Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 6 grudnia 2010

dyskretny urok bałwochwalstwa

miałem unikać uderzania w katolików. niektórzy mówili, przyjmij postawę ekumeniczną, przebaczaj, rozumiej. ja rozumiem, ale czasem kilka słów napisać muszę. taki już jestem. po prostu.
ja rozumiem, że katolicy mają te swoje obrazy z Jezusem, Marią, świętymi. niech mają. widocznie do czegoś są im potrzebne choć ja za chińskiego boga nie jestem w stanie zrozumieć do czego. problem zaczyna się, gdy widzę obrazy z ludźmi. Ratzinger, Wojtyła, Glemp, ojciec Pio. to już przestaje mi się podobać. kwestia oddawania czci, często jak najbardziej żyjącym ludziom przestaje być zabawna, a staje się całkiem poważnym problemem teologicznym. co pcha ich do dekorowania ścian swoich mieszkań takim np Józefem Glempem? nie wiem, a i prawdę mówiąc a bardzo wiedzieć nie chcę. wiedza ta nie jest mi do niczego potrzebna. zastanawia mnie jednak co innego. tak często hierarchowie kościoła katolickiego potępiali np komunistów za oddawanie wręcz boskiej czci swoim przywódcą. tylko ja się pytam. czy różni się portret przywódcy partyjnego wiszący w siedzibie jego partii od portretu przywódcy danego Kościoła wiszącego na plebanii. to także uwielbienie dla człowieka.
czy wyobrażacie sobie, że wchodzicie do gabinetu swojego pastora, a tam na ścianie portret biskupa Marka Kamińskiego? ja sobie nie wyobrażam. i wolę sobie nie wyobrażać. mam nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie. mam nadzieję, że większość Kościołów będzie odporna na tego typu nowości.

Brak komentarzy: