Łączna liczba wyświetleń

piątek, 31 października 2008

zapomniana rocznica

Święto Reformacji. dzień w Polsce prawie w ogóle nieznany, a jest on jednym z najważniejsze dni w historii ludzkości.
31.10.1517. Marcin Luter przybija 95 tez na drzwiach kościoła w Wittenberdze. trąca kamyczek, który spowoduje lawinę. zapewne nie zdaje sobie z tego sprawy, gdyż ten skromny augustiański zakonnik nie chciał tworzyc nowej organizacji kościelnej, a jedynie zreformować istniejącą.
zobaczył w Biblii to, co do tej pory nie było zauważalne. zbawienie wyłącznie z łaski, bezpośredni dostęp do Boga. te fundamentalne tezy byy nie do przyjęcia dla ówczesnej hierarchii kościoła katolickiego. spowodowało to jego natychmiastową, wrogą reakcję, dzięki czemu mamy dzisiaj różne nurty chrześcijaństwa oraz możliwość osobistego kontaktu z Bogiem bez potrzeby angażowania w to jakichkolwiek fałszywych pośredników.
nie można pisząc o Reformacji nie wspomnieć o jednej osobie. Jan Guttenberg. jego wynalazek druku pozwolił na szybkie rozpowszechnienie sie nowych ideii po Niemczech, a potem po ościennych krajach. w Polsce pierwsze nabożeństwo luterańskie zostało odprawione już w 1520 roku. gdyby nie Guttenberg Luter skończyłby zapewne jak wielu przed nim jak choćby Jan Hus. i dlatego rola Guttenberga w rozpowszechnieniu ideii reformacyjnych jest nie do przecenia.
wielka szkoda, że w Polsce ten dzień nie ma zadnego oddźwięku społecznego. informacji o nim nie ma w ani jednej z gazet ogólnopolskich. nie znalazłem ani jednej wzmianki o Święcie Reformacji w ani jednym programie informacyjnym. ten dzień w Polsce zwyczajnie nie istnieje. nie ma również żadnego interesu społecznego, by w tym katolickim społeczeństwie przedstawiać fakty niezgodne z ideologią Kościoła katolickiego.
jednak korzystając z obecnej możliwości składam wszystkim znanym i nie znanym mi protestantom życzenia wytrwania w wierze bez względu na okoliczności. bądźcie światłem Ewangelii, gdziekolwiek jesteście i cokolwiek robicie.

wtorek, 28 października 2008

cel dobry, ale...

kilka dni temu na portalu grono.net przeczytałem wypowiedź młodego chłopaka, który dopiero co zaczął studia. mieszka w dużym, wojewódzkim mieście. jest ateistą. z racji swoich powiązań rodzinnych i towarzyskich zna zarówno katolików jak i protestantów.
wypowiedź tyczyła reakcji otoczenia na wieść, że jest ateistą. wśród katolików wzbudza to chwilowe zainteresowanie natomiast później następuje zwykle wzruszenie ramionami i słowa "ok, jesteś ateistą, ale to nam nie przeszkadza". zupełnie inaczej wygląda to w przypadku osób ewangelicznie wierzących. tutaj zwykle jest zaskoczenie, niedowierzanie, a potem nawet przejawy agresji. padają pytania czemu tak jest, co go do tego skłoniło. potem zapewniają go o bożej miłości, a tym, że Bóg na niego czeka i że zaraz musi się nawrócić. nie jest tym zachwycony i wcale tego nie ukrywa.
pytam się po co to wszystko?. po co jako ewangeliczni chrześcijanie wzbudzamy tak negatywne emocje?. dlaczego nie damy człowiekowi normalnie żyć w zgodzie z jego wyborem? ktoś powie, że jako chrześcijanie jesteśmy zobowiązani do niesienia ludziom Chrystusa. to prawda, ale nie możemy nikomu narzucać swojego zdania i swojej opinii. mamy świadczyć o naszym Bogu, a nie stawiać się w roli gliny, który ma za zadanie przekonać opornego do przyjęcia jedynie słusznej ideologii. mamy może i dobre intencje, ale wykonanie jak zwykle o kant d...y potłuc.
co nas kusi, by występować wobec ludzi z wyższością. "jesteśmy lepsi, znamy Jezusa". co was napadło?. jesteśmy tacy sami jak cała reszta. ani lepsi ani gorsi. póki tego nie zrozumiemy zawsze będziemy uznawani za oszołomów i zamiast zdobywać ludzi będziemy ich od siebie odrzucać. od siebie znaczy równocześnie od Boga.
wyluzujcie kochani bracia i siostry w Panu. ja wiem, że do gwałtowników należy niebo oraz, że powinniśmy być rewolucjonistami na wzór apostoła Pawła. tylko, że niektórzy wybierają rewolucję a'la Lew Trocki, a to już chrześcijanom nie przystoi. zamiast atakować ludzi za ich przekonania przekonajmy ich do siebie swoją postawą. wiem, że to łatwo powiedzieć, ale jeśli zamiast postawy pełnej miłości zafundujemy im pretensję, że nie są tacy jak my nikt na tym nie zyska, a wszyscy stracą. a my jeszcze dorobimy się łatki oszołomów, których trzeba omijać jak najszerszym łukiem. dobrą opinie można stracić w mgnieniu oka, a odzyskać ją to robota na długie miesiące. pamiętajmy o tym.
fanatyzm to nieświadomość. nie damy się nigdy złapać w jego sidła.

