Łączna liczba wyświetleń

sobota, 16 listopada 2013

nie chcę być prostakiem

boli mnie, że ewangelicyzm w tym kraju tak bardzo upodabnia się do katolicyzmu ludowego. czyli najbardziej wstecznej, prymitywnej i prostackiej formy religijnej jaka kiedykolwiek nawiedziła nasz kraj. staje się zaborczy, agresywny, nietolerancyjny. w niedopuszczalny, arogancki sposób próbuje wpływać na życie członków Kościołów. ustala pewne "dogmaty", których każe się trzymać, a ich przekroczenie skutkuje oskarżeniem o nieortodoksyjność. to największa herezja. ewangelikalny chrześcijanin musi bowiem za wszelką cenę być ortodoksyjny. w zasadzie cholera wie, co to słowo oznacza, ale każdy z nich ma za wszelką cenę być ortodokdyjny. a skoro nie ma jednej definicji "ortodokcji" to różni ludzie w różnych zborach mogą być czasem uznani za "nieortodoksyjnych", co wiąże się często z żądaniem "nawrócenia". a owo "nawrócenie" to nic innego jak przyjęcie postawy akceptowanej w danym zborze. kolejnym elementem braku definicji, nieunikniona wydaje się sytuacja, w której "nawrócenie" wymagane przez jeden zbór będzie się kłócić z "nawróceniem" wymaganym przez inny zbór. i co wtedy? :)
kolejną wielką wadą polskiego ewangelicyzmu jest syndrom "oblężonej twierdzy". i to nie chodzi o zwykłą, zrozumiałą niechęć do otoczenia, w którym jest wroga większość, ale prawdziwą schizę, że ten świat jest wrogiem, który tylko czyha na niewinne ewangelikalne duszyczki. to jest upadobnienie do katolicyzmu rydzykowego, który może jest nawet i gorszy niż ten ludowy. wmawiają ludziom, że są jedynymi wybranymi przez Boga, otoczonymi przez tych, którzy Bożego wybrania "nie doświadczyli" i nie odpowiedzieli na "wezwanie" Chrystusa. nawet jeśli ktoś jest szczerze nawróconuy, ewangelikalny tego nie uzna, póki ów nawrócony nie zostanie członkiem ich grupy. bo tylko właściwa "legitymacja partyjna" daje zbawienie. nic innego. i ta właśnie "oblężona twierdza"  stygmatyzuje całą grupę, a czasem wręcz wystawia na pośmiewisko, co grupa oczywiście odbiera jako "prześladowanie za wiarę". 
boli mnie antyintelektualizm polskiego ewangelicyzmu na palcach jednej ręki możemy policzyć ludzi z doktoratami z teologii. habilitacja to w tym momencie czysta fantastyka. niny jest wymóg, by każdy pastor legitymował się przynajmniej licencjatem z teologii, ale bądźmy szczerzy, cóż to jest licencjat? owszem, daje jakieś ogólne pojęcie, ale to o wiele za mało. mogę podejrzewać, że ów antyintelektualizm może być powodowany słynnymi biblijnymi "prostaczkami" do których przyszedł Chrystus. może oni chcą być takimi właśnie prostaczkami, bo się boją, że nie rozpoznają Chrystusa, gdy przyjdzie po raz drugi? nie wiem i nie chcę zgadywać. tylko, że ja chciałbym brać przykład z Jezusa, gdy chodzi o znajomość Pisma, a nie z tego, do kogo przyszedł. oczywiście nie wszystkie zbory są takie, niektóre można wręcz stawiać za wzór, ale ogólnie nie jest za dobrze. i to mnie bardzo martwi. 
czyżby niektórzy sądzili, że poznawanie teologii, historii Kościoła będzie prowadzić do utraty owej "pierwszej miłości". jakby bycie owym prostakiem było jakimś celem, do którego za wszelką cenę należy dążyć.

Brak komentarzy: