą z założonymi rękoma i nic nie robią. oni szukają Bożej woli dla swojego życia. badają, modla się czy dana rzecz, zdarzenie, pomysł aby na pewno jest od Boga. znam nawet takich, co zajęli się czymś, co nie do końca im odpowiadało, ale rozpoznali w tym Bożą wolę dla swojego życia. to jest prawidłowa chrześcijańska postawa. niech się dzieje wola Twoja, a nie moja. 
nie czułbym się zagrożony przez stwierdzenie, że Bóg ma dla mnie jakiś plan. to nic złego. jak mawiają prorocze księgi "ukształtowałem cię w łonie matki twojej", "zapisałem imię twoje na długo nim się urodziłeś". dlaczego w takiej sytuacji Bóg miałby nie "zaplanować" naszego życia? Jeremiasz został powołany na proroka zanim sie urodził. Bóg miał wobec plan i Jeremiasz na ten plan odpowiedział. inna postać biblijna, Terach najprawdopodobniej nie odpowiedział do końca na plan tyczący swojego życia. wyszedł z Ur, ale doszedł tylko do Haranu, gdzie zamieszkawszy umarł. Bóg posła dalej Abrama, który niedługo potem staje się Abrahamem. to jest dowód na to, że ludzie mogą zaprzepaścić szansę daną im przez Boga, ale Boży plan nigdy nie ulegnie zmianie.
Bóg dla każdego ma plan. a to, że większość ludzi nie chce lub nie potrafi tego planu odkryć lub zrealizować jest tylką ich winą. niczyją inną.