poniedziałek, 27 października 2008

nie dla Żyda

w pięknym mieście Słupsku radni z partii, której skrót normalni ludzi odczytują jako Przeprosić I Spierdalać postanowili zaszaleć. stwierdzili, że nie mogą dopuścić do zmiany nazwy ulicy. ulica miała nosić imię Maksa Josepha. ale jest problem. a właściwie dwa problemy. Maks Joseph był Żydem. a nawet gorzej. był rabinem. tego już dzielni katoliccy radni zdzierżyć nie mogą. w dodatku przy ulicy tej znajduje się katolicki cmentarz. to już zakrawa wręcz na żydowską prowokację
posłuchajmy radnego Rosińskiego "na cmentarzu pochowanych jest ok 120 tyś osób. w 99% chrześcijan (radny miał chyba na myśli katolików). ich rodziny nie chcą by cmentarna ulica nosiła taką nazwę. będę głosował przeciwko nadaniu imienia rabina. mam poczucie że wypełniam zobowiązanie wobec tych osób".
od dawna twierdzę, że antysemityzm tak jak i rasizm, nacjonalizm, faszyzm powinien być wpisany na listę chorób psychicznych. to jest ciężkie schorzenie, które w zasadzie nie rokuje szans na wyleczenie. ludzie nim dotknięci są jak trędowaci. nie dość, że nie można ich uleczyć to jeszcze bardzo łatwo zarażają innych.
dziwne jest, że w naszym kraju antysemityzm niemal zawsze łączy się z katolicyzmem. jakby te dwie rzeczy były ze sobą wręcz nierozerwalne. nie wiem czym to tłumaczyć. może łatwiejszą podatnością tych ludzi na antysemicką propagandę?. katolicyzm wszakże nie jest wiarą w Boga, w kościół katolicki i jego księży. więc jak ksiądz mówi, że Żyd jest zły to widocznie ma rację.
zastanawia mnie, że w kraju, który stał się areną największej masakry w dziejach ludzkości mogą dochodzić do głosu poglądy, które tę masakrę spowodowały. zadziwia mnie, że dalej są ludzie, którzy głoszą nienawiść na tle rasowym, narodowościowym, religijnym. zadziwia mnie, że ludzie ci nie są ciekawostką zoologiczną, a radnymi, posłami czy ministrami. dziwny to kraj, który dopuszcza do takich wybryków. dziwni to ludzie, którzy wybierają sobie takich przedstawicieli.

sobota, 25 października 2008

kontrowersyjna data

zbliża się 1 listopada. w polskiej, katolickiej tradycji jest to dzień niezwykle ważny z powodów, których chyba nie muszę tłumaczyć.
no i właśnie. tak to już jest, że w tym okresie trzeba gdzieś jechać. odwiedzić rodzinę, pójść na cmentarz. o ile to pierwsze jest ok to drugie wzbudza mieszane uczucia. mówiąc zwyczajnie nie chodzę na cmentarze, bynajmniej nie z przyczyn religijnych. ma to podłoże czysto biblijne.
nie oddajemy żadnej czci zmarłym. ktoś spyta o co mi chodzi. przecież położenie kwiatów czy zapalenie znicza wydaje się całkowicie bezpieczne i nieszkodliwe. tak powiedzą niektórzy. jednak zastanówmy się skąd się wziął ten zwyczaj. jak niemal wszystko w katolickiej tradycji z pogaństwa. to Słowianie palili pochodnie, by dusza zmarłego szybciej trafiła w zaświaty.
nie chcę w żaden sposób mieszać się do pogańskich zwyczajów i tradycji. zwyczajnie nie chcę. nie chcę robić czegokolwiek, co by naruszało moją integralną społeczność z Jezusem. nie wiem jak inni, ale ja nie jestem entuzjastą chodzenia po polu minowym. a jakiekolwiek igranie z przedchrześcijańskimi tradycjami nieuchronnie prowadzi do konfliktu z sumieniem, a może i do konsekwencji na polu duchowym.
rodzinę odwiedzę. bardzo lubię Krotoszyn. miłe miasto o pięknej historii. oczywiście wezmę udział w niedzielnym nabo w krotoszyńskim zborze KZ. pochodzę ulicami starego Krotoszyna. pójdę nad piękne stawy. zobaczę ponad stuletni elewator. ale na cmentarz nie pójdę. a konflikt z rodziną?. wolę już to niż z własnym sumieniem.

kapitalizm zabija - zabij kapitalizm

po raz kolejny kapitalizm pokazał, że jest systemem bez jakiejkolwiek przyszłości. obecny krach jest jeszcze jednym dowodem na jego całkowitą niereformowalność. nie jest to bynajmniej ostatni taki krach jak próbują nam wmawiać liberalne media lecz jest to jeden z pierwszych jakie niewątpliwie czekają nas w najbliższych latach. coś, co z założenia skierowane jest przeciw ludziom jest złe i jako takie nie ma praw istnieć, a nawet dobrze funkcjonować. garstka darmozjadów bogacąca się na niemal niewolniczej pracy setek milionów ludzi jest wystarczającym powodem dla zniesienia tego antyludzkiego systemu.
neoliberalna hołota, która aż wyje z oburzenia na każdą próbę poprawy losu pracowników czy na każdą dotację na państwową oświatę, służbę zdrowia czy opiekę społeczną dziś bez wstydu wyciąga swoje złodziejskie ręce po państwowe pieniądze. bo ich majątki topnieją, bo sami mogą wylądować tam, gdzie już dawno powinni się znaleźć czyli na ulicy. więc trzeba wyrwać z państwowej kasy jak najwięcej, by potem móc dalej okradać swoich pracowników. to nic, że dzieci w Bieszczadach głodują, tysiące mieszkańców popegeerowskich wsi nie mają z czego żyć, tysiące lekarzy ucieka na zachód, by pracować za godziwe pieniądze. to wszystko nieważne. liczy się tylko moja kieszeń, którą państwo ma obowiązek ratować. bo przecież jestem elitą tego narodu, a reszta to tylko "niziny społeczne" (pochodzenie Leszka Millera podane przez Kazimierza Ujazdowskiego. nie jestem wielbicielem byłego SLDowskiego premiera, ale takie prostackie, hrabiowskie chamstwo powinno Ujazdowskiego na stałe wyeliminować z życia publicznego). a poza tym mój synalek za siedem miesięcy kończy osiemnastkę, więc muszę rozpuszczonemu bachorowi kupić obiecanego mercedesa. a co na to rządzący bandyci?. ano nic. usłużnie przeleją miliony na prywatne konta, bo przecież sponsorzy mogą się zdenerwować i na następną kampanię nie dadzą ani grosza.
kiedy państwo pomaga biednym i potrzebującym jest to "niczym nieuzasadniony" interwencjonizm. kiedy natomiast wywala w błoto miliony pakując je w prywatne banki to nic innego jak "wspomaganie wolnego rynku". dość dziwna to filozofia, ale bardzo typowa dla liberalnych degeneratów.
kapitalizm prowadzi świat wprost ku zagładzie. jest rakiem, który należy wyciąć, wypalić ogniem dla ratowania reszty ludności. niech was nie zwiodą brednie o "przejściowych trudnościach" wygadywane przez liberałów. przejściowe to będą okresy chwilowego spokoju na rynku

