Łączna liczba wyświetleń

środa, 5 maja 2010

muzułmanie nie są przyjaciółmi.

w ostatnich kilku latach obserwujemy ogromną fascynację radykalnej lewicy środowiskiem islamu. wynika to zapewne z radykalnie antyamerykańskiego kursy przyjętego przez to środowisko jak i przez większość muzułmanów.
nie będę niczego owijał w bawełnę twierdząc, że jest to sytuacja jak najbardziej nienaturalna, a towarzyszące temu zjawisko popierania muzułmanów jest całkowicie dziwne i niezrozumiałe. ten tor polityki jest jak najbardziej błędny. nie uwzględnia on jednej, zasadniczej kwestii. dla ruchów islamskich wrogiem jest cała cywilizacja, cała kultura świata zachodniego. wszystkie jego wartości, wszystkie osiągnięcia. w tym dokonania lewej strony strony politycznej. ich celem jest zniszczenie wszystkiego, co wiąże się z Zachodem. również tych, od których otrzymują obecnie tak duże poparcie. oni w żadnym wypadku nie uważają nas za jakichkolwiek partnerów czy przyjaciół. jesteśmy dla nich takimi samymi wrogami jak Barack Obama czy Nicholas Sarkozy.
trudno przypuszczać, by polityczni przywódcy islamistów, będący ludźmi niezwykle starannie wykształconymi nie wiedzieli o popierającej ich lewicy. doskonale o tym wiedzą. w przeciwieństwie do dołów społecznych w swoich krajach oni mają pełny dostęp do zachodniej telewizji, prasy czy internetu. na pewno czytali wszelkie odezwy, apele o stanięcie ramię w ramię z prześladowanymi muzułmanami w Europie. i na pewno zacierają ręce jakich to mają obrońców. a gdy przyjdzie co do czego potraktują nas tak samo jak wszystkich innych.
co mam na myśli pisząc "jak przyjdzie co do czego"? islam jest bardzo ekspansywny. jest również bardzo agresywny, nie uznający żadnej inności. nie muszę o tym nikomu przypominać. na terenach, gdzie zdobywają przewagę liczebną natychmiast wprowadzają prawo wyznaniowe. również niemal od razu zaczyna się "akcja misyjna" polegająca na propozycji nie do odrzucenia. "albo przyjmujesz islam, albo żegnasz się ze światem". stawanie w obronie muzułmanów w Europie jest niczym innym jak przygotowywaniem gruntu pod kolonizację. islam coraz bardziej będzie się rozwijał. ogromna emigracja, równie wielki przyrost naturalny w muzułmańskich rodzinach nie pozostaną bez efektu. jednocześnie od wielu lat ludność Europy systematycznie się zmniejsza. nasz kontynent bardzo powoli, ale konsekwentnie zmienia się w muzułmański.
dlatego nie jestem w stanie zrozumieć poparcia środowisk lewicowych dla rozwoju i ekspansji islamu. jeśli nie zrozumiemy, że to nasi wrogowie, a nie przyjaciele dalej będziemy ślepi na ewidentnie widoczne fakty.
i jeszcze jedna ważna rzecz. ekstremiści muzułmańscy nie są w stanie zrozumieć środowisk świeckich. dla nich Amerykanie są może i wrogami, ale przynajmniej poważnie eksponują wiarę w Boga. wprawdzie w innego niż muzułmanie, ale to zawsze jakaś Siła Wyższa. natomiast środowiska lewicowe w większości będące laickimi (pomimo tego, że wielu z nas wyznaje jakąś religię) są jeszcze większymi wrogami niż teokratyczni Amerykanie. muzułmanie nie mogą pojąć, że ktoś uznaje religię za sprawę całkowicie prywatną i uważa, że państwo nie powinno się wtrącać w system wierzeń jaki występuje na danym terenie.
wróg naszego wroga nie zawsze jest naszym przyjacielem. w tym przypadku to przysłowie sprawdza się idealnie. przestańmy popierać muzułmanów. nie możemy popierać systemu, który jest teokratyczny, feudalny i totalitarny. który spycha każdą społeczność do przysłowiowego średniowiecza.
muzułmanie są wrogami cywilizacji europejskiej. im prędzej lewica to zrozumie tym mniejsze będzie rozczarowanie jakie niewątpliwie przyjdzie.

Brak komentarzy: