Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

dwa spojrzenia mediów.

zamieszki w Syrii to "walka o demokrację", a zamieszki w Londynie to już tylko "podpalanie samochodów i napady na sklepy". oto nowoczesna propaganda, w której przeciwników systemu nazywa się zwykłymi bandytami całą sprawę sprowadzając do poziomu młodzieżowych gangów, a nie społecznego sprzeciwu wobec coraz bardziej powszechnego wykluczania, jakie na Wyspach i w Europie dotyka coraz to nowe grupy i środowiska.
w Syrii walczą o to, by móc żyć jak w świecie kultury Zachodu. nie napiszę, że "walczą o demokrację", bo przecież ten termin oznacza ściśle określoną sytuację, występującą w Europie Zachodniej i w USA. "demokracja" występuje tylko wtedy, gdy faktyczną władzę sprawują banki i międzynarodowe korporacje. w każdym innym przypadku mamy do czynienia z "dyktaturą".
w Syrii zmanipulowane społeczeństwo tak naprawdę walczy o wprowadzenie swojego kraju w krwiobieg międzynarodowego korporacjonizmu. i taka "walka" musi się oczywiście wszystkim, zależnym od korporacji mediom podobać, a także zdobyć poparcie świata polityki również zależnego od tego samego przecież biznesu.
w Londynie natomiast wyrażono sprzeciw wobec spychania coraz większej ilości ludzi na margines życia społecznego i gospodarczego. śmierć tego 29letniego handlarza narkotyków była tylko katalizatorem. te zamieszki i tak by wybuchły. dziś, za tydzień, za miesiąc. ludzie nie byliby w stanie wytrzymać tego, co funduje im rząd Camerona. wściekłość jaka w tych ludziach buzowała, prędzej czy później musiała znaleźć jakieś ujście. zabranie wszelkich możliwych zasiłków w sytuacji, gdy dla większości imigrantów i tak nie ma żadnej pracy, spycha te osoby na drogę przestępstwa. przecież z czegoś trzeba żyć. a może właśnie o to chodzi? o pozbawienie niechcianych imigrantów środków do życia, a potem o wsadzenie ich do więzień, by pokazać jak bardzo są niebezpieczni.
tzw "obiektywne" media za wszelką cenę starają się przedstawić te wydarzenia jako zwykły wandalizm. w mediach tych absolutnie nie może pokazać się informacja, że te społeczne protesty są na tle ekonomicznym. przecież w ustroju powszechnej szczęśliwości jakim jest neoliberalny kapitalizm nie ma "protestów społecznych". są tylko "zamieszki wywołane przez uliczne gangi" i "masowe okradanie sklepów".
z wypowiedzi uczestników zamieszek jasno wynika, że rząd Camerona obcinając lub likwidując zasiłki, wpędził dziesiątki tysięcy ludzi w otchłań nędzy. bardzo wielu imigrantów nie jest w stanie znaleźć żadnej pracy. sam fakt bycia imigrantem eliminuje z rynku pracy. również ludzie mieszkający w "złych" dzielnicach nie mają zbyt wielu szans na pracę. i to nie ma znaczenia, czy jesteś "dobrym" czy "złym" mieszkańcem takiej dzielnicy. samo mieszkanie tam jest niemal gwarancją bezrobocia. dla takich ludzi zasiłki czy zapomogi były jedyną szansą na przeżycie. ich likwidacja niczego nie zmieni. ci ludzie dalej nie znajdą pracy. nie dostaną jej z wymienionych wyżej powodów. będąc pozbawionymi zasiłków, tak jak już wyżej pisałem zapewne będą zmuszeni zwrócić się ju przestępczości, a tym samym poważnie zaryzykować więzienie. może to jest właśnie ów plan? imigrantów uznać za wrogów publicznych i deportować ich z kraju, a biednych zamknąć do świeżo wybudowanych więzień. bo przecież pieniędzy na zasiłki nie ma, ale na więzienia musowo muszą się znaleźć.
zamieszki w Londynie są wyjątkowo na rękę Cameronowi i jego partii. a w niej widzę odbicie polskiego pisuaru. obie partie każdy niepokój społeczny traktują jako pretekst do zaostrzenia prawa, a nie przyczynek do rozwiązania problemu.
partia Camerona ma także bardzo specyficzne podejście do ratowania budżetu. wprawdzie (jak w każdym wypadku) odpowiedzialność za kryzys ponoszą bogaci i ich nieopanowana żądza dalszego bogactwa, to cały wysiłek mający na celu ratowanie sytuacji zostaje zrzucony na barki najbiedniejszych. stąd decyzja o likwidacji wszelkich możliwych zasiłków, społeczny zaś bunt jest traktowany jako dowód na słuszność owej decyzji.
czy ktoś słyszał, by najbogatsza warstwa ponosiła kiedykolwiek odpowiedzialność za wywołany przez siebie kryzys?

środa, 17 sierpnia 2011

krucyfiks nad (niewierzącym) pacjentem.

dziwna sytuacja w jednym z warszawskich szpitali. zdanie salowej i pielęgniarki ws wiszącego na ścianie krucyfiksu okazało się ważniejsze niż zdanie pacjenta. pacjent ateista zdjął krucyfiks ze ściany. nikomu to nie przeszkadzało, gdyż rzeczony pacjent był w sali sam. zdjął symbol, który jest sprzeczny z jego systemem wartości. miał do tego prawo, gdyż wszyscy mamy prawo do przebywania w przyjaznym nam środowisku.
obie panie z wielkim krzykiem krucyfiks ten powiesiły z powrotem. przy okazji doradziły naszemu pacjentowi, ateiście, by ten wykazał się... większą tolerancją wobec katolickiej większości. do tej pory słowo "tolerancja" kojarzyło mi się raczej z tym, że to większość zapewnia prawa mniejszości, a nie mniejszość dostosowuje się do większości. choć rozumiem, że mogę się czepiać.
zauważyliście pewnie, że nie piszę "krzyż", a "krucyfiks". dla mnie krzyż jest pusty. jeśli jest z figurką, wtedy jest krucyfiksem. katolickim symbolem wiary, który również bym zdjął, a na jego miejsce zawiesił zwykły krzyż, który jest właściwym symbolem chrześcijaństwa.
cała ta sytuacja jest naprawdę dzika. przypomina, że w Polsce każda postawa inna niż rzymskokatolicka wygląda jakby wyskoczyła z ZOO lub psychiatryka. w Polsce nie można być niekatolikiem. i to jeszcze w jedynej, poprawnej rzymskiej wersji. żaden tam starokatolicyzm, czy katolicyzm narodowy. pokazuje też, że każdy niekatolik musi się liczyć z możliwością społecznego ostracyzmu. że ideały głoszone przez katolicyzm są tak naprawdę funta kłaków warte. chodzi tylko o władzę i potwierdzanie tej władzy.
a inni? mogą sobie wyjechać z tego kraju. bo tu rzymscy katolicy są większością i domagają się należnych sobie praw. to znaczy obowiązku nieistnienia niekatolików. w każdym aspekcie życia społecznego.

moja dupa jest najważniejsza.

dziś strajk na kolei. wielu pasażerów było wściekłych. uważają, że tylko ich prawo do przejazdów ma być respektowane. prawo kolejarzy do godnej pracy już niekoniecznie. wielu pasażerów mówiło, by sprywatyzować kolej, bo w prywatnym przedsiębiorstwie strajk byłby niemożliwy, bo szef wywali z roboty no i zdążyliby (oni, pasażerowie) do pracy.. mówią to pewnie młodzi, wykształceni z wielkich miast, zapewne wyborcy PO.
zapominają tylko o jednym. jeszcze 25 lat temu strajk był aktem wielkiej odwagi. groziły za niego poważne konsekwencje i represje. nie chcą pamiętać, że jednym z postulatów w sierpniu 80 było właśnie prawo do strajku. chyba, że działa tu stare prawo. za "komuny" strajk był ok, a teraz za "demokracji" jest be.
w demokracji strajk jest jedną z najnormalniejszych form walki o własne prawa. jeśli ktoś tego nie rozumie, kierując się własnym, partykularnym interesem w stylu "moja dupa jest najważniejsza" to jest to bardzo przykre. należy mieć tylko nadzieję, że kiedyś stanie twarzą w twarz z koniecznością strajku. pytanie czy wtedy będzie się zastanawiał czy jego strajk komuś utrudni życie. jeśli kieruje się zasadą "moja dupa jest najważniejsza" to pewnie nie. dziś uważa strajk kolejarzy za nielegalny, ale kiedy sam będzie musiał po niego sięgnąć, wszystko będzie zapewne wg niego w najlepszym porządku. w końcu ważne, by zauważać tylko własne problemy, a te innych ludzi traktować jak wyssane z palca bajdurzenia o rzekomo poważnych problemach.
zadziwia mnie naprawdę postawa tak częsta w naszym kraju, że tylko moje problemy są warte uwagi, problemy natomiast innych to tylko przykrywka dla ich mętnych interesów. w ten sposób to społeczeństwo nigdy nie stanie na nogi, nigdy nie wywalczy należnych sobie praw. a kapitaliści będą tylko zacierać z radości ręce, że ludzie w naszym kraju nigdy nie będą w stanie się dogadać.
jak widać napuszczanie jednej grupy społecznej na drugą zawsze zdaje egzamin. po dupie wtedy obrywają wszyscy.

czwartek, 4 sierpnia 2011

to nie jest obustronne?

jeżeli biały nazwie białego "kretynem", to mamy do czynienia z obrazą. jest na to paragraf i można skarżyć o naruszenie dóbr osobistych. gorzej jest, gdy biały nazwie czarnego "kretynem". idę o każdy zakład, że niemal 100% potraktowanych w ten sposób Murzynów, sięgnie w tym momencie po argument "rasizmu".
oczywiście rasizmem to nie jest, ale niemal każdy czarny wykombinuje, że z artykułu o rasizm można "wycisnąć" znacznie większą sankcję, niż ze zwykłego artykułu o naruszenie dóbr osobistych. rasizm to o wiele cięższy zarzut, który kwalifikuje się na znacznie surowsze potraktowanie i być może tenże czarny, kierując się zwykła zemstą będzie chciał, dla zwykłej satysfakcji uzyskać wyższy wyrok.
i tylko pytanie, czy w tej sytuacji, ktoś nazwie działania czarnego mianem rasizmu?

środa, 3 sierpnia 2011

oni nie mogą normalnie żyć?

znowu się pożarłem z katolikami. właściwie to oni pożarli się ze mną (przecież ja zawsze jestem bez winy). a było to tak...
na jednej z zamkniętych grup dyskusyjnych, mających charakter nieco ekumeniczny padła propozycja, by uczestnicy zaprezentowali piątkę, swoim zdaniem najważniejszych chrześcijan XX wieku. odpowiedziałem chyba jako pierwszy. oto owa piątka.

1. Dietrich Bonhoeffer
2. Martin Luther King
3. Brat Roger z Taize
4. Billy Graham
5. Karl Barth

mój wybór, moja sprawa. rzucili taki temat, to i mają odpowiedź. no i się zaczęło...
jakim prawem nie umieściłem tu Karola Wojtyły? jakim prawem na liście nie ma żadnego katolika? dlaczego obrażam katolików pomijając ich w tym zestawieniu? zamiast napisać swoje typy, kogo uważają za wybitne postaci, cała energię skupili na dokopywaniu mi za ten mój straszny "grzech" nieumieszczenia na liście pewnej "oczywistej" osoby. zupełnie jakby to było najważniejsze, a nie podzielenia się z innymi swoimi przemyśleniami na temat ludzi, którzy często nieodwracalnie zmienili obraz chrześcijaństwa.
i pytam tu, jaki to ma sens? czy nie można po prostu zaakceptować, że ktoś ma inne zdanie, inną opinię. nie można przyjąć do wiadomości, że różnorodność jest bogactwem, z którego należy korzystać? czy jak człowiek jest rzymskim katolikiem to musi domagać się, by tylko jego było na wierzchu, by tylko on miał prawo do wyrażania sądów i opinii?
naprawdę kraj bez katolików byłby pięknym krajem. to jednak marzenie...

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

nie wszyscy są z jednego Ducha...

Stała powinnością każdego chrześcijanina jest codzienne stawania wobec wiekopomnej perspektywy Krzyża i dokonanego na Nim zbawienia. Obowiązkiem każdego chrześcijanina jest pamiętanie, że Bóg wykupił go od przekleństwa zakonu. Zapłacił za to największą cenę, życie własnego Syna.

Tymczasem chrześcijanie spierają się o Karola Darwina, parady równości, in vitro, całkowicie zatracając sens swojej wiary. zamiast pytać brata z ławki czy wierzy w przebaczenie win powstałe na Krzyżu sprawdzamy go czy wystarczająco mocno potępia teorię ewolucji i jej autora. A kim my jesteśmy by potępiać?. Kto nam dał do tego prawo?. Jesteśmy po to, by kochać bliźniego swego, a nie potępiać. Mamy go kochać niezależnie od poglądów i postawy jaką reprezentuje.

Niektórzy myślą, że bycie chrześcijaninem to rozprawianie się z grzechem całego świata. Że uczeń Jezusa to taki pozytywny Attyla, który z mieczem w ręku wycina każde napotkane zło. W swoim zapale chcieliby wszystkich zbawiać. Zapomnieli tylko o jednym, małym szczególe. Zbawienie przychodzi przez miłość i modlitwę, a nie przez wymachiwanie mieczem. Zapominają również, że grzech już został pokonany. Zwyciężyła go Krew naszego Zbawiciela. W walce o zbawienie świata nie ma miejsca na miecz. To nie ta bajka.

Jak to się dzieje, że w naszych zborach są osoby, które gdyby tylko mogły usuwałyby z nich siostry za przyjście na nabożeństwo w spódniczce przed kolana czy braci za posiadanie przez nich włosów opadających na łopatki?. Nie dość, że nie widzą w swoim postępowaniu niczego nagannego to jeszcze są święcie przekonani, że dostali od Boga „misję”. Że to sam Bóg postawił ich na „straży moralnej” ich własnego zboru, a każda opozycja wobec nich to sprzeciwianie się Duchowi. Patrząc na ich zachowanie nie sposób nie odwołać się do myśli D. Bonhoeffera. W Kościele istnieją jednostki silne potrafiące zachować jedność wspólnoty pomimo wielu przeciwności i dużych wad jej członków oraz jednostki słabe, które każdy zaistniały problem rozwiązywałby usuwając ze społeczności wszystkie jednostki, które w ich „mniemaniu” są źródłem „kłopotów”.

Kim jesteś, że tak bezceremonialnie oceniasz innych?. Za kogo się uważasz wprowadzając własną definicję dobra i zła?. Czym się kierujesz, że narzucasz otoczeniu swoją wizję rzeczywistości, a osoby mające własne zdanie usuwasz ze swojego kręgu znajomych?. Czy zadałeś sobie kiedyś pytanie dlaczego w zborze nie masz przyjaciół?.

Problem autorytarnych jednostek, które swoim zachowaniem negatywnie wpływają na społeczność znany jest niemal w każdym zborze. Niemal wszędzie są ludzie, którzy swoim w sumie niezamierzonym zachowaniem zakłócają pracę i życie społeczności. Jeżeli ktoś myśli, że jeśli coś jest dobre dla niego to automatycznie jest dobre dla innych popada w pychę. Jeżeli ktoś potępia brata czy siostrę, bo żyją niezgodnie z jego wyobrażeniami o chrześcijańskim życiu zatraca cechy Chrystusa.

Pamiętamy, że wszyscy jesteśmy dziećmi bożymi. Nasz Pan stworzył nas różnych. Różnorodność jest błogosławieństwem, a unifikacja przekleństwem. Dlatego jeden radośnie wznosi ręce, drugi w skupieni klęka, trzeci stoi pod ścianą i bezgłośnie się modli. Jesteśmy wolni w Chrystusie i tacy mamy pozostać. Pamiętamy o tym. Chrystus jest wolnością, a każdy, kto chce nam tę wolność zabrać bądź ograniczyć nie jest z naszego ducha.