środa, 22 października 2008

autoplagiat

pierwsza od ośmiu lat płyta AC/DC. nie ma co ukrywać wiele osób czekało na nią z wielkimi nadziejami. wiadomo, legendarna grupa, nagrywająca niemal same wielkie krążki. no właśnie, niemal. słucham "Black ice" i sam nie wiem co o tym sądzić. to wszystko już było. te same riffy, te same frazy, te same solówki. niczego nie wymyślili. powielili pomysły z kilku naprawdę udanych krążków (nawiązania do 'The razor's edge" i 'Back in black" są aż nazbyt słyszalne) i wydali je w nowym opakowaniu. nie mam pojęcia czemu tak poważnie zakpili z fanów, czemu zafundowali im ogrzewane kotlety.
dla mnie to poważne rozczarowanie. stare wilki straciły węch i przytępiły sobie pazury. należy mieć tylko nadzieję, że nie jest to ich ostatnie słowo.

poniedziałek, 20 października 2008

politycznie bezdomny

nie da się ukryć. mimo posiadania jasno określonych, lewicowych poglądów nie mam grupy z którą mógłbym się politycznie związać. że tak powiem mam za sobą kilka nieudanych związków. niestety bardzo wiele rozbijało się o osobistą niechęć jednych ludzi do drugich. jakby nie łapali, że jednak chodzi tu o coś więcej niż o osobiste niesnaski.
problemem środowiska lewicy w naszym kraju jest jego niesamowite sekciarstwo. każda grupa uważa się za jedyną i prawdziwą, a te, które myślą inaczej i coś próbują robić są atakowane przez wszystkie pozostałe za rzekomy entryzm (dla niezorientowanych http://pl.wikipedia.org/wiki/Entryzm). jak niby nawoływanie do zachowania zdrowego rozsądku miałoby stanowić podłoże entryzmu tego doprawdy nie jestem w stanie zrozumieć.
swego czasu myślałem nawet o zaangażowaniu się w jakąś oficjalną partię polityczną. SLD wzbudzało u mnie delikatnie mówiąc odruchy wymiotne z przyczyn ogólnie znanych takich jak pełne poparcie dla idei neoliberalnych, prywatyzacyjnych i całkowitego ustępstwa wobec wszelkich zachcianek kościoła katolickiego. z dużą radością powitałem inicjatywę Marka Borowskiego tworzącą SdPL. trzy lata temu w czasie kampanii wyborczej przeżyłem z nimi dwumiesięczną świetną przygodę. mimo iż Marek Borowski przez długi okres czasu był jedną z najważniejszych osób w państwie był człowiekiem miłym, pełnym sympatii dla drugiej osoby. nigdy nie dawał nam, wolontariuszom do zrozumienia, że jesteśmy kimś gorszym. kampania skończyła się jak skończyła. SdPl uzyskała 4,81% poparcia, co było o tyle dziwne, że jeszcze tydzień wcześniej było tego poparcia 6,7%. cóż, może czasem sondaże doznają gwałtownego nawrócenia kilka dni przed wyborami.
jednak kurs jaki ostatnio obrała SdPL nie wpływa na mnie dość zachęcająco. próba tworzenia z Partią Demokratyczną wspólnej formacji nie jest tym, czego oczekiwałem. partia liberałów dla których człowiek pracy jst tylko środkiem do celu jakim jest bogacenie się pracodawców nie jest niczym godnym uwagi. skoro w pierwszym jak i w drugim obiegu nie ma formacji, która spełniałaby moje oczekiwania pozostaje mi na razie czekać w ukryciu. w którym to jednak ukryciu nie tracę czasu. rozmowy, które od czasu prowadzę muszą przynieść jakiś efekt
ktoś powie, że jest Polska Partia Pracy. nie zapominajmy jednak, że jeszcze parę lat temu PPP współpracowała z generałem Wileckim i zapraszała do Polski kolegów Le Pena. ich nawrócenie z brunatnego koloru na czerwony zawsze budziło mój wewnętrzny niepokój.
przyjdzie jednak czas, gdy prawdziwa lewica socjalna odnajdzie swoje miejsce i swój elektorat. nie są to tylko moje pobożne życzenia, w iem że takie działania są podejmowane i mogą liczyć na moje całkowite poparcie. na razie ugrupowania mieniące się lewicowymi tracą czas i energię na rzeczy całkowicie niepotrzebne. równouprawnienie gejów i prawo do aborcji jest brnięciem w ślepą uliczkę. ja pod tym na pewno się nie podpiszę, gdyż nie są to elementy lewicowego patrzenia na świat. bezrobotny bez prawa do zasiłku, samotny rodzic wychowujący niepełnosprawne dziecko, dzieci spędzające cały czas na trzepaku, likwidacja kolejnej biblioteki, obcinanie dotacji na transport publiczny, bezprawne eksmisje w zgodzie z interesem wnuka przedwojennego właściciela kamienicy. to są problemy z którymi powinna zmierzyć się formacja uznająca się za lewicową. póki taka nie powstanie nie będzie można mówić o odradzaniu się w Polsce autentycznego, lewicowego ruchu.
na razie jestem bezdomny. mam nadzieję że na niezbyt długi okres czasu. w końcu wychodzenie z bezdomności to jeden z głównych celów formacji, której chcę być członkiem

