Łączna liczba wyświetleń

środa, 3 marca 2010

chrześcijanie w Indiach

więc jednak ktoś czyta mojego bloga. to bardzo miła wiadomość. skoro Jarosław zostawił komentarz znaczy przeczytał tekst. wspaniale.
mógłbym oczywiście odpowiedzieć pod nim, ale treść jest na tyle ciekawa, że postanowiłem wysmażyć kolejny artykuł.
w tekście "i po co ten tydzień modlitwy" napisałem o pretensjach kleru rzymskokatolickiego do działań mniejszych grup chrześcijańskich, zwłaszcza zielonoświątkowych w Indiach. z wypowiedzi wynika, że chodzi tu o zwykłą zazdrość powodowaną chyba tym, że organizacja z Watykanu na terenie Indii zostaje daleko w tyle jeśli chodzi o sukcesy misyjne. skoro nie można z kimś wygrać poprzez własne działania można się przynajmniej poskarżyć do mediów. oto, co dostałem w odpowiedzi.

"Pytanie czy to Kościół katolicki postrzega głoszenie jako rywalizacje czy tez raczej wielu zielonoświątkowców. Nie znam sytuacji w Indii na tyle dobrze, by się wypowiadać, ale miałem okazje porozmawiać z chrześcijanami z Iraku. I ich zdanie było całkiem podobne. Chmary charyzmatycznych ewangelistów przybyły do ich kraju z USA i wzięły się do... nawracania. Kogo? Ano chrześcijan o korzeniach sięgających bezpośrednio czasów Chrystusowych. Ale w oczach dzielnych głosicieli nie byli oni 'narodzeni na nowo'... 'Jerzykami' tez nie mówili. Moi rozmówcy (chrześcijanin z Kościoła Syryjsko-Ortodoksyjnego, 'chaldejczyk w unii z Rzymem i zakonnica-dominikanka) podkreślali, ze działalność ewangelikalnych i zielonoświątkowych głosicieli na nowo polaryzuje społeczność chrześcijańską, która w ostatnich dziesięcioleciach bardzo się zintegrowała. Jeśli w Indiach jest choć trochę podobnie, nie dziwie się temu księdzu."

nie wiem czy sytuację w Iraku można porównywać do tej w Indiach. rzeczywiście nad Tygrysem i Eufratem są chrześcijańskie społeczności starsze niż możemy sobie wyobrazić. natomiast w Indiach taka sytuacja nie ma miejsca. tam teren jest niemalże "dziewiczy", gdyż chrześcijaństwo w Indiach zawsze było na uboczu. istniało wprawdzie już od starożytności, niemniej chrześcijanie zawsze "ginęli" w ogólnej masie wyznawców głównie hinduizmu, a także buddyzmu i islamu. sytuacja ta absolutnie nie da się porównać z tą w Indiach, gdyż chrześcijańscy misjonarze jadą na tereny, gdzie do tej pory chrześcijaństwo nie było znane. nawet dziś kiedy oficjalnie chrześcijan protestantów jest w Indiach ok 20 milionów stanowi to krople w morzu ludności (niecałe 2%). nie da się więc obronić tezy, że ewangeliczni misjonarze "nawracają" na swoją wiarę chrześcijan zasiedziałych w Indiach od wieków, gdyż jest to zwyczajnie nieprawda.

mogę się dalej domyślać, iż za wypowiedzią tego hinduskiego księdza katolickiego stoi jak zawsze w przypadku katolików spora niechęć do wszystkich innych chrześcijan. niechęć podyktowana tylko i wyłącznie względami dogmatycznymi. czyli dokładnie takimi z jakimi na każdym kroku spotykamy się w naszym kraju.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Tak, Olimpijczyku, Jaroslaw przeczytal tekst i nie tylko zreszta ten jeden. Twoj blog mi sie podoba, ale na razie ogranicze sie do tego watku.

Zacznijmy moze od historii. ´Chrzescijanie Tomaszowi´ pojawili sie (w tej chwili abstrahujac nawet od kwestii czy za sprawa misji sw. Tomasza Apostola czy tez nie) w I wieku. Pod tym wzgledem nie ma wiec roznicy. Rzeczywiscie jednak o ile chrzescijanie w Mezopotamii w starozytnosci stanowili przez pewien czas grupe calkiem pokazna, o tyle w Indiach byli - az po anglikansko/protestanckie misje w XIX i XX stulediu - zjawiskiem statystycznie marginalnym. Pytanie jednak jak jest obecnie? W Iraku zyje obecnie ok. 4% chrzescijan (tendencja spadkowa), w Indiach 2,3% (tendencja lekko wzrostowa). Mozesz powiedziec, ze to jednak spora roznica, bo prawie dwukrotna (w kazdym razie w procentach), ale w obydwu wypadkach oznacza to ze ponad 95% ludnosci chrzescijanstwa nie wyznaje. A wiec w obydwu wypadkach mamy do czynienia z 'dziewiczymi' terenami. Czy jednak, znajac swoich wspolwyznawcow, mozesz tak z reka na sercu powiedziec, ze rzeczywiscie kieruja swoje gloszenie wylacznie na nie-chrzescijan i powstrzymuja sie od wszelkiego prozelityzmu? Poniewaz rowniez ich troche znam, mocno w to watpie.
A tak na koniec: o ile wiem w katolicyzmie nie ma zadnego dogmatu nakazujacego niechec do kogokolwiek, o jakiej "niecheci podyktowanej wzgledami dogmatycznymi" piszesz?

Pozdrawiam serdecznie i dzieki za inspirujace teksty

Jaroslaw