wybór I d

"ksiądz katecheta powiedział, że odeszliśmy od wiary, od Kościoła. wyszedł i trzasnął drzwiami. po paru dniach kazał zdjąć krzyż z naszej sali"

jest w Łodzi taka szkoła, gdzie cała klasa, 32 osoby nie chodzi na religię. jak łatwo się domyśleć na religię katolicką, gdyż inne nie są raczej nauczane w szkołach publicznych. z tego powodu wywęszono sensację. cholera wie, co to jest. szkoła pełna ateistów?. a może co gorsza komunistów?
mnie dziwi kilka faktów nad którymi chcę się pochylić. Łódź jak wiadomo jest miastem wielokulturowym z piękną historią tworzoną przez przedstawicieli kilku narodów. nie na darmo w Łodzi organizuje się Festiwal Czterech Kultur (http://www.4kultury.pl/). było to miasto tworzone przez Polaków, Niemców, Żydów i Rosjan. naturalne jest więc, że ich potomkowie zostali tam do dzisiaj. nie wszyscy mieszkańcy Łodzi są katolikami. nie rozumiem o co cały ten hałas. cała klasa nie chodzi na religię?. a może nie ma tam katolików?. w Łodzi istnieją parafie luterańska ( http://www.mateusz.org.pl/) kalwińska (http://www.lodz.reformowani.net.pl/), prawosławna. są zbory zielonoświątkowe (http://www.lodz.kz.pl/), baptystyczne (http://www.baptyscilodz.org/) jak i jeszcze kilka innych. zupełnie nie rozumiem oburzenia faktem, że trzydzieści dwie osoby nie chodzą na lekcje religii katolickiej.
dyrektor szkoły tłumaczył się z tego w łódzkiej kurii. jakim prawem pytam?. jakim prawem ktoś go tam wezwał i zadawał jakieś dziwne pytania?. jakim prawem urzędnik państwowy udał się do siedziby kurii na swoiste przesłuchanie?. co na to kuratorium?. co na to ministerstwo? żyjemy w naprawdę bardzo dziwnym kraju
na początku posta zacytowałem fragment reportażu z Dużego Formatu (20.10). jest to reakcja księdza katechety na decyzję klasy. dla mnie ten ksiądz jest negatywnym bohaterem całego reportażu. nie dość, że jest idiotą, nie ma prawa być duchownym ani tym bardziej pracować z młodzieżą to jeszcze jest wzorcowym przykładem jak duchowni wzbudzają antyklerykalizm w tym kraju. cała jego postawa jest agresywna i pełna pogardy dla tych młodych ludzi, którzy odważyli się mieć własne zdanie i własny pogląd na otaczający ich świat.
zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. ów ksiądz mówi do młodych ludzi "odeszliście od wiary, od Kościoła". jak widać Kościół katolicki utożsamia te dwie rzeczy ze sobą. wiara to jednocześnie przynależność do Kościoła, oczywiście katolickiego. tego nigdy nie rozumiałem w katolicyzmie.
doskonale widać, że ten kościół samemu prowokuje antyklerykalizm, a potem płacze jak bardzo go ludzie nie lubią. a może wystarczy tylko eliminować takich ludzi jak ten ksiądz z Łodzi a wszystko będzie na jak najlepszej drodze?

sobota, 18 października 2008

uprawnienia prezydenckie

bycie Polakiem jest obecnie passe. mało tego to totalny obciach. gorszy niż słuchanie Mandaryny i zachwycanie się "modą na sukces".
cieszę się że nie jestem patriotą. patrząc na to, co obecnie dzieje się w tzw "centrach władzy" człowiek nie ma pojęcia czy ogląda czeski film czy śni mu się koszmar. powiedzmy sobie wprost. dwóch kretynów, z których jeden stara się udowodnić drugiemu, że jest od niego głupszy. oskarżenia, przepychanki, gonitwy do krzeseł, wygrażanie sobie, kto ma większe uprawnienia. to wszystko powoduje tylko litościwy śmiech i nadzieję jak najszybszej zmiany władzy w tym dziwnym kraju.
osoby, o których obecnie piszę są zobowiązane prawem do godnego reprezentowania naszego kraju oraz dbania o jego pozytywny wizerunek. każde inne zachowanie jest łamaniem prawa i jako takie może stanowić podstawę do postawienia delikwenta przed Trybunałem Stanu. szkody jakie wojenki podjazdowe na szczytach władzy mogą uczynić naszemu krajowi są pewnie jeszcze niezauważalne, ale na pewno odbiją się negatywnie na opinii o Polsce na świecie. nie wiem czy kraj w którym de facto nie wiadomo kto rządzi ma szansę na pozytywny odbiór na świecie.
osobiście uważam, że gro winy za zaistniałą sytuację ponosi lokator Pałacu na Krakowskim Przedmieściu. nie oznacza to oczywiście że automatycznie jestem zwolennikiem Człowieka Z Pułtuska. obu ich uważam za groźnych i niebezpiecznych dla naszego kraju.
kończąc już tę długą przemowę ogłaszam, że od dziś nadaję sobie uprawnienia prezydenckie. polegają one na wchodzeniu gdzie chcę bez zezwolenia i pytania gospodarzy o zdanie. w końcu ryba psuje się od głowy

czwartek, 16 października 2008

książk i!!! książki !!! książki !!!

postanowiłem zbierać klasykę powieści XX wieku. oczywiście klasyka to pojęcie dość szerokie, a i pewnie różne osoby różnie je definiują. to książki, które odcisnęły pewne piętno na czasach, w których zostały napisane. ksiązki po prostu ważne.
mam "w drodze" Jacka Kerouaca, "buszującego w zbożu" J.D. Sallingera, "mistrza i małgorzatę" Michaiła Bułhakowa, "paragraf 22" Kena Kesseya, "moskwa-pietuszki" Wieniedykta Jerofiejewa, "wściekłość i wrzask" Williama Faulknera, "lolitę" Władimira Nabokova, "zabić drozda" Harper Lee, "złego" Leopolda Tyrmanda, "władcę much"Williama Goldinga, "ferdydurke" Witolda Gombrowicza i kilka innych.
zamierzam kupic kilka kolejnych. zapewne dużo mi jeszcze brakuje. pytanie tylko czy można na tyle uzupełnić bibliotekę, by być z niej w pełni zadowolonym. czy można kiedyś przestać zbierać. a przecież i w chwili obecnej powstają dzieła ważne i istotne. ja kto wszystko ogarnąć?. jak być na bieżąco we wszystkim, co ważne?.
a co wy uważacie za klasykę? jakie książki dla was są ważne i istotne?

ważna rocznica

mamy dziś 16 października. dzisiejsza data wielu ludziom kojarzy się ona z jednym wydarzeniem ja jednak chciałbym skupić się na innym zapomnianym nieco fakcie historycznym.
16 października 1793 w Paryżu ścięto Marię Antoninę. była to królowa, która wsławiła się doskonałym rozumieniem potrzeb ludności. kiedy w 1789 zbuntowany lud Paryża podszedł pod Wersal Antonina spytała swojego marszałka czego oni chcą. marszałek odpowiedział, że nie mają chleba. wtedy ona z największym monarszym spokojem odrzekła "nie mają chleba?. to niech jedzą ciastka". odpowiedź ta wysłała ją parę lat później na szafot.
zawsze trzeba uważać co się mówi i w jakich okolicznościach padają słowa. często bowiem później w najmniej oczekiwanym momencie wracają i to konsekwencjami o których nigdy byśmy nie pomyśleli. jeszcze więcej uwagi należy poświęcać na to czy kogoś tym nie obrażamy. jak to jest że ci, którzy zdobyli władzę bardzo szybko zapominają dzięki komu ją zdobyli. a potem bardzo szybko zwracają się przeciwko tym, którzy wynieśli ich na szczyt.
historia Marii Antoniny powinna ich czegoś nauczyć.

nie jestem

Nie jestem katolikiem. Przyznaję, że w Polsce jest to sytuacja dość niekomfortowa. Często czuję się jakbym żył w rezerwacie otoczony przez przedstawicieli dominującego wyznania. Często czuję się jakbym żył w podwójnym rezerwacie. Nie jestem katolikiem, ale jestem chrześcijaninem. Niestety, oficjalny dyskurs publiczny w Polsce nie uznaje takiego podziału. Chrześcijanin to po prostu katolik. Dlatego często wywołuję poważną konsternację. Mówiąc, że nie jestem katolikiem najczęściej słyszę dwa pytanie. „To nie jesteś chrześcijaninem?”, pytanie pierwsze oraz „to nie wierzysz w Boga?”, pytanie drugie. Dla wielu moich rozmówców sytuacja, w której jest się chrześcijaninem, ale nie katolikiem jest po prostu nie do przyjęcia. Tak samo, gdy gdzieś pada słowo „Kościół” oczywistym dla nich jest, że chodzi o rzymskokatolicki
Ciężko się żyje w kraju, który nie zauważa twojej obecności, w kraju, gdzie niemal na każdym kroku musisz się tłumaczyć z tego kim jesteś, w kraju, który nie uznaje twojej odrębności. Niewątpliwie religia jest jednym z najważniejszych elementów samoidentyfikacji. Jeśli ktoś próbuje tę samoidentyfikację zakłócać bądź „tłumaczyć” na swoją modłę wyrządza człowiekowi ogromną krzywdę.
Fakt, iż nie jestem katolikiem powoduje u moich rozmówców trzy typy reakcji. Pierwszy stawia mnie w pozycji rzadkiego okazu zoologicznego. Interesuje ich jakim cudem przeżyłem i funkcjonuję w tak wrogim dla mnie środowisku. Dobrze przynajmniej, że nie próbują mnie karmić
Druga reakcja kwestionuje moją polskość. Jestem elementem obcym, napływowym. Przecież Polak to katolik. Nie mogą zrozumieć, że nie jestem ani Niemcem ani Żydem ani Ukraińcem. Dla nich moja niekatolickość jest dowodem na moją obcość.
Trzeci rodzaj moich rozmówców uważa, że przeżyłem jakąś traumę, coś, co odepchnęło mnie od wiary przodków. Dla nich oczywiste jest, że przyszedłem na świat w rodzinie katolickiej i tylko jakiś przebyty wstrząs spowodował moje odejście od katolicyzmu/
Wszystkie typy rozmówców powodują u mnie chęć wyjazdu do kraju, gdzie będę po prostu człowiekiem. Bez zaglądania w metrykę, rozporek, papiery, bez ciągłego udowadniania, że nie jestem wielbłądem. Bo w Polsce na razie nie mogę na to liczyć.

katolicyzm i ja

Mój stosunek do katolicyzmu nacechowany jest duża niechęcią do tego wyznania. Nie jest on wrogi, a właśnie negatywny. Uważam katolicyzm za z gruntu zły. Jest to wyznanie dogmatyczne, opresyjne, nie uznające wolności słowa oraz rozwoju myśli innej, niż ta oficjalna. W chórze głosów opuszczających Watykan nie może być ani jednej nutki nie mającej zatwierdzenia Świętego Oficjum.
Mój serdeczny przyjaciel wywodzący się ze zlaicyzowanej rodziny (aczkolwiek jego dziadek jeszcze przed wojną był aktywnym wiernym Kościoła Ewangelicko-Reformowanego) zwykł mawiać iż uważa katolicyzm za przeniesioną na grunt religijny partie komunistyczną. Ja natomiast twierdzę odwrotnie. To partia komunistyczna jest świecką wersją katolicyzmu. Kto nie wierzy nich porówna system działalności politycznej partii komunistycznej z systemem funkcjonowania Kościoła katolickiego. Podobieństwa są uderzające.
Kościół katolicki zapominając o swojej misji i powołaniu pragnie kontrolować wszelkie przejawy życia (w tym również osobistego) swoich wyznawców. Rości sobie prawo do decydowania co oni mają robić, jak się zachowywać, co myśleć i na kogo głosować. Główna różnica na tej płaszczyźnie między Kościołem katolickim, a Kościołami protestanckim jest taka, że katolicki na siłę chce być obecny w życiu swoich członków, natomiast w protestantyzmie Kościół jest zapraszany przez członków do uczestnictwa w ich życiu.
Jak powszechnie wiadomo katolicyzm powstał z połączenia pierwotnego chrześcijaństwa z pogaństwem. Jest zatem dzieckiem z nieprawego łoza. By zapewnić chrześcijaństwu przychylność pogan i tym samym umocnić nową religię w strukturach cesarz musiał wprowadzić do niego elementy pogańskie, które w dużej mierze funkcjonują w nim do dziś, głównie pod postacią tzw. katolicyzmu plebejskiego.
Nie mogę zaakceptować wyznania, które w tak jawny sposób gwałci Biblię oraz podważa jej autorytet i pierwszoplanowość, wyznania, które praktykuje bałwochwalstwo ( modlitwy do zmarłych, kult figur, obrazów, relikwii), utrzymuje zakazany kontakt ze światem umarłych (rzekome „przekazy" czyśćca) uznaje demoniczne manifestacje i objawienia pod postacią na przykład krwawiących opłatków (aż dziwne, że tego typu manifestacji nie ma w protestantyzmie)
Uważam, iż katolicyzm jest bardzo dobrą religią dla ludzi o ograniczonych horyzontach myślowych, którym wystarczy na talerzu podać to, w co mają wierzyć. Katolicyzm nie wymaga żadnego wysiłku intelektualnego. Stał się religią ludzi bezmyślnie „klepiących zdrowaśki” przekonanych iż tylko w ten sposób mogą sobie „wypracować” niebo. Ako taki nie może zyskać u mnie ani grama sympatii.